Były to tańce. Jednak gdyby ktoś szukał brakujących puzzli do układanki pt. "tradycyjna polska tożsamość narodowa", to powinien lekturę tego tekstu za chwilę zakończyć.
Nie wiadomo, ile jest prawdy w kolejnej legendzie, że půlka została przemianowana na polkę wskutek sympatii Czechów do Polaków po upadku powstania listopadowego. Tak czy owak właśnie takie skojarzenia towarzyszyły jej karierze przez dziesięciolecia.
Nie były to bowiem trójmiarowe melodie, czyli tzw. tańce polskie, które szczyt popularności międzynarodowej miały już za sobą. Nie były to tzw. tańce narodowe, jak chociażby mazur, polonez czy kujawiak, które się właśnie kształtowały i XIX stulecie było dla nich złotym okresem, ale głównie w wymiarze lokalnym. Światową karierę zrobiły polka i warszawianka, czyli la varsovienne. No fajnie, ktoś może powiedzieć, ale to nie są stricte polskie tańce. Rzeczywiście sprawa jest skomplikowana. W dzisiejszym tekście zajmę się pokrótce, na tyle, na ile formuła felietonu pozwala, polką, a za miesiąc warszawianką.
Ogólnie można powiedzieć, iż badacze są zgodni co do tego, że polka powstała i ukształtowała się w Czechach. Stamtąd też wyruszyła na międzynarodowy podbój parkietów. Ale już co do szczegółów nawet wśród samych Czechów hipotez jest wiele. Polkę nazywano też půlka (czyli połowa, tu: półkrok), a jeszcze wcześniej nimra (od nazwiska) lub maděra. To ostatnie słowo to również nazwisko, ale także rodzaj wysokiej czapki, a w wyrażeniu stłuc coś „na maděru” oznaczało „w drobny mak” „do szczętu”. W dodatku słowo kojarzy się z czeskim określeniem węgierskości. Karel Čapek twierdził, że zarówno ten rodzaj nakrycia głowy, jak i taniec przywędrowały z Węgier. Wiadomo, był pisarzem i pionierem literatury fantastyczno-naukowej, ale może miał nosa? Wysokie czapki nosili też karpaccy Rusini, a w południowej Polsce od czasów Stefana Batorego zakładano magierki, czyli czapki węgierki. Chociaż mnie się podoba również ta korelacja ze wspomnianym idiomem - w końcu polka to drobny, poskładany z małych kawałków, półkroczków, taniec.
Według legendy czeski pianista i organista Josef Neruda zobaczył kiedyś na wsi, jak zatańczyła ten taniec, który dał początek polce, Anna Chadimová-Slezák, przyśpiewując do niego "Strýček Nimra koupil šimla" ("Stryjek Nimra kupił siwka"). Legendę uwiarygodnił Čeněk Zíbrt, czeski etnograf i historyk, artykułem w gazecie "Národní listy" (1894), na który w odpowiedzi przyszło sporo listów od czytelników, w tym od tych, którzy zdążyli jeszcze osobiście poznać Chadimovą, po mężu Slezák. Urodziła się w Petrovicach, w środkowych Czechach, na południe od Pragi, ale całe dorosłe życie spędziła, pracując jako pokojówka w Kostelcu nad Łabą położonym w okolicy sąsiadującej z Krajem Hradeckim. Jest to dla nas istotna informacja, ponieważ najwcześniejsza znana wzmianka o polce, pochodząca z "Časopis Českého museum" (1/1835), wspomina, że tańczy się ją właśnie w regionie Hradec Kralove i jest to taniec "przypominający krakowiaka".
Możliwe, że za sprawą Nerudy polka trafiła do Pragi. Ale istnieje też równoległy korzeń historii polki, który wiąże się z nazwiskiem Františka Matěja Hilmara, który był znakomitym muzykiem, tancerzem i nauczycielem muzyki od około 1825 roku właśnie w Kraju Hradeckim. Skomponował ponad 200 tańców i to od jego polki Esmeraldy zaczęła się światowa kariera tańca. Pierwsza polka Hilmara została opublikowana drukiem w Pradze w 1837 roku. Nie wiadomo, ile jest prawdy w kolejnej legendzie, że půlka została przemianowana na polkę wskutek sympatii Czechów do Polaków po upadku powstania listopadowego. Tak czy owak, właśnie takie skojarzenia towarzyszyły jej karierze przez dziesięciolecia.
Kompozytorowie piszą od rana do wieczora same polki; wszystkie wystawy muzycznych sklepów przepełnione polkami; słowem Polka for ever!
Momentem historycznym, kiedy to szał (tak!) polkowy osiąga swoje progowe wzmożenie, wydaje się być rok 1844 i to zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. Warszawskie "Rozmaitości" donoszą w 1844 roku z Londynu: Zrazu była to tylka daleka pogłoska, lekki poszept, pianissimo – kilka osób zasłyszało coś o nim; dwa tylko albo trzy dzienniki doniosły nam cichaczem o jego zawitaniu. Zwolna zajaśniało słowo "Polka" w całym blasku na widnokręgu i biegło rinforzando z ust do ust, od nóg do nóg; potemu ujrzeliśmy polkę powstającą w swej naturalnej wielkości, rozpędzającą się i wirem ulatującą. Teraz jest to już jeden ogólny krzyk, jedno publiczne crescendo, gorączka narodowa. Wszystkie lady szaleją z miłości ku polce; na samo wymienienie jej nazwy bije każde niewieście serce w brytańskim łonie. Kompozytorowie piszą od rana do wieczora same polki; wszystkie wystawy muzycznych sklepów przepełnione polkami; słowem Polka for ever!
W Paryżu pierwszy nauczyciel polki jest dosłownie rozrywany, tancmistrz en vogue Cellarius nie wie już, co się z nim dzieje. Moda nie omija nawet języka. Utworzono nowe francuzkie słowo czasowe. W trybie bezokolicznym brzmi ono "polker" i znaczy tańczyć polkę. Mówią więc Francuzi: Je polke, tu polkes, nous polkons itd. Nowy taniec zdobywa salony i przedmieścia oraz trafia do czytywanych coraz powszechniej tzw. przewodników tanecznych, zarówno tych bardziej popularnych, jak i tych wyrafinowanych. Wieści z Ameryki naturalnie dochodzą wówczas dużo wolniej, dzisiaj jednak wiadomo, że w tym samym czasie polkomania zaczyna się również za oceanem i będzie królować na amerykańskich ballroomach do końca XIX wieku w różnych swoich wersjach, np. w wersji zmieszanej z innym czeskim tańcem – redową.
W tym samym czasie wychodzą w Stanach liczne zbiory nut polek. Na okładce jednego z nich z roku 1844 znajdujemy tancerzy ubranych w ludowe stroje, nawiązujące do krakowskich, ale to tylko symboliczne odniesienie, bo podobnie jak na Starym Kontynencie, tak i tutaj polka rozprzestrzenia się jako taniec jednak z mieszczańską ogładą. Dzięki czemu również w Ameryce rozpoczyna szerszą modę – przyjmują się tam od tej pory suknie w kropki jako kreacje na zabawy. Wzór nazywany odtąd polka dots zyskuje trwałe miejsce w szafach amerykańskich dam, panien i podlotków, stosowany zresztą z czasem na wszystkich możliwych częściach garderoby. I tak jest do dziś.
Polka jawi się jako jeden z pierwszych tańców nowoczesnej Europy, w duchu égalité, o nowym rodzaju performatywności "and a lot of sweet romancing". To taniec o rozluźnionym gorsecie obyczajowym, społecznym, kosmopolityczny i łatwo adaptowalny, nie tańczony w jakimś konkretnym, szytym na miarę narodowym kostiumie, choć gdzieś w drugim planie przemycający wątki emancypacyjne narodów Europy Wschodniej, emancypacji narodowej, ale także społecznej. To również taniec, w którym rola mężczyzny, partnera, jest bardziej ograniczona i równoprawna niż w dawniejszych tańcach, gdzie był on "wodzącym rej", zdecydowanie dominującym. Do kobiety w tradycji nie przystawała zbytnia aktywność w tańcu, miała być głównie czarownym obiektem umizgów i adoracji, tonującym swoją ekspresję subtelnym świadkiem męskich popisów.
Polka była otwarta na nieustatkowaną ekspresję, temperamentna, parzysta, motoryczna i jako taka współgrała z epoką industrializacji. Stanowiła swego rodzaju emblemat białej cywilizacji Zachodu. Polka Arabka, polka Mefistofelka, polka Szatanka, polka Perpetuum Mobile, polka Telefon. Czy ktokolwiek tańczyłby poloneza Telefon, nawet gdyby takowy powstał? Jednocześnie, o czym warto pamiętać, takie zjawiska jak tańczenie polki były prefiguracją XX-wiecznej kobiecości glamour. Bo polka była kobietą, a w sposób szczególny wybrzmiewało to w naszym języku. Pierwsze zachowane u nas w rękopisach lub w pojedynczych drukach kompozycje były zatytułowane od imion pań, którym je kompozytorzy dedykowali. Najpierw Polka, Florentyna, Leontyna, Malwina, Michalina, Olga, Karolina, Julia, z czasem bardziej poufale zatytułowane polka Basia czy Maniusia ("dedykowana wszystkim Maniusiom").
Polka była otwarta na nieustatkowaną ekspresję, temperamentna, parzysta, motoryczna i jako taka współgrała z epoką industrializacji. Stanowiła swego rodzaju emblemat białej cywilizacji Zachodu.
W ówczesnej Polsce pod zaborami, w okresie międzypowstaniowym, kiedy rząd dusz sprawowała już nieodwołalnie upadająca, ale wciąż żywa kultura szlachecka, patrzono na polkę ambiwalentnie. Do głosu dochodziło wielokulturowe mieszczaństwo. Przykurzony mazur telepiący się w szlacheckiej bryczce, nawet w wersji salonowej będący wciąż wyrazem rojeń o wskrzeszeniu I Rzeczypospolitej, z wolna ustępował lśniącej polce pędzącej lokomotywą parową, realnie łączącej ziemie polskie z Europą i światem, mknącym w postępie technologicznym i telegrafizującym się.
Według konserwatywnego katolickiego, wychodzącego we Lwowie "Dziennika literackiego" (…) polka to złej konduity taniec i tak jak angielskie ściskanie ręki kobiet, weszłe u nas w zwyczaj, jest lekceważeniem całej płci.(…) Pewien z najulubieńszych wieszczów naszych, którego nazwiska przez głęboką cześć dla niego, w ubożuchnej tej rozprawie mojej, wymienić niemam śmiałości, naznacza w duchowej hierarchji tworów bożych, Polkom naszym zaraz miejsce po aniołach. A gdzież teraz oczy moje mają uciec, gdy na te anioły drugiego rzędu patrzeć mi się często wypada, jak pozwalają w tramblance szamotać sobą, wywijać, popychać i poszarpywać się na wszystkie boki? (…) Protestuję także niniejszem publicznie przeciw mazurce-polce, a to w imieniu ducha naszych narodowych tańców. Ożenienie mazura z polką to gruby mezalians, to okrucieństwo, to prawom bożym przeciwne, taki związek rozerwać należy. Polka to uosobiony bezwstyd, w splotach namiętnych, w ruchach drgających, przewala się lubieżnie z miejsca na miejsce, z kąta w kąt.
Mimo tego od lat 40. i 50. XIX wieku komponuje się polek coraz więcej, przy czym z początku zajmują się tym głównie pracujący na ziemiach polskich muzycy pochodzenia niemieckiego. Ale też już pod koniec lat 1840. ma Esmeraldę w repertuarze kapela działająca przy klasztorze dominikańskim w Gidlach, a także w okolicznych karczmach.
U Kolberga nie znajdziemy polek wiele, to są raczej pojedyncze zapisy. Pierwsza opublikowana przez niego melodia pochodziła ze Staszowa w Sandomierskiem i jest w typie czeskiej polki hilmarowskiej. Zapewne nowomodny taniec pozostawał na marginesie ogniskowej badacza, który jednakowoż starał się być skrzętny w notowaniu ciekawych melodii. Wniosek płynie stąd taki, że polka, która szturmem zdobywała u nas duże ośrodki i salony wielkomiejskie, na głębszą prowincję już trudniej torowała sobie drogę, a w okolicach o kulturze muzycznej silnie zdeterminowanej tradycją, na wsiach, zadomowiła się na dobre (twórczo) w ostatniej ćwierci XIX wieku. A więc już po okresie aktywności Kolberga i po jego śmierci. Trzeba pamiętać, że w wielu regionach rytmy parzyste były od dawien dawna dobrze lub co najmniej nieźle reprezentowane w melodiach pasterskich, flisackich, kozakach, szotach, nie mówiąc już o krakowiakach czy wiwatach. Na prowincji propagują melodie polkowe kapele żydowskie.
W wyniku powstania styczniowego Polska nie powstaje na powrót, ani nie powstaje mazur Cyklista. A polka Cyklistka i owszem.
Remek Hanaj
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.