Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Nieupoważnionym wstęp wzbroniony

Ostatnia aktualizacja: 07.03.2024 08:00
Czasem miejsca użyteczności i pierwszej potrzeby znajdują się pośrodku niczego – albo tam, gdzie nikt się ich nie spodziewa. Dostęp do nich z zewnątrz jest ograniczony lub nawet wykluczony.
Zdj. Il.
Zdj. Il.Foto: Magdalena Okraska

Kantyna w koszarach, sklepik w szpitalu, stołówka czy – nowomodnie – bistro na terenie zakładu pracy. Kiosk albo bar piwny tuż przy wyjściu z kopalni. WC dla personelu. „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”.

Niby otwarte, ale tak naprawdę nawet nie na wpółotwarte. Dostępne, ale niedostępne, chociaż czynne. Tylko dla wtajemniczonych: tych, którzy mają przepustkę, kartę magnetyczną, znają kierownika albo chociaż drogę, ewentualnie mają interes i w tym interesie wpadają od czasu do czasu w miejsca, gdzie teoretycznie ich noga nie ma prawa postać.

Czasem uda się oszukać system, znaleźć wyłom w ogrodzeniu, przemknąć bramą, odnaleźć niewyraźnie zaznaczoną ścieżkę wśród drzew – albo zawrzeć znajomość z kimś, kto wprowadzi. Zjawiamy się wtedy w miejscu obcym, nie-dla-nas. Jesteśmy trochę nieadekwatni, stremowani, nie znamy godzin otwarcia (czasem zresztą może ich nie być wcale, bo miejsce działa na zasadach daleko posuniętej umowności), systemu zamówień, nie mamy kuponów na obiady, nie wiemy, co się mówi i gdzie się płaci. Od razu się z tą niezbornością zdradzamy – widać po nas, że nie powinniśmy tu właściwie być. Mamy wrażenie, że wszyscy nam się przyglądają; często to zresztą nie tylko wrażenie. Czasem pomoże nam stały bywalec albo pani o matczynym wyglądzie, która rządzi za kontuarem. Oboje dadzą jednak znać, że nie wypada pytać i że każdy właściwie powinien wiedzieć, czy z prawej, czy z lewej, z tacą czy bez, wolno czy nie wolno.
Być „nie stąd” to w Polsce jedno z większych przewinień. Właściwie nie ma skutecznej metody wykupienia się z niego.

Takie miejsca, od WC w domu towarowym po sklepik przyzakładowy, mają swój system funkcjonowania. Jest on dla każdego takiego przybytku odmienny, co stanowi zaskoczenie zwłaszcza dla młodych, przywykłych do skrojonego od sztancy wzorca zachowania w przybytkach sieciowych. Gotówką czy kartą? Czy jest aplikacja? To nie tutaj. Jaka aplikacja, jaka karta? Naszym oczom ukazuje się system wypisywanych ręcznie bilecików, zaświadczeń pisanych przez kalkę, pudełeczek na bilon. Nie da się zbierać punktów. Za lojalność nie nagradza nas nic oprócz trwania przybytku.

Wnętrza tych schowanych w przydrożnym lesie barów czy stołówek ośrodka wypoczynkowego albo klubu osiedlowego – a nawet odwiecznego szaletu – też bardzo się między sobą różnią. Osoby, które nimi zawiadują, ozdabiają je po swojemu, znosząc latami kolejne utensylia i ozdoby, by miejsce pracy wydało się bardziej domowe. Nad barem widnieją powtykane w słomiankę pocztówki z daleka – od rodziny albo stałych bywalców. Obok tkwi, przypięty szpilkami, wycięty ze starego czasopisma, artykuł o naszym zakładzie, ośrodku czy klubie. Często opowiada o czasach, które już minęły – ale tutaj, w środku, wydaje się, że minęły trochę mniej. Jeszcze łapiemy ostatnią woń dawnej świetności, funkcjonalności, pewności trwania.

Przybytki nie-dla-każdego są czasem publiczne, a czasem prywatne, bywają ostańce z czasów PRL-u, ale zdarza się też miejsca działające (leniwie lub żwawo) od 1997 czy 2000 roku, od tych półumownych czasów, gdy niemal wszyscy, którzy byli wtedy dorośli, wymyślali siebie na nowo. Nie są „kultowe”, „legendarne” ani właściwie z niczego znane. Czasami ich nazwa pojawi się w rozmowie ze starszym członkiem rodziny: „tam kiedyś stało, nie wiem, czy jeszcze stoi…”. Czasami dostrzeżemy je z szosy, przejeżdżając autem czy komunikacją miejską. Nie ma jak zawrócić; „co to było?”. Nie wiadomo. Trzeba czekać na dogodną okazję i próbować odnaleźć dokładnie to miejsce ponownie. Czasem się nie udaje.
Gdy już znajdziemy takie miejsce, lepiej jednak nie mówić o nim nikomu, uszanować wsobność jego użytkowników i to, że funkcjonuje bez nas, albo bez dziesiątek nowych klientów (czy raczej podglądaczy i fotografów). Pozwolić mu żyć i umrzeć w tempie, które samo wybrało.

Magdalena Okraska


Magdalena Okraska.jpg
Korona dla królowej wesela. Czy są jeszcze tradycyjne śluby?

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

 

Czytaj także

Współczesna architektura proekologiczna - jak powinna wyglądać?

Ostatnia aktualizacja: 19.01.2022 08:30
W piątkowe popołudnie tematem będzie m.in. architektura. Gośćmi Czwórki będą Janusz Marchwiński i Katarzyna Zielonko-Jung, autorzy książki "Architektura proekologiczna".
rozwiń zwiń
Czytaj także

Międzyświęta

Ostatnia aktualizacja: 28.12.2023 08:00
Każde świętowanie kiedyś się kończy, a czas świąteczny nieuchronnie staje się okresem zwykłym, pozaobrzędowym. Są jednak takie okresy, które sytuują się właściwie pomiędzy – w oczekiwaniu na kolejny czas wyjątkowy po zakończeniu poprzedniego. Należy do nich z pewnością czas pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem.
rozwiń zwiń