Odwieczny konflikt między zamieszkującymi Kosowo Serbami i Albańczykami nasilił się w 1989 roku, gdy Jugosławia zniosła w Kosowie autonomię. Stanowiący 90% ludności Albańczycy zbojkotowali wszelkie serbskie instytucje, a dwa lata później podczas rozpadu Jugosławii wysunęli żądanie niepodległości. Referendum i wybory nowych władz nie uznała Serbia.
Powstanie ”państwa w państwie”, nawoływanie do zbrojnego buntu przez Wyzwoleńczą Armię Kosowa i represje serbskich władz doprowadziły do eskalacji przemocy w 1998 roku. Władze w Belgradzie masowo wysiedlały Albańczyków, a wobec tych, którzy zostali, stosowały brutalne represje. 850 tysięcy uchodźców szukało schronienia w sąsiednich krajach. Czystka etniczna wzbudziła sprzeciw całego świata. Gdy próby pokojowego powstrzymania konfliktu zawiodły, podjęto decyzję o przeprowadzeniu nalotów NATO na serbskie cele wojskowe i strategiczne. Po raz pierwszy w historii Sojusz Północnoatlantycki przeprowadził operację wojskową bez autoryzacji ONZ.
Działania rozpoczęły się 24 marca 1999. - W nocy nie spałam. Miałam przy drzwiach rzeczy i dokumenty, żeby opuścić dom. Nie wiadomo gdzie pójść. Było bardzo niebezpiecznie, wszędzie spadały bomby. Kompletny chaos – wspominała ten dzień serbska tłumaczka języka polskiego Biserka Rajčić.
Naloty trwały siedemdziesiąt osiem dni. Zginęło od 1,2 do 2,5 osób. Około 12,5 tysiąca zostało rannych. Zniszczono wiele obiektów wojskowych i gmachów rządowych, ale też szpitali. Zburzono i uszkodzono pięćdziesiąt pięć mostów kolejowych i wiaduktów. Zniszczono trzy centra radiowe i telewizyjne.
– Czuliśmy bezsilność, ale również ubolewanie nad tym, że narody europejskie stały się ofiarami manipulacji. Zaatakowanie ówczesnej Jugosławii było pierwszym krokiem na drodze NATO ku temu, by być sojuszem już nie tylko obronnym. Serbowie mieli nadzieję, że po kilku dniach ludzie zrozumieją, co się dzieje, a NATO nie będzie dążyło do tego, by całkowicie zniszczyć opór narodu – mówił na antenie PR Vladan Stamenković, serbski publicysta i tłumacz.
Naloty zmusiły Slobodana Miloševićia do zaakceptowania porozumienia pokojowego w czerwcu 1999 roku. Z Kosowa wycofano serbskie wojska, a uchodźcy mogli wrócić. Bezpieczeństwa pilnowało 50 tysięcy żołnierzy międzynarodowych sił KFOR, wśród nich Polacy. – Sytuacja jest bardzo trudna. Pod hasłami o pokoju i gotowości do współistnienia, nie ma jednak mowy o wybaczeniu. Widać chęć zemsty i nienawiść, głęboko ukrytą w oficjalnych rozmowach – mówił uczestnik polskiej misji pokojowej w Kosowie.
Sytuacja do dzisiaj nie jest stabilna. Kosowo ogłosiło niepodległość w 2008 roku, jednak nadal formalnie jest państwem nieuznawanym. Wciąż dochodzi do zamieszek, sytuacja ekonomiczna jest fatalna, a bezrobocie wyjątkowo wysokie.
– Tamte działania były już spóźnione. Kosowo jest efektem bierności i później reakcji Unii Europejskiej i innych organizacji. Biorąc pod uwagę dzisiejszą sytuację na Krymie, nie możemy powtórzyć tego samego, nie możemy zaniechać pewnych działań, musimy reagować – podkreślał mecenas Michał Goździk, były pracownik ONZ.
Odwieczny konflikt między zamieszkującymi Kosowo Serbami i Albańczykami nasilił się w 1989 roku, gdy Jugosławia zniosła w Kosowie autonomię. Stanowiący 90% ludności Albańczycy zbojkotowali wszelkie serbskie instytucje, a dwa lata później podczas rozpadu Jugosławii wysunęli żądanie niepodległości. Referendum i wybory nowych władz nie uznała Serbia.
Powstanie ”państwa w państwie”, nawoływanie do zbrojnego buntu przez Wyzwoleńczą Armię Kosowa i represje serbskich władz doprowadziły do eskalacji przemocy w 1998 roku. Władze w Belgradzie masowo wysiedlały Albańczyków, a wobec tych, którzy zostali, stosowały brutalne represje. 850 tysięcy uchodźców szukało schronienia w sąsiednich krajach. Czystka etniczna wzbudziła sprzeciw całego świata. Gdy próby pokojowego powstrzymania konfliktu zawiodły, podjęto decyzję o przeprowadzeniu nalotów NATO na serbskie cele wojskowe i strategiczne. Po raz pierwszy w historii Sojusz Północnoatlantycki przeprowadził operację wojskową bez autoryzacji ONZ.
Działania rozpoczęły się 24 marca 1999. - W nocy nie spałam. Miałam przy drzwiach rzeczy i dokumenty, żeby opuścić dom. Nie wiadomo gdzie pójść. Było bardzo niebezpiecznie, wszędzie spadały bomby. Kompletny chaos – wspominała ten dzień serbska tłumaczka języka polskiego Biserka Rajčić.
Naloty trwały siedemdziesiąt osiem dni. Zginęło od 1,2 do 2,5 tys. osób. Około 12,5 tysiąca zostało rannych. Zniszczono wiele obiektów wojskowych i gmachów rządowych, ale też szpitali. Zburzono i uszkodzono pięćdziesiąt pięć mostów kolejowych i wiaduktów. Zniszczono trzy centra radiowe i telewizyjne.
– Czuliśmy bezsilność, ale również ubolewanie nad tym, że narody europejskie stały się ofiarami manipulacji. Zaatakowanie ówczesnej Jugosławii było pierwszym krokiem na drodze NATO ku temu, by być sojuszem już nie tylko obronnym. Serbowie mieli nadzieję, że po kilku dniach ludzie zrozumieją, co się dzieje, a NATO nie będzie dążyło do tego, by całkowicie zniszczyć opór narodu – mówił na antenie PR Vladan Stamenković, serbski publicysta i tłumacz.
Naloty zmusiły Slobodana Miloševićia do zaakceptowania porozumienia pokojowego w czerwcu 1999 roku. Z Kosowa wycofano serbskie wojska, a uchodźcy mogli wrócić. Bezpieczeństwa pilnowało 50 tysięcy żołnierzy międzynarodowych sił KFOR, wśród nich Polacy. – Sytuacja jest bardzo trudna. Pod hasłami o pokoju i gotowości do współistnienia, nie ma jednak mowy o wybaczeniu. Widać chęć zemsty i nienawiść, głęboko ukrytą w oficjalnych rozmowach – mówił uczestnik polskiej misji pokojowej w Kosowie.
Sytuacja do dzisiaj nie jest stabilna. Kosowo ogłosiło niepodległość w 2008 roku, jednak nadal formalnie jest państwem nieuznawanym. Wciąż dochodzi do zamieszek, sytuacja ekonomiczna jest fatalna, a bezrobocie wyjątkowo wysokie.– Tamte działania były już spóźnione. Kosowo jest efektem bierności i później reakcji Unii Europejskiej i innych organizacji. Biorąc pod uwagę dzisiejszą sytuację na Krymie, nie możemy powtórzyć tego samego, nie możemy zaniechać pewnych działań, musimy reagować – podkreślał mecenas Michał Goździk, były pracownik ONZ.
mjm