– Kłamać to znaczy przedstawiać jakiś stan rzeczy, który nie zaszedł albo nie zajdzie, mając świadomość tego, że mówi się nieprawdę – tłumaczył 18 listopada w starej Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego filozof i etyk prof. Jacek Hołówka. W debacie „Dlaczego się okłamujemy? Czy lepiej wiedzieć, czy udawać?” udział wzięli między innymi Krystyna Kofta, Andrzej Wajda i Marcin Meller. Debacie przysłuchiwała się z mikrofonem Czwórki Martyna Ogonek.
– Człowiek, który kłamie, chce świadomie wprowadzić drugą osobę w błąd po to, by czerpać z tego korzyść. Jeśli kłamstwo dotyczy błahych kwestii, nie jest kłamstwem, tylko grą, by komuś zakręcić w głowie, zmusić do myślenia, przedstawić hipotezy, z których sobie nie zdawał sprawy – wyjaśniał Jacek Hołówka.
Okazuje się, że nie każde kłamstwo jest złe. Kiedy zatem może zostać usprawiedliwione?
– Jeśli ktoś kłamie by uratować komuś życie, nie robi nic złego. Istnieją kłamstwa, które możemy uznać za bardzo chwalebny sposób postępowania. Kłamstwo na ogół jest złe, ale z tego nie wynika że nie ma dobrych kłamstw – zapewnia Jacek Hołówka.
W opinii uczestników debaty, w Polsce istnieje pewne przyzwolenie na kłamstwo i oszukiwanie. Jeśli ktoś nie potrafi kłamać, uważany jest za mało „obrotnego”. Samo uciekanie się do oszustwa bywa natomiast eufemistycznie nazywane „kombinowaniem”.
– Kombinować oznacza po prostu oszukiwać. W ramach tego oszustwa może się mieścić kłamstwo, ale jest to jednak trochę coś innego – zastanawia się Marcin Meller. – W Polsce jest przyzwolenie na oszukiwanie państwa, władz, uczelni. Z drugiej strony, ludzie potrafią oburzyć się jawnym kłamstwem, więc to taka lekka schizofrenia, ale tak to funkcjonuje – przyznaje dziennikarz.
Am
Więcej w reportażu Martyny Ogonek. Kliknij ikonkę głośnika w ramce po prawej stronie.