To nie nowość, że piłka nożna bywa przewrotna i potrafi zakpić z oczekiwań ekspertów, kibiców, czasem nawet całych narodów.
Francja była przygotowana do mistrzowskiej fety, a mecz z Portugalią miał wyglądać zupełnie inaczej. Nikt nie odwawżył się nazwać tego "spacerkiem", ale notowania piłkarzy "Trójkolorowych" rosły, a po wygranej z Niemcami w półfinale wiele osób już koronowało gospodarzy na najlepszą drużynę Europy.
Za wcześnie, bo lekceważona Portugalia nie zamierzała pogodzić się z takim porządkiem rzeczy i zepsuła święto swoim rywalom, jednocześnie dając swoim kibicom niewiarygodną radość i spełnienie marzeń.
Ponad dekadę temu, podczas Euro 2004, Portugalia grała piłkę ofensywną, atrakcyjną dla oka, jako gospodarz awansowała do finału, w którym musiała zmierzyć się z Grecją. Podobnie jak w przypadku Francuzów, wtedy także wielu zdążyło już ogłosić ją triumfatorem imprezy. Rozczarowanie po końcowym gwizdku było ogromne. 0-1 i zmarnowana szansa na ogromny sukces, po których przyszły chude lata przepełnione wielkimi oczekiwaniami i równie wielkimi zawodami.
Tym razem to Portugalia odegrała rolę Grecji, przed laty bardzo mocno krytykowanej jako najsłabszy mistrz w historii. Ale to, że za piękną grę nikt trofeów nie rozdaje, wielką tajemnicą nie jest.
Figo, Deco, Maniche, Pedro Pauleta, młody, 19-letni Cristiano Ronaldo, Ricardo Carvalho... Tamten zespół miał wiele gwiazd, jednak nie wygrał nic. Trudno zaś napisać to o drużynie Fernando Santosa, w której absolutnie kluczową postacią był Cristiano Ronaldo, czekający przez całe lata na to, by wygrać coś z reprezentacją. Indywidualnie zgarnął już przecież wszystko, także w klubie sięgał po najważniejsze trofea. Kadra pozostała jednak wstydliwym tematem dla jednego z największych graczy w historii tej dysypliny.
12 lat temu płakał po finale, a zdjęcia jego reakcji były przywoływane przez długie lata. W różny, często prześmiewczy sposób. As Realu Madryt doczekał się swojego "rewanżu", ale okoliczności także przecież daleko odbiegają od standardowej historii, bo Francuzi na papierze wyglądali na znacznie mocniejszych.
Jeśli ktoś po stronie portugalskiej miał siać zagrożenie pod francuską bramką, to tą osobą miał być przecież Ronaldo, gwiazda totalna. Na boisku oglądaliśmy go jednak przez niecałe 25 minut. Niefortunne wejście Payeta i kontuzja, która zmusiła go do opuszczenia boiska, wyglądała jak początek tragedii. Dla wielu Portugalia straciła w tym momencie swoją najcenniejszą, a właściwie jedyną broń, która mogła zranić Francję. Okazało się jednak, że da się wygrywać inaczej, a najważniejszy zawodnik drużyny mógł tylko motywować kolegów zza linii bocznej boiska i w szatni.
- Cristiano Ronaldo jest wspaniałym wzorem, dwa razy próbował wrócić do gry. W szatni pomógł kolegom z drużyny, to jest definicja prawdziwej pracy zespołowej. Przed nami świetlana przyszłość - mówił po meczu Fernando Santos, podkreślając rolę swojego kapitana.
Choć często zarzucano mu, że ma olbrzymie ego, nie potrafi grać zespołowo, dobro swoje przedkłada nad dobro drużyny, to wypada przyznać, że zdolności do motywacji mu nie brakuje. Tak, bywa irytujący, a zachowanie momentami nie przystaje do niesamowitego poziomu sportowego, ale tym sukcesem zamknął usta krytykom. Bez wielkiej ambicji, momentami wręcz chorobliwej, nie mógłby tego osiągnąć - czasami właśnie to jest ceną wygranej.
Bohaterem Portugalii w niedzielnym meczu został Eder, i jest to kolejna rzecz, którą trzeba określić jako niespodziewaną. Napastnik w drodze do finału zagrał na tym turnieju zaledwie 13 minut, ale był w stanie przesądzić o tym, w czyje ręce trafi puchar. Określany jako transferowy niewypał Swansea, gdzie trafił za prawie 7 milionów euro i w 15 meczach nie trafił ani razu do siatki, jedną akcją zapisał się w historii. Fernando Santos przyznał, że z brzydkiego kaczątka Eder wyrósł na pięknego łabędzia.
- To wspaniała chwila. Nasz zespół pracował bardzo ciężko. Wiedzieliśmy, że rodacy nas wspierają. Walczyliśmy z ogromna siłą, byliśmy niesamowici. Myślę, że zasłużyliśmy na tytuł ze względu na pracę, jaką włożyliśmy - wszyscy piłkarze i cała ekipa. Portugalia chciała tego tytułu od tak dawna. Gratulacje dla każdego z nas - powiedział Eder.
Źródło: Foto Olimpik
“Czekaliśmy tyle lat na ziszczenie się marzenia o mistrzostwie Europy. Wreszcie nadszedł ten czas i to właśnie przeciwko Francji, na ich stadionie. Wiele w tym zasługi trenera Santosa, który już przed dwoma laty, zaraz po objęciu reprezentacji, obwieścił, że będzie dążył do wygrania Euro” - przypomniała telewizja TVI24.
To także historia z gatunku tych, na których można budować legendy. Ten zespół rodził się w bólach - po rezygnacji Paulo Bento nie było widać sposobu, by radykalnie zmienić grę. Santos jednak nie bał się postawić na defensywę w sposób zdecydowany, momentami pragmatyczny i zwyczajnie brzydki, co wzbudzało niechęć kibiców. Portugalia słynie przecież z technicznej piłki, swobody i ofensywy. Tak właśnie grała m.in. w 2004 roku. I została pokonana przez antyfutbol, w którym miejsca na fajerwerki nie było.
Od porażki w eliminacjach, która przypieczętowała los byłego szkoleniowca, pod wodzą Santosa Portugalia (grająca w grupie z Danią, Serbią i Armenią) drużyna wygrała pozostałe siedem eliminacyjnych meczów. Straciła w nich tylko cztery gole, ale w czterech z tych spotkań zwyciężała zaledwie 1:0.
Na Euro 2016 również nie imponowała w ofensywie. Skuteczna była tylko w meczu z Węgrami (3:3). Wcześniej zremisowała z Islandią 1:1 i z Austrią 0:0. W 1/8 finału dopiero po dogrywce pokonała Chorwację 1:0, w ćwierćfinale - Polskę po rzutach karnych 5-3 (po 120 minutach było 1:1), a w półfinale wyeliminowała debiutującą na mistrzostwach Europy Walię 2:0.
Nawet po słabych występach grupowych selekcjoner nie stracił wiary w zespół i główny cel.
W trakcie trwania słabej w wykonaniu Portugalczyków fazy grupowej turnieju Santos deklarował, że wierzy w zespół, licząc na dotarcie przezeń do finału i zdobycie mistrzostwa Europy. Wtedy uznawano to za słowa, których się od niego wymaga, które wręcz muszą być w podobnych sytuacjach wypowiadane, jeśli nie chce się podkopać morale drużyny.
"Składanie takich zapowiedzi było aktem odwagi ze strony Santosa. Gdyby wówczas, po zaledwie trzech remisach, nie udało nam się wyjść z grupy, los selekcjonera byłby przesądzony i zapewne musiałby się podać do dymisji” - ocenili reporterzy TVI 24.
Fernando Santos po zdobyciu mistrzostwa Europy będzie chciał dowieść, że jego kraj jest w stanie sięgnąć po najwyższe trofeum na świecie - bo przecież to właśnie będzie kolejnym celem. Najpierw zakwalifikować się na mundial, a potem pojechać po złoto do Rosji.
Cristiano Ronaldo może już zacząć myśleć o tym jak o celu, który zwieńczy jego świetną karierę - w 2018 roku będzie miał już 33 lata. Szkoleniowiec po zdobyciu mistrzostwa Europy będzie chciał dowieść, że jego kraj jest w stanie sięgnąć po najwyższe trofeum na świecie - bo przecież to właśnie będzie kolejnym celem. Najpierw zakwalifikować się na mundial, a potem pojechać po złoto do Rosji. Cristiano Ronaldo może już zacząć myśleć o tym jak o celu, który zwieńczy jego świetną karierę - w 2018 roku będzie miał już 33 lata.
Trzeba przyznać, że Portugalia była blisko tego, by w ogóle nie wyjść z grupy. W starej formule turnieju nie znalazłoby się dla niej miejsca w fazie pucharowej. Można dyskutować, czy dobrze oddaje to obraz zaskoczenia, które sprawiła ta drużyna. Wiadomo, jak wyglądały drabinki wiodące do finału i w której znalazły się potęgi, które czekała walka na noże.
Nie ma jednak najmniejszego sensu umniejszanie dokonań Portugalczyków, którzy zostawili na boisku dużo zdrowia, serca i pasji, żeby znaleźć się w tym miejscu. Futbol jest przewrotny, łzy rozpaczy mogą w jednej sekundzie zamienić się we łzy radości, bohaterowie mogą stać się antybohaterami i odwrotnie. Widzieliśmy też, że to, co zabiera, potrafi oddać po latach.
Portugalia grała we Francji sama przeciwko wszystkim, musiała zmierzyć się z lekceważeniem, powątpiewaniem i krytyką. W kluczowym momencie grając bez swojego najlepszego zawodnika przeciwko zespołowi naszpikowanemu gwiazdami, który grał dla milionów ludzi już gotowych do świętowania. W piłce jednak na nic nie można zasłużyć, nic nie można dostać za darmo. Każdy triumf trzeba wyszarpać. Tak właśnie stało się we Francji.
Źródło: x-news/Foto Olimpik
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl, PAP, IAR