Zapewne w wielu czytelnikach, zwłaszcza w tych odkładających realizację swych podróżniczych planów, najnowsza książka Marzeny Filipczak wywoła prawdziwą frustrację. Autorka przekonuje w niej bowiem, iż doświadczenie romantycznego klimatu Wenecji, czy surowego piękna skandynawskich pejzaży jest w zasięgu ręki każdego podróżnika. Wystarczy odrobina chęci i orientacji w ofertach tanich linii lotniczych.
- Tanie latanie jest naprawdę bardzo proste i naprawdę bardzo tanie, o ile jest się w stanie zrezygnować z pewnych udogodnień – przekonywała Filipczak w audycji "Na cztery ręce". Wokół budzących zdumienie ofert tanich linii lotniczych narosło wiele mitów, miedzy innymi dotyczących ukrytych w nich kosztów. Zdaniem podróżniczki by uniknąć zaskoczeń trzeba uważanie wczytywać się w regulaminy.
- To jest dokładnie jak z każdą inną usługą, dostajemy to, za co zapłaciliśmy. Jeżeli zapłaciłam za sam lot, to dostaje sam lot, jeśli dopłaciłam za bagaż, to dostaje też bagaż, jeśli zapłaciłam za pierwszeństwo wejścia na pokład, to mogę też wejść na pokład. Ja rezygnuje z części tych usług, chyba, że lecę z nartami albo ze sprzętem – opowiadała.
Dzięki tanim liniom lotniczym Filipczak poznała dużą część Europy. Najtańsze lotnicze bilety podróżniczka nabyła za... 4 grosze.
- To był rok bodajże 2009, Ryanair miał ceny po jednym eurocencie. Kupiłam wtedy 16 biletów. Były to głównie loty wewnętrzne do Włoch, po Włoszech, do Hiszpanii. Trzeba pamiętać, że tych tanich biletów nie jest tysiąc, tylko jest ich kilka pewna określona pula, do tego ludzie nie wiedzą kiedy kupować czego nie dokupować – tłumaczyła.
Choć, jak opowiadała Filipczak, obecnie nie ma już tylu lotów za złotówkę, co jeszcze kilka lat temu, to w dalszym ciągu można znaleźć wiele atrakcyjnych ofert przelotu. O najlepszych lotniczych okazjach autorki "Lecę dalej. Tanie podniebne podróże" dowiesz się słuchając nagrania audycji.
bch