Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Uniwersa

Ostatnia aktualizacja: 22.08.2024 08:00
Zza nieco skorodowanej balustrady balkonu nie widać niczego, jeśli siedzi się na kaflach. Żeby zobaczyć osiedle, należy wstać i tkwić z przedramionami, biustem czy brzuchem opartymi o tę żelazną przegrodę.Wtedy widać.
Osiedle w Białymstoku
Osiedle w BiałymstokuFoto: NAC

Mój sąsiad z dołu wziął coś mocniejszego i szaleje, naspidowany, jak małpa, chociaż tak naprawdę nie wiem, czy małpy tak szaleją. Wydaje sytuacyjne okrzyki bez treści, skacze po meblach, wyje. Zaraz zacznie wyzywać matkę i siostrę. Ja będę jadła paluszki rybne piętro wyżej.

Mieszkam teraz na osiedlu, które jeszcze cztery lata temu, nawet jeszcze dwa lata temu było dla mnie całkowicie obce. Przypadkowa siatka ulic i skrzyżowań, pudełka bloków rozrzucone wśród zieleni stały się domem; i to dość nagle. Pamiętam, jak to miejsce zachwyciło mnie za pierwszym pobytem w mieście. Nie ścinali wielkich drzew. Brzozy, wierzby, ogromne świerki zasłaniały świat i zabierały słońce mieszkańcom parterów i pierwszych pięter. I nic, stały dalej. Pod oknami pleniły się całkiem wysokie, jaskrawozielone byliny, których nazwy znały już tylko mówiące gwarą stare kobiety. Na trawnikach znienacka rozkwitały kwiaty bez klombów. Obok porzuconej w polskim stylu kupki zużytych płyt chodnikowych, które mieli położyć, ale nie położyli, rósł przypadkowy krzew. Tworzyło to całkiem zgrabną, zorganizowaną całość.

Alejki między blokami były stare i popękane, a asfalt pamiętał już lepsze dni. Nie lali nowego i nie kładli zbyt uparcie kostki bauma. Szło się jak do szkoły w latach osiemdziesiątych: tu dziura, tu wybrzuszenie, tam kupa żwiru. W głębokich pęknięciach kałuże. Piły z nich psy.

Mija rok za rokiem, lato za latem. Pozornie jest tak samo, ale to tylko pozory, a te mylą często, bo rzucamy na otoczenie niełaskawym okiem, nienawykłym do szukania odstępstw i zmian. Jest coś swojskiego, znajomego w przechodzącym pijanym chłopie, w kształcie wiaty przystanku, w oparciu ławki albo w ręcznikach w postaci z bajek Disneya, powiewających w loggiach w odwiecznym rytmie. A potem nagle pewnego dnia idziemy i coś w przestrzeni pęka. Nie współgra, nie tańczy już z innymi, stałymi jej elementami.
Do pustego bloku deweloperskiego na rogu wprowadziła się pierwsza mieszkanka, kobieta w średnim wieku. Urządziła balkon w podróbki skandynawskiego stylu, a na przysługującym jej spłachetku wygolonej trawy pod nim ustawiła solarne figurki hatifnatów z „Muminków”. Nocą świecą i szepczą, wbici w ziemię, jak u Tove Jansson. Za rok, dwa, trzy i kobieta, i hatifnatowie będą pasować do ulicy, a jej pomysł na rozwiązania estetyczne przyćmią nowsi lokatorzy. Na razie kole w oczy, jak nowiutka narośl na czyste dłoni.

Przewód pokarmowy osiedla przyjmuje, ale i wyrzuca. Pod wiatami śmietnikowymi, a mamy tu porządne, murowane wiaty, które nie znają kłódki i klucza, goszczą czyjeś całe życia. Krewni wynoszą rzeczy po zmarłych z rodziny. Nazywa się to „opróżnianiem mieszkania”, a jest wystawianiem czyichś wielu dekad na ciekawskie oczy przechodzących. Niemodne ubrania, spęczniałe od wilgoci książki, brudne zastawy stołowe, słoiki z przetworami dziesięć lat po dacie. Złotawe wieczka połyskują w słońcu albo, przeciwnie, mokną. Czasem ktoś się zbliży, ale tylko przerzuci, nie weźmie.

Osiedle jeszcze nie zginęło, póki my żyjemy, ale żyłoby i bez nas. Pokryłoby nasze domy, chodniki i samochody zielenią mchu i brązem witek. Zmienia się z miesiąca na miesiąc, wraz z każdym centymetrem rosnącego kręgosłupa dzieciaka z trzeciej klatki, przygięciem do ziemi pani z parteru, psami, które pojawiają się i znikają, ludźmi, którzy wynajmowali, więc byli na chwilę, kupili czas i miejsce, ale w końcu musieli odejść. Zmienia się listonosz, a nowy nie wie, że stara kobieta z kawalerki na pierwszym nie żyje, i to już od lutego, i puka na marne do drzwi. Elewację sklepu Społem otynkowano na gustowny grafit. Za dwa lata nikt nie będzie pamiętał, że była kiedyś bladoróżowa.

Rozkład jazdy autobusu numer 21 zmienia się, tak jak skład osobowy pasażerek czekających na ławeczce. Co jakiś czas któraś przestaje przychodzić. Mówi się „dawno jej nie widziałam”. Czasem się już nie zobaczy.

CZYTAJ TEŻ: 

Zwrot ku głębszemu poznaniu. Świat uchem etnografa

Przygody etnografa w terenie

Magdalena Okraska


Magdalena Okraska.jpg
Korona dla królowej wesela. Czy są jeszcze tradycyjne śluby?

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

 

Czytaj także

Współczesna architektura proekologiczna - jak powinna wyglądać?

Ostatnia aktualizacja: 19.01.2022 08:30
W piątkowe popołudnie tematem będzie m.in. architektura. Gośćmi Czwórki będą Janusz Marchwiński i Katarzyna Zielonko-Jung, autorzy książki "Architektura proekologiczna".
rozwiń zwiń
Czytaj także

Dlaczego nie nosimy stroju ludowego?

Ostatnia aktualizacja: 22.09.2022 09:00
Obecność w Polsce sporej społeczności ukraińskiej pozwoliła nam obcować w przestrzeni miejskiej z innym językiem i zwyczajami. Kilka tygodni temu, spacerując w Krakowie, zauważyłam parę Ukraińców, mężczyznę i kobietę, idących na ślub. Mieli eleganckie stroje „na dole” (spódnica od garsonki, spodnie od garnituru), nieśli prezenty i bukiety kwiatów. Na górnych połowach ciała mieli za to pięknie wyprasowane tradycyjne koszule – wyszywanki.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Świat na opak

Ostatnia aktualizacja: 26.01.2023 09:00
Karnawał to w każdej kulturze zawieszenie, a nawet odwrócenie obowiązującego porządku. Na jakiś krótki, ale intensywny czas – kilka dni, czasem nawet tygodni – zastany, codzienny świat się odwraca. W karnawale wykorzystywane potem przez liberałów hasło „każdy może być każdym”, „możesz być kim chcesz”, nabierało prawdziwego sensu. Żebrak przebierał się za króla, a chłop za babę. Następowało całkowite odwrócenie porządków, wcielenie w postać szczególną, ale bardzo odległą od własnej.
rozwiń zwiń