Żołnierze polscy powinni obejrzeć „Katyń” Andrzeja Wajdy, by w koszarach nie dominował „etos” rodem z „Psów”.
„Katyń” Andrzeja Wajdy jest idealny do kształtowania postawy polskich żołnierzy. Lepiej spełnia tę rolę niż jako obraz przeznaczony dla odbiorców cywilnych. Część mediów uważa jednak, że „odgórne” wysłanie żołnierzy do kin to zła decyzja.
Żołnierze do kina
Minister obrony narodowej wydał dowódcom jednostek wojskowych polecenie, że powinni sprawić, aby żołnierze zawodowi i służby zasadniczej wybrali się do 15 grudnia na „Katyń”. Minister Szczygło powiedział, że chce, by żołnierze odwiedzali kina w umundurowaniu. Bo – jak stwierdził – ich poprzednicy, przedstawieni w filmie, ginęli za to, że nosili polski mundur.
Takie decyzje i wypowiedzi nie spodobały się kilku środowiskom. Dziennikarze, głównie mediów liberalnych i postkomunistycznych, orzekli, że pomysł ministra jest bzdurny. Bo to marnowanie pieniędzy, bo żołnierze są od walki, a nie od oglądania filmów, bo nie należy na rozkaz wysyłać nikogo do kin, bo to sztuczny zabieg, bo, bo, bo...
Część argumentów przeciwników wysyłania żołnierzy do kin jest czysto demagogiczna, np. te o uszczuplaniu wojskowego budżetu. W Polsce niemal każdy wydatek z publicznej kasy wywołuje krytykę, tak jakby wszystkie cywilizowane kraje nie przeznaczały środków na przeróżne cele, nierzadko bardziej ekscentryczne. Inne zarzuty części mediów trącą hipokryzją. „Trybuna” kiepsko wypada w roli pouczającego, że wojacy są od wojowania, skoro jednocześnie wychwala PRL, gdzie udział żołnierzy w różnych „oficjałkach”, pokazówkach, wizytach w domach dziecka i na zawodach sportowych, był na porządku dziennym.
Można „Katyniowi” zarzucić sporo. Wszechobecny w nim patos odstrasza i sprawia wrażenie sztuczności. Za dużo w nim „słusznych spraw” - nieustannie podkreślana religijność, wątek z dziewczyną z powstania warszawskiego, chłopcem „z lasu” i aresztowanie profesorów UJ - za to niemal żadnych scen mniej wzniosłego, lecz przecież obecnego także w tamtych latach „normalnego życia”. To pogłębia sztuczność dzieła Wajdy. Poczucie to potęguje też dziwna maniera: wszystko jest tu sterylne, ładne i nowe - nawet mundury żołnierzy w długotrwałej niewoli wyglądają jak wyjęte prosto z magazynu. Wszystko to sprawia, że ten jakże potrzebny film, pokazujący wreszcie nie tylko zbrodnię Sowietów, ale także napaść ZSRS na Polskę i sojusz Stalina z Hitlerem, daleki jest od ideału.
Etos żołnierski
W kwestii związanej z wysyłaniem wojska na pokazy „Katynia”, film Wajdy świetnie spełnia swoją rolę. Znakomicie przedstawia bowiem żołnierski etos II Rzeczypospolitej. Oczywiście także tutaj mamy do czynienia z wyidealizowaną wizją zjawiska, bo przecież nie wszyscy wojacy z międzywojnia byli tacy szlachetni, honorowi i dobrze wychowani. Ale mimo tego zabiegu, wiele tu prawdy o ówczesnych postawach członków sił zbrojnych.
Z literatury przedmiotu – opracowań historyków i wspomnień czy biografii wojskowych różnych stopni – wyłania się obraz wysokiej jakości charakterów i postaw żołnierzy przedwojennego Wojska Polskiego. Nawet jeśli trafiały do armii osoby przypadkowe czy szukające kariery lub splendoru, w procesie formacyjnym z nieociosanych głazów formowano postaci pomnikowe. Swoista „rycerskość” polskiej armii pojawia się w tak wielu materiałach dotyczących epoki, że nie może budzić wątpliwości. Nie przekreślały jej nawet różnorakie „wpadki”, związane ze słabościami charakterów, ambicjami politycznymi czy finansowymi poszczególnych wojskowych, nierzadko wysokich szarżą. Polscy żołnierze prezentowali wówczas wysoki poziom, co zresztą przekładało się na powszechny szacunek ze strony cywilów.
Co z tego etosu zostało do dziś wie każdy, kto w taki czy inny sposób otarł się o polską armię. Wystarczy posłuchać, jakim językiem posługują się żołnierze na przepustkach, zetknąć z pijanymi rezerwistami czy ujrzeć w telewizorze przedstawicieli kadry oficerskiej, których tężyzna fizyczna przypomina bohaterów „Klubu Pickwicka”. Złożyło się na to wiele przyczyn – poczynając od negatywnych tendencji, jak hekatomba II wojny światowej i komunistyczne czystki w wojsku, a kończąc na takich, które dla całego społeczeństwa są pomyślne, np. brak na terytorium Polski konfliktu zbrojnego przez ostatnich ładnych kilka dekad. Tak czy inaczej, polska armia pozostawia wiele do życzenia właśnie w sferze etosu i stylu bycia. I dlatego warto wysłać żołnierzy na „Katyń”.
Obejrzenie filmu zostanie wykonane na odgórny rozkaz, jak wszystko w wojsku. Uczestnictwo w seansie filmowym nie różni się niczym od rozmaitych zajęć wychowawczych, które w jednostkach wojskowych są obowiązkowe. Przeciwko nim jednak nikt nie protestuje. Cywile oczywiście powinni mieć zagwarantowaną całkowitą wolność i swobodę światopoglądową, a programy np. edukacji kulturowej czy religijnej należy opierać na możliwości wyboru różnych tradycji, wyłączając z nich tylko zjawiska ewidentnie patologiczne. Natomiast w przypadku wojska – zwłaszcza żołnierzy zawodowych – podobne założenia byłyby mrzonką. Skoro panuje powszechna zgoda, że dyplomaci powinni reprezentować poglądy propaństwowe, a lekarze kierować się przysięgą Hipokratesa, to tym bardziej żołnierze powinni być wierni wspólnemu światopoglądowi.
„Katyń”, przy wszystkich swoich słabościach, jest jednym z niewielu obrazów przedstawiających wysoki etos żołnierski. Nie potrafię zrozumieć, co jest złego w tym, że członkowie polskiej armii mieliby w zorganizowany sposób wybrać się na film Andrzeja Wajdy. No chyba, że komuś zależy na tym, aby w koszarach dominował „etos” rodem z „Psów” Pasikowskiego, zaś wzorcem polskiego żołnierza był Bogusław Linda przeklinający co chwila nad szklanką wódki.
Łukasz Wierzbicki
Przeczytaj również:
Narodowa strata - rozmowa z Andrzejem Mularczykiem, autorem książki "Post mortem".
"Czyste sumienie Churchilla"