Umowę o wstąpieniu do ESO podpisali we wtorek w Warszawie minister nauki i szkolnictwa wyższego Lena Kolarska-Bobińska i dyrektor generalny ESO prof. Tim de Zeeuw.
Powołane w 1962 roku Europejskie Obserwatorium Południowe zrzesza 14 europejskich krajów i Brazylię. - To bardzo ważny moment dla polskiej nauki i przełomowy z wielu względów. Niedawno podpisywaliśmy umowę o wstąpieniu do Europejskiej Agencji Kosmicznej, a teraz wchodzimy do organizacji, która jest przodującą na świecie w dziedzinie badań astronomicznych - mówi dyrektor Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika (CAMK) PAN w Warszawie prof. Marek Sarna.
- To astronomiczny odpowiednik CERN-u - mówi prof. Kazimierz Stępień z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego. - Najważniejszy dla polskich naukowców jest dostęp do niezwykle zaawansowanej aparatury, która pozwoli nam uczestniczyć w najbardziej zaawansowanych badaniach astronomicznych.
- Gdy naukowiec złoży wniosek obserwacyjny, który zostanie zaakceptowany do realizacji, to nie musi już martwić się o kwestie finansowe wyjazdu na obserwacje do dalekiego Chile. W krajach członkowskich ESO pokrywa koszty dojazdu i pobytu w swoich obserwatoriach, nie trzeba więc w danej chwili dysponować grantem z innych źródeł, tylko można spokojnie skupić się na naukowych aspektach badań – wyjaśnia dyrektor CAMK. Miejsca pracy otworzą się także dla informatyków.
ESO ma ciągły program inwestycyjny. Tutaj bez przerwy budowane są nowe instrumenty naukowe, nie tylko teleskopy, ale też urządzenia, które się do nich "podwiesza".
Obecnie ESO buduje w Chile przełomowy instrument - Ekstremalnie Wielki Teleskop Europejski - który otworzy zupełnie nowe możliwości obserwacyjne. Średnica jego zwierciadła wyniesie blisko 40 metrów, sam teleskop będzie kosztował około miliarda euro. Gdy Polska stanie się członkiem ESO, to nasze firmy będą mogły składać wnioski i brać udział w przetargach. - Z tego, co wiem już się do tego szykują - mówi prof. Stępień. - To była ostatnia chwila. Gdyby Polska przystąpiła do organizacji rok czy dwa lata później, to moglibyśmy być wyeliminowani z dużej części tych przetargów. A tak mamy nadzieję, że jeszcze zdążymy - dodaje.
(ew/PAP-Nauka w Polsce)