Kultura

Dwuznaczny urok resentymentu

Ostatnia aktualizacja: 03.05.2008 13:58
Diagnoza społeczna, jaką wyczytać można z Psich Głów Marka Nowakowskiego, jest dosyć zaskakująca. Mamy bowiem w tej krótkiej noweli do czynienia z kolejnym w twórczości autora rzutem oka na przyczyny i skutki polskiej transformacji ustrojowej, i co zastanawiające – Nowakowski nie wychodzi poza horyzont konstatacji, które u progu III RP najpewniej dość dobrze opisywały sytuację zmiany, dziś natomiast wydają się dosyć banalne.

Trzeba przy tym zaznaczyć, że Nowakowski stara się wymknąć prostym opozycjom (źli beneficjenci nowego systemu – biedni poszkodowani, wyrzuceni za nawias), a jego krytycyzm dosięga w noweli także domniemanych „wykluczonych”. Tym niemniej zespół poglądów, galeria postaci i bardzo typowe tło akcji Psich Głów sytuują autora i czytelnika w kręgu tematyki i ujęć dobrze już w literaturze polskiej znanych. I, właśnie dlatego, domagających się nowego spojrzenia i atrakcyjniejszej formy artystycznej.

Na początku lektury Psich Głów warto, wydaje mi się, uściślić, jaki moment historii społecznej chciałby przeanalizować Nowakowski. Bohaterami noweli uczynił autor byłych pracowników „upadłego przed laty PGR-u” (cytuję z okładki książki), podejmujących jedynie dorywcze prace, dni spędzających nad butelką na tarasie przed jedynym bodaj we wsi sklepem. Trop „upadłego PGR-u” odsyła bezpośrednio do mitologii początków kapitalizmu w Polsce; pewnie, dziś też spotykamy się w przestrzeni publicznej z figurą wyrzuconego poza nawias rolnika ze spółdzielni, ale – powiedzmy sobie szczerze – raczej w populistycznym dyskursie politycznym. Podobną genezę mają inne, równie ważne motywy tworzące świat tytułowej wsi, ot, chociażby dom lokalnego dorobkiewicza, pokazany – jak można się spodziewać – jako dość tandetnie wyglądający, urągający biedzie wioski „pałac”. Jeszcze bardziej czytelna wizja rzeczywistości ogniskuje się jednak wokół samej postaci Milionera, a ściślej – jego bogactwa. W rozmowach bohaterów pobrzmiewa bardzo zdecydowanie przekonanie, że kto stał się bogaczem, ten nie mógł swojego majątku pomnożyć uczciwie (stąd wniosek, że „Mógł Milioner diabelski cyrograf podpisać. Strumień złota w zamian do niego płynie”, s. 29), więcej – że bogactwo alienuje od lokalnej wspólnoty (Milioner najmuje do pracy Ukraińców i górali zamiast – będących pod ręką – bohaterów noweli). Tylko że, właśnie, tak prosta polaryzacja społeczna nie wydaje się charakterystyczna dla Polski roku 2008. A zatem jesteśmy ciągle na początku lat 90.?

W sposób zamierzony czy nie, na pewno tak i to wydaje mi się dość problematyczne. Zauważmy – zarzut osadzenia świata prozatorskiego w wyobrażeniach charakterystycznych dla początku polskiej transformacji spotkał niedawno Barbarę Radziwiłłównę Michała Witkowskiego (chociażby ze strony Dariusza Nowackiego). Także bowiem w powieści autora Lubiewa znajdujemy nowobogacki pałac, język drobnych geszefciarzy, współpracę z Ukraińcami – tropy zastanawiająco zbieżne z prozą Nowakowskiego! Tylko że Witkowski mitologię początku lat 90. przetworzył w groteskę, w kampowy spektakl, uwalniając wspomniane motywy od publicystycznego obciążenia i zakorzenienia w rzeczywistości społecznej. Nowakowski próbuje innej drogi: złość na bogaczy, na obłudne oblicze katolicyzmu, żal o to, że „Przepaść między sytym i głodomorem nigdy nie zostanie zasypana” (s. 68), wreszcie sentyment za czasami PGR-ów wkłada w usta bohaterów, których portret naszkicowany jest równie krytycznie. Co ciekawe, autor demaskuje degrengoladę pijących bezrobotnych z wnętrza ich świata – narrator ukształtowany jest całkowicie na modłę byłych rolników, a jednak, przywołując nieustannie żal za PRL-em czy utyskiwania na niesprawiedliwość świata, odsłania trywialną motywację tych poglądów, ufundowaną na resentymencie. Kiedy pod koniec pijackiego dnia jeden z bohaterów wpada w patriotyczne uniesienie („Kościuszko pod Racławicami, marsz, marsza Dąbrowski z ziemi włoskiej do polskiej, Bonaparte nas prowadzi (...), książę Pepi w Elsterze tonie i woła: Bóg mi powierzył honor Polaków i jemu sprawę zdać muszę!”, s. 77), nie różni się już ono od pijackiego bełkotu o niesprawiedliwości świata.

Diagnoza degradacji wielkich mitów narodowych? Najpewniej tak, tyle że znów dziś sprawa wydaje się zbyt oczywista. Demaskacja odbywa się w Psich Głowach zbyt prosto, nie prowadzi przy tym, niestety, do stworzenia ciekawej jakości artystycznej. Mimo akcentów krytycznych cały czas pozostajemy w środku zdegenerowanego światopoglądu, a zatem diagnozy dojmująco – w moim przekonaniu – niewystarczającej i dobrze znanej (że pieniądz to zło; że kiedyś, w czasach wozów z sianem; i żeby tak być ptakiem...). Psie Głowy wydają się tym bardziej spóźnione, że przychodzą po Tartaku Daniela Odiji, przede wszystkim zaś – po Opowieściach galicyjskich Andrzeja Stasiuka. Pewnie, w opowiadaniach Stasiuka nie tyle chodziło o wiwisekcję świadomości społecznej, co o świadomą pracę stylisty, który „uwznioślał” rzeczywistość byłego PGR-u, jej podstawowy rdzeń, przez napór nieskrywanej literackości. Ale efekt końcowy takiego zabiegu wydawał się intrygujący – narrator u Stasiuka nie próbował przemawiać „z wnętrza”, na doświadczenie wsi nakładał manifestacyjnie klisze kulturowe, uwalniając tym samym kreacyjny potencjał pisania i tworząc sugestywny literacko obraz świata. Tymczasem Nowakowski, będąc głęboko zależnym w warstwie kreacyjnej od opisywanej struktury poglądów, nie może skonstatować niczego więcej, poza wnioskiem o generalnym „upadku”.

Największy problem w nowelą Marka Nowakowskiego polega jednak na tym, że nie wiadomo, czemu tak naprawdę służy omawiany obrazek z życia bezrobotnych alkoholików i z jakiego pomysłu wyrasta. Wydawca informuje, że „Psie Głowy to przypowieść o człowieku zagubionym we współczesnej rzeczywistości, stawiająca pytanie o przyczyny słabości i wykluczenia” (z okładki). Tymczasem, jak na przypowieść, książka oferuje zbyt mały zysk poznawczy, nie wprowadza także nowych akcentów w pytaniu o tych, którzy po roku 1989 znaleźli się na poboczu przemian społecznych. A przy tym nie próbuje być czymś więcej, niż właśnie „diagnozą”, opisem wycinka rzeczywistości. Swoje pijackie rojenia jeden z bohaterów podsumowuje słowami „Brednio, brednio ty moja bezdenna!” (s. 80). Mieszanina resentymentu, alkoholowych „bredni” i nudy upadłej wsi pozostawia z uczuciem bezradności lekturowej i – wielkiego niedosytu.

Wojciech Rusinek


Marek Nowakowski, Psie Głowy, Prószyński i S-ka, Warszawa 2008.
 

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni
Czytaj także

Minęło pięćdziesiąt lat

Ostatnia aktualizacja: 06.06.2007 10:26
Nowakowski powraca także do obrazów powojennej, leżącej w gruzach Warszawy - miasta, w którym się urodził, które ukochał.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Sezon na Dwójkę: Co słychać w literaturze?

Ostatnia aktualizacja: 04.03.2009 17:52
4 marca 2009, godz. 18:00
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Mamy prawo do wysokiej kultury"

Ostatnia aktualizacja: 07.07.2009 19:35
Polscy pisarze popierają protest redakcji Programu Drugiego Polskiego Radia.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Sezon na Dwójkę: Co słychać w literaturze?

Ostatnia aktualizacja: 21.04.2010 13:16
21 kwietnia 2010, godz. 18:00
rozwiń zwiń
Czytaj także

Wieczór ze słuchowiskiem: "Psie głowy" Marka Nowakowskiego

Ostatnia aktualizacja: 05.04.2010 15:37
Marek Nowakowski tym razem wybiera się na polską prowincję. Jednak nadal w kręgu jego zainteresowań są ludzie wykluczeni i osamotnieni w swojej biedzie i nieszczęściu.
rozwiń zwiń