Zagrała, między innymi, rolę Pippi Pończoszanki, tytułowej bohaterki spektaklu zrealizowanego według powieści Astrid Lindgren. – We wszystkich książkach tej pisarki dorosły czytelnik może odnaleźć żywą, nieustającą radość z tego, że choć człowiek osiągnął dojrzałość, wciąż jest w nim jeszcze wiele z dziecka. Że może z radosną bezczelnością pofikać nogami – uważa Dominika Kluźniak, która w rolę Pippi wcieli się w tym sezonie jeszcze tylko raz. – Kiedy gram Pippi, obserwuję twarze dzieci i dorosłych, którzy z nimi przyszli. I, naturalnie, cieszy mnie żywiołowa reakcja dzieci, ich spontaniczne "wejście” w świat Pippi, ale prawdziwą nagrodą jest dla mnie to, że na twarzach dorosłych niespodzianie odkrywam ten sam wyraz – radosne zdumienie – opowiada aktorka.
Gość "Rozmowy z mistrzem” ma na swoim koncie już wiele, wiele ról, a mimo to, nie pozwala nazwać siebie gwiazdą. – Nie uważam zresztą, żeby to pojęcie w ogóle pasowało do aktorów naszych czasów – mówi Dominika Kluźniak. – Dziś aktor cieszy się, słysząc, że jest "dobry”, "wspaniały”, "wybitny”,… To są terminy nobilitujące. Natomiast "gwiazda” kojarzy się raczej negatywnie, z celebrytą, z osobą, której twarz pokazują okładki kolorowych pism. Trudno sobie wyobrazić, by można było nazwać "gwiazdą” Janusza Gajosa. On nie jest „gwiazdą”, tylko wybitnym aktorem – podkreśla.
Jak Dominika Kluźniak ocenia siebie w roli Raniewskiej, postaci z "Wiśniowego sadu” Antona Czechowa? – To dojrzała kobieta, która przeżyła tragedię, utratę dziecka – mówi. – Ja zagrałam tę rolę po raz pierwszy w wieku dwudziestu kilku lat; nie miałam jeszcze wtedy dziecka. Czułam, że nie jestem w stanie utożsamić się z Raniewską, bo nie mam do tego podstawy w postaci podobnych doświadczeń. Dziś, ponieważ mam już ponad trzydzieści lat i sześcioletnią córkę, podjęłabym się tej roli bez wahania – wyznaje. – Teraz rozumiem Raniewską, która sprzedała to, co jej było najdroższe – swój wiśniowy sad – i wyjechała do ukochanego. Dla mnie najważniejsze jest dziecko… ale kiedy dziecka brakuje, to i za miłością można podążyć na koniec świata – twierdzi gość "Rozmowy z mistrzem".