Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Taniec: łącznik niesentymentalny

Ostatnia aktualizacja: 07.10.2019 13:21
Rocznica stulecia powstania wielkopolskiego stała się pretekstem do powstania bardzo niebanalnej płyty, na której elementy tradycyjnej muzyki wiejskiej spotykają się z ambitną współczesną elektroniką.
Okładka płyty projektu Provinz Posen.
Okładka płyty projektu Provinz Posen.Foto: mat. pras.

A wszystko to w kontekście albumu, który na pierwszy rzut ucha przynosi nowoczesną, elektroniczną muzykę, ledwie delikatnie wspartą na ludowych wątkach. Gdy się w nią jednak wsłuchać, odkrywa przed odbiorcą wiele pięknych brzmieniowych niespodzianek. Tomasz Janas

„To była szczera radość i zabawa dźwiękiem” – mówił na antenie Polskiego Radia jeden z liderów przedsięwzięcia... Drugi dodawał: „Żyjemy w XXI wieku, ale w tej muzyce cały czas poruszamy się w roku 1918. (…) Istotne było da nas znalezienie wspólnego mianownika między tymi epokami”. Wreszcie ceniony ludowy muzyk zaproszony do współpracy stwierdzał: „Oprawa okazała się bardzo piękna, instrumentalny charakter naszego regionu został zachowany, i tradycyjny też”. A wszystko to w kontekście albumu, który na pierwszy rzut ucha przynosi nowoczesną, elektroniczną muzykę, ledwie delikatnie wspartą na ludowych wątkach. Gdy się w nią jednak wsłuchać, odkrywa przed odbiorcą wiele pięknych brzmieniowych niespodzianek.

To płyta „Provinz Posen”, na której oficjalną premierę właśnie czekamy. Płyta wymyślona i przygotowana przez artystów dotąd dalekich muzyce folkowej czy tym bardziej wiejskiej, a jednak to w tej ostatniej znaleźli inspiracje i natchnienie dla tak pięknego dzieła. To cytowani powyżej Michał Wiraszko – znany przede wszystkim jako lider zespołu Muchy, ale też autor piosenek dla wielu innych wykonawców, i jego kolega z zespołu Szymon Waliszewski oraz Michał Szturomski, pamiętany z grupy Afro Kolektyw i projektu Sowy Polski (z Wiraszką współtworzył już duet MNKR). Do współpracy zaprosili grono interesujących gości, ale to oni trzej są inicjatorami i autorami tej ciekawej koncepcji.

Słyszałem pytania, dlaczego taka niepolska jest nazwa przedsięwzięcia. W czasach nadmiernej wrażliwości (a może raczej mało refleksyjnego przewrażliwienia) wobec tego typu kwestii może warto i nad nim się pochylić. Nie wiem, czy dzięki temu zespół ma większy potencjał promocyjny w oczach zagranicznych menedżerów. Nawet gdyby tak było, biłbym brawo i życzyłbym grupie i projektowi powodzenia na międzynarodowych scenach. Wolno jednak traktować to przede wszystkim jako nawiązanie do historycznej nazwy, historycznego terminu. Provinz Posen podległa niemieckim władzom prowincja o takiej oficjalnej nazwie – funkcjonowała w Wielkopolsce i okolicach między 1848 a 1918 rokiem. Zresztą wystarczy wsłuchać się w muzykę i w towarzyszące jej teksty, żeby zrozumieć artystyczny zamysł. Płyta powstała bowiem w setną rocznicę powstania wielkopolskiego i odwołuje się do tańców sprzed wieku. Artyści zdecydowali się na nawiązania do może najbardziej „naturalnego” w tym kontekście języka muzyki, czyli ludowości.

Provinz Posen podległa niemieckim władzom prowincja o takiej oficjalnej nazwie – funkcjonowała w Wielkopolsce i okolicach między 1848 a 1918 rokiem. Zresztą wystarczy wsłuchać się w muzykę i w towarzyszące jej teksty, żeby zrozumieć artystyczny zamysł. Tomasz Janas

To z pewnością nie jest płyta folkowa w sensie estetyczno-stylistycznym, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Jednocześnie w bardzo ciekawy i niewymuszony sposób nawiązuje do muzyki tradycyjnej, ludowej. A że traktuje ją jako tworzywo i – mówiąc wprost – materiał do dalszej obróbki... To przecież nie jest zabronione. Moim zdaniem świetnie, że za takie przedsięwzięcia biorą się popularni artyści. Świetnie, że muzyka ludowa ich korci, niepokoi, prowokuje.
W kontekście opracowania muzycznego sami artyści przyznają się do inspiracji dokonaniami Briana Eno, Kraftwerku, Aphex Twina czy Jona Hopkinsa. Oczywiście trudno, słuchając płyty, nie mieć skojarzeń z wielkim dziełem „My Life in the Bush of Ghosts” Briana Eno i Davida Byrne’a. Na myśl przychodzą też nagrania twórców w rodzaju Afro Celt Sound System, a nawet niektóre poszukiwania Billa Laswella, nagrania Rizwan-Muazzam Qawwali, wielu twórców szeroko pojętego worldbeatu, także muzyka z pamiętnego albumu Grzegorza z Ciechowa, choć chyba bliższe tu będą skojarzenia na poziomie koncepcji niż brzmienia.

Sample z ludowizną i pomost między epokami

Ciekawa jest już sama struktura tej płyty. Większość utworów opartych jest na transowych rytmach, generowanych elektronicznie, choć jako sample zastosowano m.in. nagrane specjalnie dla tej produkcji brzmienia ludowych instrumentów wielkopolskich, takich jak kozioł, klarnet, mazanki, skrzypce. Melodie, zwłaszcza te śpiewane, pojawiają się incydentalnie, a jednak dzięki temu skupiają na sobie uwagę słuchacza.

Do tego jakże charakterystyczne i jakże znaczące dla tego albumu klarnetowe interwencje Jerzego Mazzolla. Były szef Arythmic Perfection i szeregu innych zespołów, jeden z liderów sławnej sceny yassowej gra tu w kilku utworach na klarnecie i klarnecie basowym, a w tym szczególnym kontekście jego partie – choć mają w sobie echa freejazzowych natchnień – są raczej niczym dron: barwne plamy, które jednocześnie wzmacniają rytmiczną strukturę całości, ale też dodają jej specyficznej barwy.

Równie zauważalny jest gościnny udział w nagraniu artystów znacznie bliższych folkowej publiczności. Wokalnego wsparcia udzieliła projektowi Dagmara Gregorowicz, na lirze korbowej zagrała i również zaśpiewała Malwina Paszek (m.in. laureatka Nowej Tradycji z zespołem Vidlunnia oraz uczestniczka tegoż konkursu z zespołem Ludożercy z innej Wsi). Można jednak powiedzieć, że na pewno nie byłoby tej płyty, w każdym razie nie byłaby ona taka, jaką jest, gdyby nie udział muzyków ludowych – i to na kilku planach. Po pierwsze są bowiem twórcy, jak to wdzięcznie nazwano na okładce, sampli źródłowych, czyli artyści z Filharmonii Folkloru Polskiego oraz Stowarzyszenia Muzyków Ludowych w Zbąszyniu: Jan S. Prządka, Edmund Hildebrandt, Bernard Frącek i Kinga Grychta. Skoro jednak całość sięga artystycznym gestem do czasów sprzed stu lat, to nie ma nic zaskakującego w tym, że na płycie wykorzystano też liczne nagrania archiwalne: z albumu z cyklu „Muzyka Źródeł” oraz audycji z archiwum lokalnego radia.

Szymon Waliszewski mówił w Źródłach, że artyści zbudowali „pomost między epokami” i że
„wspólnym mianownikiem dla nich może być taniec”. Wiraszko w Trójce wymieniał taneczne inspiracje: „Były i oberki, i chodzone, i okrągłe, i polki, i równe, i walcerki”, bo w zamyśle każdy z utworów odnosi się bezpośrednio do jednego z tradycyjnych tańców. Warto posłuchać, jak niebanalny efekt to przyniosło. Warto też przyjrzeć się przepięknej oprawie graficznej towarzyszącej albumowi.

"Provinz Posen"

Provinz Posen

Wytwórnia Krajowa 2019

Ocena: 4/5

Tomasz Janas

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

Czytaj także

Surin Phaksiri – tajski król międzynarodowej piosenki

Ostatnia aktualizacja: 23.09.2019 15:42
Podobnie jak świat rocka i jazzu, także scena tajskiej muzyki luk thung ma swoich legendarnych producentów. Oto Surin Phaksiri – Phil Spector rodem z Tajlandii!
rozwiń zwiń
Czytaj także

Człowiek z lasu

Ostatnia aktualizacja: 25.09.2019 17:33
Joszkę poznałam dawno temu. Był kilkuletnim dzieckiem, które przyjechało na festiwal Folkloru i Sztuki Ludowej w Płocku, i próbowało współprowadzić go razem z ojcem Józefem Brodą, dzisiaj legendą Beskidu Śląskiego.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Pustelnik i magia księżyca

Ostatnia aktualizacja: 30.09.2019 14:17
Stephan Micus to samotna wyspa w europejskim świecie muzycznym. Od ponad 40 lat niczym nomad kroczy swoją artystyczną ścieżką, niespecjalnie oglądając się na innych. Ta izolacja to powód, dla którego próżno szukać nie tylko w Europie, ale i na świecie podobnego solisty i oryginała.
rozwiń zwiń