21 lat temu, dokładnie 29 kwietnia 1992 roku, z Lwowskiej Galerii Obrazów zostały skradzione wspomniane dzieła. "Nokturn" Grottgera wyceniono na 2,5 tysiąca dolarów, "Pojednanie" na 1,5 tysiąca, a szkic Jana Matejki do obrazu "Jan Sobieski pod Wiedniem" na 3 tysiące dolarów. W porównaniu z innymi kradzieżami na rynku dzieł sztuki są to niewielkie kwoty. Jednak w przypadku tej kradzieży mamy do czynienia z przelaniem ludzkiej krwi.
- Do galerii przyszło dwóch mężczyzn, wyglądali na zwykłych zwiedzających. Jedyną charakterystyczną rzeczą była duża torba, z której wystawały narcyzy - opowiada Gunia Nowik, historyk sztuki. - Jak się później okazało oprócz kwiatów znajdował się tam też ładunek wybuchowy, który włamywacze planowali zostawić w jednej z sal w celu odwrócenia uwagi od miejsca kradzieży. Jednak przy wejściu do sal z ekspozycją osoba pilnująca eksponatów zawróciła panów do szatni. Co pokrzyżowało ich plany, jednak nie odstąpili od swego planu kradzieży - mówi ekspert.
Wybuch nastąpił w szatni, a przestępcy zaczęli ściągać obrazy ze ścian. Osoba, która to zobaczyła została bardzo szybko przez nich unieszkodliwiona i nie miała możliwości włączenia alarmu. Na drodze przestępców staną kustosz galerii. Został uderzony kolbą pistoletu.
- Kolejnym na drodze przestępców był Dymitr Szelest, ci strzelili do niego. Następnie oddali strzał do Jarosława Wowczeka - mężczyzna zginął na miejscu, Dymitr Szelest zmarł w drodze do szpitala - opowiada historyk sztuki.
Pozostają pytania o ochronę galerii i działania milicji. Skradzionych obrazów nigdy nie odnaleziono. Eksperci oceniają, że była to kradzież na zamówienie - posłuchaj załączonego dźwięku, przygotowanego przez Dominika Olędzkiego z audycji "Kontrkultura" i oceń czy można było zapobiec tym nieszczęściom.
Na cykl "Obraz z dreszczykiem" zapraszamy do Czwórki w każdy weekend.
(pj)