- Produkcja filmu była dla nas dużym wyzwaniem i prace przebiegały wieloetapowo - opowiada reżyser Noël Dernesch. - W sumie trwało to wszystko siedem lat. W tym czasie zdążyliśmy zaprzyjaźnić się z naszymi bohaterami, co umożliwiło nam nakręcenie wielu scen, których normalnie nie można by było zrobić.
Bohaterami "W drodze do Jah" są Gentleman oraz Albarosie. Ten pierwszy naprawdę nazywa się Tilmann Otto. Dorastał w Kolonii, a Jamajkę odwiedzał regularnie od 17. roku życia, kiedy to wyjechał na wakacje na Karaiby, pierwszy raz stanął za mikrofonem i od razu zrozumiał, że to właśnie w życiu chce robić. Ojciec dwójki dzieci, związany z Tamiką, która śpiewa w towarzyszącym mu zespole Far East Band, uznaje dziś Jamajkę za drugą ojczyznę.
Bob Marley: reggae jest rzeką miłości >>>
Z kolei Albarosie, a właściwie Alberto D’Ascola, wychował się w sycylijskim mieście Marsala, ale w wieku 23 zdecydował się zamieszkać na Jamajce, aby być bliżej kultury Rastafarian. Ten uzdolniony multi-instrumentalista, który gra na pianinie, basie, gitarze i perkusji, znany jest w świecie reggae z takich utworów, jak "Rastafari Anthem", "Kingston Town" czy "Call Up Jah".
plakat do filmu
Dla goszczących u Makena filmowców "W drodze do Jah" było pierwszym kontaktem ze sceną reggae. - Szczerze mówiąc nigdy nie byłem wielkim fanem takiej muzyki - zwierza się reżyser. - Kiedy jednak mój biznesowy partner Moritz Springer rzucił pomysł, by zrobić film o repatriacji białych ludzi do Etiopii postanowiłem wziąć w tym udział. Tyle, że zawsze bardziej interesowała mnie Jamajka.
I to właśnie na Jamajkę zabierają nas twórcy obrazu, i wraz ze swoimi bohaterami pokazują kraj pełen magii i kontrastów. W podróży towarzyszą im profesor Carolyn Cooper, analizująca polityczną i kulturalną sytuację na Jamajce, Jack Radics, odkrywający zaskakującą prawdę o reggae, jak również jamajska wokalistka Terry Lynn, pokazująca codzienne życie na ulicach gett w Kingston. - Zależało nam na tym, żeby w filmie znalazła się jakaś silna kobieta z Jamajki - wyjaśniają goście "DJ Pasma". - O Terry Lynn usłyszeliśmy od menadżera Gentelmana. Okazała się być idealną kandydatką do naszej opowieści. I bardzo charyzmatyczną artystką - podsumowują filmowcy.
(kul/kd)