W Warszawie jest 400 kamer, które są w stanie wykonać takie zbliżenie, że dokładnie widać wszystkie detale, rysy twarzy, itd. W Londynie jest 200 tysięcy kamer, a przeciętny mieszkaniec miasta jest przez nie rejestrowany średnio 90 razy na dobę - ale i tak Londyn nie jest na co dzień jakimś super bezpiecznym miejscem. Czy wobec tego powinno się zwiększać zasięg monitoringu w polskich miastach? W jakich sytuacjach dla bezpieczeństwa jesteśmy w stanie zrezygnować z prywatności? Czy są jakieś granice kontroli społecznej?
- Liczba kamer w Warszawie jest znacznie większa, gdyż dochodzą do tego prywatne systemy monitoringu, ona liczba sięga kilku tysięcy - mówiła w Czwórce Barbara Gubernat z fundacji Panoptykon. Badaczka zwracała uwagę, że obecnie system podglądania obywateli przez obywateli nie jest uregulowany żadną ustawą co w praktyce może prowadzić do naruszenia naszej prywatności. - W tej chwili kwestia monitoringu jest rozproszona w wielu przepisach. Uregulowane jest użycie systemów tego typu w więzieniach, szpitalach psychiatrycznych i kasynach. Niestety jeżeli chodzi o osiedla, zakłady pracy sytuacja już wymyka się spod kontroli - mówił gość audycji "4 do 4".
Na pozytywne aspekty monitoringu uwagę zwracał Konrad Maj, psycholog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Gośc Krzysztofa Grzybowskiego mówił, że negatywny stosunek do monitoringu zmienia się w sytuacji, gdy stajemy się ofiarami przestępstwa. - Nagrania z kamer stają się jednym ze sposobów wykrycia sprawcy. Także te kamery mogą słuzyć dobrej sprawie, tylko trzeba je wykorzystywać z głową.
Barbara Gubernat i Konrad Maj fot. Wojciech Kusiński
A co o całej sprawie myślą słuchacze Czwórki? Posłuchaj nagrania dyskusji.
bch