Termin karoshi narodził się w Japonii w 1969 roku, kiedy po raz pierwszy odnotowano przypadek śmierci z przepracowania. Czy Polakom grozi przepracowanie? Jak wygląda pracoholizm po polsku? Kiedy powinna zapalić nam się czerwona lampka?
Kinga Szewczyk i Mateusz Dąbrowski rzucili pracę w korporacji by oddać się swoim pasjom. Swoje życia wywrócili do góry nogami.
- Pracowałam w korporacji 10 lat, z czego ostatnie 3 lata powoli dojrzewałam do tego, by stworzyć własną firmę. Chciałam robić coś bardziej kreatywnego, chciałam się realizować i oddać swojej pasji - mówi Kinga Szewczyk. - Zawsze chciałam uczyć języków. Dziś mam swoją szkołę.
Mateusz Dąbrowski studiując psychologię marzył o pracy w korporacji. - Taka praca była dla mnie obrazem kariery, sukcesu, czegoś prestiżowego - opowiada w Czwórce. - Jak już się dostałem do upragnionej korporacji to zajmowałem się rekrutacją, a potem szkoleniami - dodaje.
Kinga dzięki korporacji miała okazję pracować we Francji, Mateusz przyznaje, że początkowo i jego praca była frajdą. Awanse, szkolenia, wyjazdy i urlopy to nagrody za bycie trybikiem w wielkiej firmie, za nadgodziny i pewną utratę wolności.
Goście Czwórki z czasem odkryli, że chcą robić coś innego. Nie chcą by codzienne wstawanie do pracy było "karą". - Trzeba się zastanowić nad swoimi wartościami, nad tym, co chcemy robić w życiu - radzi Mateusz. - W korporacji trzeba być trybikiem, jeśli ktoś ceni wolność, to się nie sprawdzi.
Dziś oboje pracują na własny rachunek - zrezygnowali z udręki pracy w korporacji ale i z bonusów z niej płynących. Nie są w stanie ocenić, czy pracują mniej, ale na pewno są mniej zmęczeni. - Jeśli robisz to, co kochasz wkładasz w to pasję, to pieniądze same przyjdą - mówi Kinga Szewczyk.
Czy Kindze i Mateuszowi udało się uciec od pracoholizmu, czy "na własnym" nie grozi im już karoshi dowiesz się słuchając załączonej audycji "Na cztery ręce".
(pj)