"Mój dom", czyli książkę-nieksiążkę Delphine Durand, która właśnie ukazała się na polskim rynku księgarskim.
Lekturę zawsze zaczynam od przekartkowania opowieści, tak też zrobiłam z "Moim domem" i pomyślałam - to chyba jakiś komiks. W trakcie czytania w kolorowych ramkach, na każdej stronie, odnalazłam wielu tajemniczych mieszkańców i przekonałam się, że komiks też to nie jest. To ksiażka-nieksiążka, pełna zakamarków.
Poznałam Szymona Salcesona i jego znajomych, Berenikę Kiełbaskę, Antoniego Kiszkę i Teresę Kaszankę; a także Johnny'ego Zgrozę, Mustawę, Megaohydną i Maksiszkaradną i całe stado wspólokatorów Delphine Durand. Aż dziw bierze, że autorka w swoim domu znajduje jeszcze miejsce dla siebie. Dowiedziała się też jak poznać glucia!
Na każdej stronie straszliwe ilości, drabinek, szufladek, bucików, krzeseł "różnych różności i klamotów - wihajstrów, dzyndzyków, pipsztyków-dynksów. Znalazłam tam kaktusa i globus, palmę i samochodziki. Po co Delphin Durand trzyma w domu tę całą gromadkę - to proste "Mój dom" jest dla dzieci, a one bez problemu odpowiedzą, co zrobić z włosami Potargańca i wymyślą zajęcie dla krowy do wynajęcia. Na końcu lektury z przyjemnością odkryją, że to publikacja, po której można rysować, a na ilustracje czekają m.in.prezent dla Kundzi i historia trzewika Mustafy. Szkoda tylko, że papier, na którym wydany jest "Mój dom" nie nadaje się na rysowanie kredkami - trudno, pozostają mazaki i kolorowe cienkopisy.
W "Moim domu" zakamarek goni zakamarek, szufladka szufladkę - tysiące niuansów - wspaniali mieszańcy, którzy z pewnością rozbudzą wyobraźnię dziecka. Warto wykorzystać pomysł autorki i poszukać w naszych domach tajemniczych lokatorów. Ja w swoim domu odkryłam, dwa glucie (bo już wiem jak je poznać), no i Berenika Kiełbaska leży w lodówce.
Paulina Jakubowska