Nauka

Wszyscy jesteśmy szympansami

Ostatnia aktualizacja: 24.07.2008 11:40
Gdy nauki ścisłe wkraczają w domenę humanistów, robi się spore zamieszanie.
Audio

Gdy nauki ścisłe wkraczają w domenę humanistów, robi się spore zamieszanie. Nic dziwnego, że kiedy Edward Wilson wkroczył w domenę socjologów z teorią ewolucji, ich reakcja była dość alergiczna.

Dopóki biolodzy ewolucyjni trzymali się swojego pola, czyli opisywali zachowania zwierząt, wszystko wydawało się być w porządku. Ewolucja jest procesem, który świetnie tłumaczy nie tylko, skąd wzięła się dana cecha, na przykład trójwymiarowe widzenie, ale również dlaczego zwierzęta zachowują się tak, a nie inaczej. Mrówki i pszczoły współpracują ponieważ większość ich genów jest wspólna. Stąd nawet jeżeli dana robotnica nie przekaże ich dalej, bo zginie w obronie mrowiska, to, poświęcając się dla ogółu, zapewni przetrwanie osobnikom blisko z nią spokrewnionym, czyli, de facto, swoim genom. Samiec goryla, który przejmuje władzę nad haremem samic po pokonaniu swojego poprzednika, zabija wszystkie jego dzieci, z czego ma podwójną korzyść: po pierwsze nie stanowią już one konkurencji dla jego potomków, a po drugie samice szybciej stają się znów płodne. Osobniki, które nie chciały współpracować lub były bardziej miłosierne, nie przekazały swoich genów następnemu pokoleniu, lub też przekazały ich stosunkowo mniej – a w rezultacie same skazały się na wyginięcie. Oto całe sedno socjobiologii – nauki, która próbuje zrozumieć, jak procesy ewolucji ukształtowały mechanizmy społeczne. Okazuje się, że adaptacją do środowiska może być nie tylko futro, chwytny ogon czy pazury, ale również sposób interakcji z innymi członkami grupy. W ten sposób, w kategoriach czysto ewolucyjnych można próbować tłumaczyć każde zachowanie dowolnego gatunku, nie odwołując się do tak nieprecyzyjnych idei, jak instynkt, czy zwierzęca natura. 

Ojciec nowej nauki

Edward O. Wilson nie miał jeszcze skończonych dwudziestu lat, gdy słowo „socjobiologia” ujrzało światło dzienne po raz pierwszy. Ukuł je John Scott w 1946 roku na konferencji dotyczącej genetyki i socjologii, ale to książka Wilsona „Socjobiologia: Nowa Synteza” wydana w 1975 roku zrewolucjonizowała spojrzenie na nasz sposób bycia.

Wilson od najmłodszych lat zajmował się społecznościami mrówek, głównie dlatego, że w czasie drugiej wojny światowej brakowało szpilek do kolekcjonowania owadów, a mrówki dało się trzymać w słoikach lub fiolkach. Swoją młodzieńczą pasję Wilson kontynuował na Uniwersytecie Harvarda, gdzie obronił doktorat i został wykładowcą. Tam też urodziła się socjobiologia, którą autor definiuje w swoim opus magnum, jako „poznawanie biologicznych podstaw różnorodnych społecznych zachowań”, a następnie interpretuje niektóre z nich: altruizm, dobór partnerów, czy opiekę nad potomstwem. Największe emocje wzbudziła teza, szczegółowo opisana w kolejnej książce Wilsona „O naturze ludzkiej”, mówiąca iż zachowania społeczne są determinowane przez geny, a te z kolei przez środowisko, stąd wolna wola jest jedynie iluzją, a wszystkie decyzje, które co dzień podejmujemy, są tak naprawdę podświadomie obliczone na jak najbardziej efektywne przekazanie naszych genów. Wilson postawił pod znakiem zapytania czystość i bezinteresowność takich wartości, jak miłość, przyjaźń czy współczucie. Trudno było się spodziewać, że humaniści przejdą na porządku dziennym nad takim strzałem prosto w ich serce. W rzeczywistości, na konferencji w 1978 roku, wylali na głowę Wilsona kubeł wody, co niekoniecznie pomogło ich argumentom.

Krytycy zarzucali socjobiologom właściwie wszystkie grzechy, jakie naukowiec może popełnić. Od nieobeznania z literaturą przedmiotu, o której biolodzy, siłą rzeczy nie stykający się na co dzień z psychologią czy socjologią, mieli nikłe pojęcie, po „nienaukowość” metodologii, korzystającej na przykład z teorii gier, tak różnej od tradycyjnie używanych w humanistyce. Skoro wszyscy jesteśmy prowadzeni przez dobór naturalny lub ewentualnie płciowy, to gdzie tu miejsce na autonomiczne ludzkie decyzje, unikalny charakter każdej jednostki, czy kulturę? – pytali. Na nic jednak ich starania - socjobiologia z czasem zaskarbiała sobie coraz więcej zwolenników. Dziś jest ona dominującą teorią, jeśli chodzi o biologię, a i nie mniej prominentną w takich dziedzinach jak psychologia, antropologia czy archeologia.  

 

Człowiek – zwierzę społeczne

Najwięcej oporów mają socjologowie, którzy starają się zignorować swoją konkurentkę, zapewne dlatego, że to oni są przez nią najbardziej zagrożeni. Socjobiologia operuje kategoriami grupy-populacji, dokładnie tak samo jak socjologia. Na nic zdadzą się próby tłumaczenia, że dana jednostka zachowała się tak, a nie inaczej, bo na daną decyzję wpłynęło wiele czynników i okoliczności. Ale ewolucyjne podstawy pewnych zjawisk społecznych wydają się być dobrze ugruntowane w naukach empirycznych i statystyce, by przywołać choćby kilka zjawisk. Jako przykład niech posłużą: druga młodość mężczyzn (którzy są płodni do końca życia w przeciwieństwie do ich partnerek, przechodzących akurat mniej więcej w tym czasie menopauzę); znacznie większa liczba ślubów udzielanych w Wielkiej Brytanii Anglikom i Polkom, a nie Polakom i Angielkom (mąż emigrant na ogół nie jest najlepszą inwestycją, choćby ze względu na stabilność finansową, co, jak widać, panom nie przeszkadza w wyborze żony); czy relatywnie większa ilość zabójstw dzieci w rodzinach, gdzie partnerem kobiety nie jest ich biologiczny ojciec (zupełnie jak u goryli). Nie oznacza to, oczywiście, że każdy mężczyzna po pięćdziesiątce ucieknie z pierwszą napotkaną studentką swoim nowym porsche, śluby Polaków z Angielkami się nie zdarzają, a każdy ojczym dybie na dzieci swojej partnerki, czy, co gorsza, czyny ojczymów-zabójców są usprawiedliwione. Jednak nieubłagana logika wielkich liczb nie daje się omamić pojedynczymi przypadkami, wyżej wymienione zachowania zdarzają się, niestety, częściej niż wynikałoby ze statystyki.

Sami socjobiolodzy akcentują wyraźnie, że, po pierwsze, nasze ewolucyjne korzenie mają wpływ na podejmowane decyzje, ale są tylko jednym z czynników, a po drugie, fakt że coś wypływa z naturalnych skłonności człowieka, wcale nie oznacza, że jest dobre czy moralnie usprawiedliwione.  Nawet jeżeli skoki w bok zapewnią nam liczne potomstwo, a co za tym idzie, ewolucyjny sukces naszych genów, to nadal będzie to zwykłe draństwo i sprzeniewierzenie się regułom narzucanym nam przez kulturę, w której żyjemy. W istocie, normy prawne i moralne, a co za tym idzie, cała kultura również interpretowane są jako wynikające z naszej nie tak dalekiej przeszłości, żyjących w niewielkich grupach, paleolitycznych łowców. Grupa taka byłaby skazana na unicestwienie, gdyby jej członkowie nie ufaliby sobie całkowicie, a i małżeńską niewierność byłoby łatwo wykryć. By zapobiec niesnaskom w takich małych społecznościach, stworzono niepisany kodeks, który pozwala na utrzymanie spójności grupy, a w dłuższej perspektywie pozwala genom jej członków na przetrwanie i rozprzestrzenienie się.

Memy jak geny, trąba jak mowa

Przez lata kontrowersje wokół socjobiologii narosły do tego stopnia, że część naukowców uznała, iż łatwiej będzie zmienić szyld, pod którym prowadzą badania, niż w nieskończoność odpowiadać na rozmaite ataki. Tak powstała psychologia ewolucyjna, darwinowska antropologia i inne dziedziny, które pod różnymi nazwami przemycały dokładnie taką samą ideę – w człowieku jest więcej zwierzęcia niż nam się wszystkim wydaje. Sama koncepcja zaczęła również pączkować. Najpierw Richard Dawkins stworzył pojęcie „samolubnego genu”, sprowadzając ludzką jednostkę do poziomu skorupki jajka, która ochrania i przenosi materiał genetyczny. Do tego dorzucił koncepcje memu – odpowiednika genu w świecie abstrakcyjnym, której wprawdzie sam nie rozbudowywał, ale szybko znalazł wielu naśladowców. Oni z kolei, cyzelując teorię, zaczęli tłumaczyć, skąd biorą się uporczywe melodie nucone przez każdego z nas, które za nic nie chcą się odczepić, narodowe stereotypy, czy dowcipy w stylu „przyszła baba do lekarza” opowiadane od kilku pokoleń. Według memetyków każda z tych idei jest niczym gen – przenosi się z człowieka na człowieka, a jej jedynym celem jest przetrwać. Inni wykorzystali psychologię ewolucyjną do rozpracowywania bardzo skomplikowanych konceptów, takich jak język czy religia. I tak na przykład Steven Pinker w swojej książce „The language instinct” („Instynkt mowy”), czerpiąc pełnymi garściami z prac Noama Chomskiego, porównał ludzką mowę do trąby słonia, uznając obie za unikalny cud natury, który w niebagatelnym stopniu przyczynia się do sukcesu obu tych gatunków i który powstał w ten sam sposób – dzięki doborowi naturalnemu.

Od dłuższego czasu naukowcy donoszą o coraz to nowych zachowaniach zwierząt, zwłaszcza tak bliskich nam małp człekokształtnych, zachowaniach, które dotychczas zarezerwowane były tylko dla naszego gatunku. Jeszcze 50 lat temu wybitny biolog Konrad Lorenz pisał, że zwierzęta tego samego gatunku nigdy nie zabijają się nawzajem, tak jak ludzie. Dziś takie stwierdzenie  wywołuje szyderczy śmiech wśród zoologów. Szeroko opisywane są przypadki zabijania członków tej samej grupy w celu uzyskania wyższej pozycji w hierarchii, na przykład wśród małp człekokształtnych. Oszustwa, zawieranie sojuszy przeciwko dominującemu samcowi, wykorzystywanie uprzywilejowanej pozycji członków swojej rodziny to norma w szympansich społecznościach. A brzmi tak znajomo! Z drugiej strony człowiek zbliża się do zwierząt, bo skoro nasze czyny, wydawałoby się, dokonane z wyższych pobudek są efektem długotrwałej ewolucyjnej historii gatunku Homo sapiens, skoro nikt nie rodzi się jako tabula rasa, skoro niskie instynkty, których istnienia sobie nie uświadamiamy, nie drzemią, ale działają pełną parą, a nasze zdolności porozumiewania się nie są niczym bardziej niezwykłym niż słonia trąba, to czym tak naprawdę człowiek różni się od przeciętnego przedstawiciela świata zwierząt? Przepaść, którą Karol Darwin zaczął zakopywać prawie dokładnie 150 lat temu, powoli zanika.

Iza Romanowska

Konsultacje naukowe: Kamil Kopij

 

CZYM JEST SOCJOBIOLOGIA? POSŁUCHAJ ROZMOWY JOANNY PASZKOWSKIEJ Z PROF. EWĄ BARTNIK:

Czytaj także

Jaki pan, taki pies

Ostatnia aktualizacja: 20.02.2009 12:10
Agresja psa może mieć źródło w agresji jego pana.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Kobiety z Marsa, mężczyźni z Wenus… lub na odwrót

Ostatnia aktualizacja: 14.10.2008 14:42
Na czym polegają różnice między płciami?
rozwiń zwiń
Czytaj także

W matematyce chłopiec = dziewczynka

Ostatnia aktualizacja: 25.07.2008 11:47
Kobiety i mężczyźni są tak samo uzdolnieni matematycznie.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Szympans pomoże, jeśli go poprosić

Ostatnia aktualizacja: 16.10.2009 12:04
Ewolucja zjawiska altruizmu od dawna zastanawia naukowców.
rozwiń zwiń