Logo Polskiego Radia
Jedynka
Andrzej Gralewski 29.11.2010

USA zrobiły z siebie pośmiewisko

Marek Siwiec (SLD): Przeciek będzie powodem do drwin ze Stanów Zjednoczonych, tym bardziej że USA nie są lubianym krajem.
Marek SiwiecMarek SiwiecW. Kusiński PR

Eurodeputowany SLD Marek Siwiec bagatelizuje wagę przecieku tajnych dokumentów dyplomatycznych, jakie opublikował specjalizujący sie w takich sprawach portal WikiLeaks. - To nie jest wielka rzecz, ani skandal. Większe skandale widziałem - mów w magazynie "Z kraju i ze świata". Siwiec zwraca uwagę, że przeciek będzie przede wszystkim przedmiotem drwin z Amerykanów.

- Ameryka nie jest lubianym krajem - ocenia w rozmowie z Zuzanną Dąbrowską. I zapewnia, że nie jest zadowolony z zaistniałej sytuacji. Jego zdaniem, przeciek osłabia przywództwo USA na świecie. - A w zasadzie brak przywództwa - podkreśla Siwiec. Wskazuje też, że nie ma dyplomacji bez dyskrecji, bo na tym właśnie polega dyplomacja.

Zdaniem eurodeputowanego, publikacja materiałów została przygotowana bardzo profesjonalnie. - Od kilku dni informowano, że nastąpi przeciek. Rozesłano materiały do czterech wielkich gazet, żeby na ich stronach też były dostępne, i żeby nie zatkały się serwery WikiLeaks - mówi Marek Siwiec. Więc portal nie był jedynym źródłem informacji.

Gość Jedynki tłumaczy, że materiały zostały wykradzione przez młodszego pracownika administracji waszyngtońskiej. Same materiały nie były tajne, a dostęp do nich miały instytucje, które po 11 września zajmują się bezpieczeństwem.

WikiLeaks ujawnia 972 depesze stanowiące korespondencję między amerykańskimi dyplomatami rezydującymi w Polsce, a Waszyngtonem. 970 to depesze wymieniane z ambasadą USA w Warszawie, a 2 to depesze wymieniane z konsulatem w Krakowie.

(ag)

Aby wysłuchać całej rozmowy kliknij "Będą drwiny z USA" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.
Magazynu "Z kraju i ze świata" można słuchać w dni powszednie od godz. 12:15.

*

Zuzanna Dąbrowska: Moim gościem jest eurodeputowany Lewicy Marek Siwiec, członek Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego. Witam pana.

Marek Siwiec: Witam państwa.

Z.D.: 970 wiadomości z Polski, tyle ma znaleźć się na stronach opublikowanych przez Wikileaks, tyle ma być dokumentów. Już wiadomo, że dwa pochodzą z Krakowa, z konsulatu amerykańskiego. Jak pan sądzi, jakie informacje tam się znajdą? Dowiemy się, co o nas myślą Amerykanie, dyplomacja amerykańska?

M.S.: Z Krakowa to nie wiem, czy będzie coś szokującego, natomiast to jest odkrywanie kuchni. Jak w każdej kuchni, są odpadki, są (w takiej prawdziwej, poważnej kuchni) przekleństwa, czasami produkt wychodzi z tego fantastyczny, natomiast pokazywanie kuchni nie służy podnoszeniu apetytu. I mówiąc wprost, amerykańska dyplomacja traci bardzo dużo wiarygodności i bardzo dużo instrumentów skuteczności. Skuteczność w dyplomacji polega na tym, że zbiera się informacje i tworzy się klimat dla własnej polityki. Jeżeli będzie rezerwa wśród rozmówców amerykańskich dyplomatów wobec nich i wobec ich kraju, to polityka będzie mniej skuteczna.

Z.D.: No tak, ale to była bardzo duża operacja logistyczna przeprowadzona przez Wikileaks. Przecież to nie jest po prostu zawieszenie jakichś dokumentów w Internecie, ale bardzo starannie zaplanowana akcja, rozesłanie do największych gazet światowych określonych informacji. Więc to nie jest tylko tak, że ktoś był niedyskretny...

M.S.: Nie, nie, ale...

Z.D.: ...i przez to źle ktoś na kogoś popatrzy. To jest walka.

M.S.: Oczywiście. Po pierwsze dotarli właściciele Wikileaks do tego zbioru. Ten zbiór podobno został wykradziony, bo tak trzeba powiedzieć, przez młodszego pracownika służb wywiadowczych amerykańskich, który jakoś tam miał na pieńku albo na pieńku z nim miała administracja amerykańska. System wymiany informacji amerykańskich jest taki, że do wiadomości poufnych, bo to nie były wiadomości ściśle tajne, mają dostęp wszystkie instytucje, które po 11 września mają ze sobą współpracować, aby przeciwdziałać terroryzmowi. W związku z tym dotrzeć do takiego zbioru, jak się już było pracownikiem instytucji, nie było tak trudno. To po pierwsze.

Po drugie sam marketing wokół sprzedania tego opinii publicznej był zawodowy, dlatego że wybrano smaczki niemieckie, które wydrukował...

Z.D.: Der Spiegel.

M.S.: Der Spiegel, smaczki francuskie. I tę metodą kapania i sterowania zainteresowania osiągnięto dwie rzeczy – po pierwsze, że ludzie zaczęli się interesować, ja pierwszą wiadomość przeczytałem w serwisach informacyjnych 24 listopada, czyli dobrych kilka dni temu, więc zaczęli się interesować, po drugie – wiedzieli, gdzie szukać, w kilku miejscach tych przecieków, w związku z tym zapchany przez internautów portal właściwy Wikileaks nie był jedynym źródłem informacji. Tak że zrobiono to bardzo zawodowo.

I jeszcze jedna uwaga z tym związana – pokazuje ta sytuacja, jak technologia wpływa na politykę, jak wpływa na praktyczny sposób uprawiania polityki, i to jest sygnał, to jest memento zarówno pozytywne, jak i negatywne.

Z.D.: Czy z tego, co już wiemy, te informacje, które publikuje Wikileaks i największe światowe tytułu prasowe są takie, że rzeczywiście na przykład Parlament Europejski powinien się sprawą zająć, komisja spraw zagranicznych to omówić? Czy to jest wielka rzecz?

M.S.: Nie, to nie jest wielka rzecz, to nie jest skandal. Więcej widziałem skandali w ostatnich latach, natomiast to będzie na pewno przedmiotem drwin z Ameryki. Ameryka nie jest popularnym krajem wśród wielu parlamentarzystów (mówię szczerze, choć bez satysfakcji), wśród lewicy i na pewno tych drwin będzie bardzo wiele. I gdyby miał sobie odpowiedzieć publicznie, ale też w skrytości ducha, czy ja jestem zadowolony z zaistniałej sytuacji, ja nie jestem zadowolony, dlatego że to osłabia przywództwo amerykańskie na świecie albo obnaża brak przywództwa wprost. A po drugie nie ma dyplomacji bez dyskrecji. Dyplomacja jest sztuką, którą się uprawia w zaciszach gabinetów, chroni się te informacje i jeżeli one stają się publiczne, to tak naprawdę mówimy o dyplomacji publicznej. Jest takie pojęcie, tylko że to już jest zupełnie inny rodzaj oddziaływania, bardziej związany z opinią publiczną. Amerykanie wiedzieli, co się dzieje, ostrzegali i w moim przekonaniu ostrzegli precyzyjnie zainteresowane rządy, stąd pewność premiera, że on właściwie nie ma się czego bać. No, dobrze, że się niczego premier nie boi, cieszę się, że... chciałbym wierzyć, że polskie władze wystąpią tutaj w roli pozytywnych bohaterów, na przykład przeczytam, że polskie władze budziły podziw i zachwyt amerykańskich dyplomatów, którzy z nimi mieli do czynienia, choć...

Z.D.: Raczej przeczytamy dokładnie, dlaczego nie ma u nas tarczy antyrakietowej.

M.S.: No właśnie. Jeżeli tu byśmy się mieli dowiedzieć, że dzięki nadwrażliwej polityce, która wpychała Polskę w objęcia amerykańskie, zresztą nieskutecznie, doprowadziliśmy do sytuacji, gdzie tarczę antyrakietową zastępuje nieuzbrojona bateria rakiet Patriot raz na dwa miesiące, no to to jest pewien rodzaj chichotu dyplomacji, chichotu historii. Szkoda, że ta refleksja nie dociera do opinii publicznej, no bo jednak to się dzieje w naszym kraju, ktoś za to powinien odpowiedzialność ponieść.

Z.D.: Ale może trochę tej prawdy i prawdziwych opinii w świecie międzynarodowej polityki i dyplomacji nie zaszkodzi, a może nawet pomoże. Bardzo dziękuję za rozmowę.

M.S.: Dziękuję bardzo.

Z.D.: Moim gościem był eurodeputowany Marek Siwiec.

(J.M.)