Najpierw większość krajów członkowskich nie zgodziła się na finansowe wsparcie z unijnego Funduszu Solidarności, co Parlament Europejski przyjął z oburzeniem. Później unijne rządy w zamian zaproponowały kredyt ze wspólnej kasy, to z kolei teraz oprotestowali deputowani z komisji budżetowej. A chodzi o prawie 183 miliony euro, z czego 105,5 miliona euro miało przypaść Polsce.
Kredyt, który zaproponowały unijne rządy fachowo nazywa się "negatywną rezerwą budżetową". Polega ona na tym, że pieniądze zostaną pożyczone i wypłacone z europejskiego budżetu, ale do końca roku muszą być zwrócone. Trzeba więc będzie znaleźć w unijnej kasie niewydane fundusze i z tych pieniędzy zwrócić "pożyczkę".
Problem tylko w tym, że pieniądze z tak zwanej "negatywnej rezerwy" są ograniczone tylko do 200 milionów euro. - Stawia to pod znakiem zapytania całą solidarność Unii Europejskiej. Moje pytanie jest - co się stanie jak będzie kataklizm w innym kraju w maju czy czerwcu? Pieniądze zostały już wyczerpane. Uważam korzystanie z negatywnej rezerwy za bardzo krótkowzroczne - powiedziała europosłanka Sidonia Jędrzejewska, która odpowiada za negocjacje budżetowe.
Zalany Zgorzelec (fot. zgorzelec.info)
Pod koniec marca odbędą się rozmowy deputowanych z unijnych rządami i wtedy powinno być wiadomo, czy możliwe jest porozumienie i tym samym odblokowanie pieniędzy na pokrycie strat i odbudowę infrastruktury zniszczonej przez ubiegłoroczną powódź. Nawiedziła ona nie tylko Polskę, ale kilka pozostałych, unijnych krajów między innymi Słowację, Węgry, Czechy i Rumunię.
IAR, sm