– Pamiętam, że na każdym etapie mojego dzieciństwa, spotykałam się z opowieściami, które wywoływały strach – przyznaje Iwona Krynicka, wydawca książek dla dzieci. O "strasznych" publikacjach dla najmłodszych, które po dziś dzień pamiętają dorośli, mówiła w audycji "Na cztery ręce" wraz z Ewą Świerżewską z portalu qlturka.pl.
Goście Czwórki zwracają uwagę, że szczególnie baśnie Hansa Christiana Andersena i Braci Grimm potrafią wywołać u dzieci przerażenie, o którym wciąż pamięta się będąc dorosłym człowiekiem. – Zwłaszcza "Dziewczynka z zapałkami". Ten fragment mówiący o "małym trupku znalezionym nad ranem", potrafił przyprawić o gęsią skórkę – mówi Ewa Świerżewska.
Jak tłumaczą goście Bogusi Marszalik i Huberta Augustyniaka, przed audycją przeprowadziły sondę wśród swoich znajomych. Okazuje się, że do innych pozycji, które swego czasu wywoływały szereg nieprzyjemnych uczuć, zaliczyć można także m. in. "Opowieści z Narnii", "Czarnoksiężnika z Krainy Oz" i "Muminki". – Buka i Hatifnatowie przerażali chyba każdego – zgodne przyznają goście "Na cztery ręce".
Zdaniem Iwony Krynickiej, te książki z perspektywy dorosłego nie są już takie straszne, ale w dzieciństwie potrafiły wiele w małej główce namieszać. Dlaczego? Bo dzięki nim dzieci stykały się ze zjawiskami takimi jak śmierć, choroba, niesprawiedliwość, zawiść czy podstęp, z którymi niekoniecznie miały do czynienia w realnym świecie. Czy zatem straszne historie miały czemuś służyć? Okazuje się, że tak. Goście audycji tłumaczą, że przez to, że baśniowe historie dzieci traktują, jako nierealne, to łatwiej jest im się oswoić z takimi zjawiskami. – Inaczej maluch przeżywa śmierć bohatera książki, a inaczej śmierć babci, ale rozumie już istotę sytuacji, poczuł kiedyś podobny ból – wyjaśniają zgodnie goście.
Więcej w rozmowie Bogusi Marszalik i Huberta Augustyniaka z Iwoną Krynicką i Ewą Świerżewską. Dźwięk znajdziesz w ramce po prawej stronie.
ap