Oczywiście widziałam już te koszule wiele razy – czy to w telewizji, gdy pokazywano społeczność ukraińską, czy w mediach społecznościowych. Spotkałam się nawet z wzajemnym namawianiem się przez antyrosyjsko nastawionych Polaków, by je kupować, wspierając tym samym Ukraińców, i...nosić. Tutaj zaczyna się splatać kilka wątków, które chciałabym poruszyć – polski stosunek do stroju ludowego, polski „brak” stroju ludowego i jego ewidentna nieobecność w przestrzeni społecznej.
Oczywiście, wszyscy wiemy, że nie istnieje jednorodny „strój ludowy”, stroje bardzo różnią się pomiędzy regionami kolorystyką, a nawet doborem elementów odzieży; pełny strój ludowy jest także kosztowny, ciężki, niewygodny, i, oprócz górali z Podhala i Kaszubów, właściwie nikt go nie wkłada nawet „na okazje”. Druga kwestia nie jest jednak związana tylko z wygodą czy niewygodą: strój ludowy wielu regionów jest wręcz zapomniany i poprzez to zapomnienie zupełnie nieobecny. Mieszkam w Zawierciu w Zagłębiu Dąbrowskim. Wiem, jak wygląda strój zagłębiowski, ale nie widziałam go nigdzie poza internetem i ciałami członków i członkiń lokalnego zespołu pieśni i tańca. Nikt go nie wkłada. Nikt go nie posiada.
Dziewczyna w wełniaku z Sieradzkiego
Zdajemy się uważać jako naród, że właśnie tylko tam: w zespołach i kapelach ludowych, w kołach gospodyń wiejskich, jest jedyne miejsce na regionalny strój ludowy, że tylko tam on żyje i tam umrze. Nie widuje się nie tylko pełnego stroju, ale nie widuje się także osób z jednym jego elementem (jakim dla Ukraińców jest koszula), np. chustą z frędzlami – a takie widoki są czymś zwyczajnym np. na festynach na Słowacji.
Po spotkaniu z ukraińską wyszywanką zaczęłam się nad tym zastanawiać. Postanowiłam kupić sobie ludową koszulę polską i wkładać ją na wydarzenia społeczne, np. festyn, dni miasta, zabawę. W tym celu poświęciłam kilka dni na przeglądanie internetu i do moich wniosków dołączyło jeszcze kilka.
Koszula bliższa ciału
Polska nie ma wzoru ludowego „ogólnego”. Jeśli nie chcemy czegoś, co bezpośrednio kojarzy się z Podhalem, to oferuje się nam wyłącznie popkulturowe emanacje na temat wzoru łowickiego (koguty, wycinanki itp.) i wzoru kaszubskiego. Jednak nawet te wzory przemieliła popkultura i uczyniła z nich jedynie emblemat na doczepkę. Nie mamy koszuli łowickiej, lecz t-shirt z wzorem serca, w które wpisany jest wzór łowicki, w dodatku często produkowany w Chinach. Wzór „ogólnofolkowy”, skierowany raczej do alternatywnych nastolatek, występuje na filcowych i lnianych torbach. Czasem można kupić pościel w koguty z wycinanek. Na najbardziej dostępnym poziomie szukam-znajduję to już wszystko. Te artefakty bywają noszone (czy może bardziej – kupowane podczas wakacji i chowane w szafach), ale z pewnością nie są jaskółką powrotu stroju ludowego. Bo nie są strojem ludowym ani jego elementem.
Łowiczanie w strojach ludowych
Oczywiście tych warstw jest więcej. Popkultura czerpie pełnymi garściami z krynicy „ludowości”, rozumianej jako „halka, spódnica, chustka, baba na sianie, chłop z fujarką”. Takie obrazy mamy w wielu teledyskach z nurtu disco polo, ale przebijają się także do mainstreamu (disco polo to taki nurt, który realizuje swoisty paradoks – będąc niesamowicie popularnym i mając miliony słuchaczy nie jest jednocześnie w głównym nurcie kultury). Ludowe stroje stanowią np. główny wątek teledysku „My, Słowianie” piosenkarki Cleo i Donatana. Cleo używa tego arsenału także w przypadku swojego solowego utworu „Slavica”. Tutaj jednak występuje bardziej entourage „ogólnosłowiański” z elementami kultury Wikingów, a całość okraszona jest ogromną dozą nagości i erotycznych sugestii. Kultura ludowa, jej wizualność, służą wyłącznie podkreśleniu urody, młodości i erotycznej „przydatności” kobiet ze Wschodu, zapewne w porównaniu z innymi nacjami i regionami. Kamizela i serdak założone są nie na koszulę, lecz na gołe ciało, przed naszymi oczami pojawiają się szeregi twerkujących pośladków w legginsach, a za „element ludowy” robi czapka z daszkiem, na której o reprezentowanie „folku” walczą kogut i róża.
Czyli wszystko jak zwykle. Przemieliliśmy te wzory i elementy do tego stopnia, że sami ich nie pamiętamy. Pozwoliliśmy się też zorientalizować Zachodowi, który brał z naszego ludowego zasobu do swojej popkultury to, co chciał: elementy muzyki, instrumentarium, topos słowiańskiej piękności z warkoczem. Wszystkie te rzeczy są więc jednocześnie daleko i blisko – rozpoznawalne i znane (wiemy, że to nasz strój, a nie z innego kraju słowiańskiego), ale jednocześnie obecne tylko na dwa sposoby: w kulturze popularnej, w dodatku w wersji często zseksualizowanej (ale spokojnie, nie tylko my to robimy, Słowacy też „rozbierają” górali w teledyskach muzyki popularnej) i w kulturze festynowo-dożynkowej, w wersji koturnowej i zarezerwowanej raczej dla występujących niż publiczności.
Dlaczego tak jest? Dlaczego nie nosimy stroju ludowego? Dlaczego prędzej włożylibyśmy ukraińską wyszywankę niż swoją koszulę – gdyby była dostępna?
Mam tylko kilka propozycji odpowiedzi. Jedna z nich to ingerencja PRL-u, który stroju ludowego używał jako jednego z elementów budowania pewnej narracji o Polsce i społeczeństwie polskim (słynne dożynki państwowe itp.). Jego obecność bywała społecznie traktowana jako przeżytek, ramota, obowiązek. Po 1989 r. z radością zarzuciliśmy na pewien czas takie pomysły – i zrzuciliśmy ludowy strój, z wyjątkiem tych niedużych społeczności, gdzie był on zawsze na porządku dziennym.
Pieniny. Górale ze Szczawnicy w strojach ludowych
Druga kwestia dotyczy polityki. Ostatnie trzydzieści lat to wichura transformacji ustrojowej, okresy ubóstwa, polityczne przepychanki, podział na „dwie Polski”. Po jednej ze stron „konfliktu” można dostrzec zanik chęci używania/noszenia/pokazywania się z flagą Polski, jako symbolem rzekomo charakterystycznym dla prawicy lub wręcz oznaczającym „faszyzm”. W kontrze do listopadowego Marszu Niepodległości organizowane są kolorowe imprezy, teoretycznie z tej samej okazji, na których flagi własnego kraju jednak ze świecą szukać. Noszenie bluzy z orzełkiem czy flagą dla wielu oznacza niestety, że noszący jest „podejrzany”. Patrzę na to z ogromnym smutkiem, bo to symbole nas wszystkich. Nikt nie ma na nie monopolu.
Powrotów czas?
Podobnie może być jednak ze strojem ludowym. Oprócz tego, że jest zapomniany, uważany za przestarzały, oprócz tego, że jest niedostępny w sprzedaży „od ręki” – może jeszcze zostać przez niektórych uznany za staroświecki i zbyt podkreślający polskość, a więc przaśność stojącą w opozycji do Zachodu. To także smutna konstatacja.
Żeby strój ludowy powrócił, trzeba by o nim mówić i wprowadzać go właściwie od przedszkola, i to nie tylko regionalnie. Być może ciekawe i perspektywiczne byłoby wprowadzenie „ogólnego” wzoru ludowego, sporządzonego na bazie wielu, lub „ogólnego” elementu odzieży (np. koszula lniana męska i damska) i rozpowszechnienie ich poprzez promocję, niską cenę, obecność w kulturze popularnej i w społeczności. Za pół pokolenia koszula – noszona właśnie na okazje typu wesele, festyn, zabawa w parku miejskim – byłaby czymś naturalnym. Obyczaj można tworzyć i modyfikować.
A co z moim zakupem? Czy można w Polsce kupić tę koszulę, chustę, buty? Można, jednak pojawiają się one tylko w kilku sklepach ludowo-folkowych, a ich ceny są wysokie (ponad 300 zł za koszulę). Ponieważ Polskie Radio ma restrykcyjną politykę dotyczącą reklamy i nazw produktów, nie mogę podać nazw sklepów ani linków do zakupu. Owszem, istnieją, jednak nie są łatwe do znalezienia, a zakup nie jest tani. Droga raczej nie tędy, by był to zakup dostępny tylko dla zamożnej klasy średniej. Nie możemy jednak produkować czy kupować własnych koszul w Chinach. Myślę, że powrót do potrzeby noszenia elementów stroju ludowego to zarówno nisza rynkowa, jak i nisza symboliczna.
Magdalena Okraska
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.