Swą wyprawę 64-letni Polak rozpoczął w senegalskim Dakarze, a zakończył w miejscowości Acarau w Brazylii. Dystans między tymi punktami wyniósł 5 tysięcy 400 kilometrów.
Przed Aleksandrem Dobą tylko trzech śmiałków rzuciło Atlantykowi podobne wyzwanie i mu sprostało. To jednak Polak jako pierwszy dokonał tego siłą własnych mięśni i z kontynentu na kontynent.
- Jak teraz patrzę na tę sprawę i rozmawiam z ludźmi, to faktycznie czasem nie dowierzam, że to zrobiłem - mówi pan Aleksander. Jak przyznaje, przepłynięcie Atlantyku kosztowało go mnóstwo sił. Podkreśla, że kajak z ładunkiem ważył około pół tony, a ciężar ten musiał napędzać siłą własnych mięśni.
Zobacz galerię DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
Aleksander Doba tłumaczy, że jego kajak musiał być duży, aby pomieścił zapasy żywności na cztery miesiące, a oprócz tego rzeczy osobiste oraz przyrządy do nawigacji i łączności. Kajak wyposażony został także w kabinę do spania, ale porządny wypoczynek był możliwy dopiero wtedy, gdy ubyło trochę zapasów żywności.
Co z żywnością?
W czasie wyprawy Aleksander Doba żywił się specjalną żywnością. W jej składzie nie było ani grama wody, dzięki czemu miała ona długi termin przydatności do spożycia. Przyrządzenie tej żywności wymagało jedynie zalania wrzątkiem.
Co do wody, to Aleksander Doba czerpał ją przede wszystkim z oceanu. Wyposażony w specjalną odsalarkę przez godzinę uzyskiwał 5 litrów wody pozbawionej soli, wszelkich minerałów i mikroorganizmów. Wystarczyło dodać tabletki mineralne i woda była gotowa do spożycia.
Najtrudniejsze momenty wyprawy
Aleksander Doba wspomina, że w trakcie wyprawy najbardziej dokuczał mu północno-równikowy prąd wsteczny, który pewnego razu spowodował, że po pięciu dobach śmiałek znalazł się w tym samym miejscu.
Najgroźniejsze chwile Aleksander Doba przeżył z kolei już u wybrzeży Brazylii. Z powodu silnych fali przybojowych miał aż sześć wywrotek. Raz omal nie skończyło się to tragicznie. Wyjątkowo silne fale wypłukały Polaka z kajaka, a lina, którą był zabezpieczony owinęła mu się wokół nogi, powodując głębokie rany powyżej stopy i na wysokości łokcia.
- Ja tak sobie później myślałem - ale by było gdyby ta lina owinęła mi się wokół szyi, a nie nogi ... - opowiada pan Aleksander. P
Kolejny cel - Ocean Spokojny
Po przepłynięciu Atlantyku kolejnym celem Aleksandra Doby była Amazonka, ale plany pokrzyżowali mu bandyci. Niezrażony tym jednak kajakarz już przygotowuje się do kolejnej wyprawy. Tym razem chce przepłynąć największy akwen świata - Ocean Spokojny.
mr