Polska Agencja Prasowa: Jaka była temperatura nastrojów społecznych u progu wydarzeń Grudnia ’70? Powody coraz większego niezadowolenia były zauważane i diagnozowane na szczytach władz partyjnych, czy raczej ekipa Władysława Gomułki zupełnie oderwała się od polskiego społeczeństwa?
Grudzień '70. Początek robotniczej rewolty na Wybrzeżu
Prof. Jerzy Eisler: Istnieje taki pogląd, że ludzie władzy odrywają się od nastrojów społecznych już w momencie przejęcia kontroli nad państwem. Nie wiem, czy tak było w tym przypadku, ale bez wątpienia poparcie dla Gomułki w 1970 r. było odwrotnością entuzjazmu społecznego, z jakim powitano przejęcie przez niego władzy w październiku 1956 r. Powiedzieć, że Gomułka roztrwonił ten kapitał, to nie powiedzieć nic. W ciągu tych ponad czternastu lat jego rządów system zmieniał się i ewoluował, ale wcale nie w kierunku pożądanym przez społeczeństwo.
Pierwsze pięciolecie po "odwilży" to okres rozwoju gospodarczego, wzrostu płac i poziomu życia oraz procesu dekolektywizacji rolnictwa. W kolejnej "pięciolatce" ta "mała stabilizacja" – ulegała stabilizacji. Pojawiały się kolejne kryzysy społeczne i polityczne. W 1965 r. mamy do czynienia z konfliktem wokół słynnego listu biskupów "Przebaczamy i prosimy przebaczenie". Władze reagują wielką nagonką antykościelną. Jej natężenie jest jeszcze większe przy okazji obchodów milenium chrztu oraz tysiąclecia państwa polskiego. W 1967 r. wybuchła wojna sześciodniowa, która, mimo że toczyła się kilka tysięcy kilometrów od granic PRL, miała wielki wpływ na wydarzenia w Polsce. Gomułka stosunkowo często "stawiał się" Chruszczowowi i Breżniewowi, ale zarazem postrzegał sojusz ze Związkiem Sowieckim jako gwarancję polskiego bezpieczeństwa, tak jak on je postrzegał, i dlatego tak zdecydowanie poparł interesy ZSRS na Bliskim Wschodzie. Rok później siły zbrojne PRL wzięły udział w inwazji na Czechosłowację, a wcześniej w Polsce doszło do protestów marcowych.
Na te powtarzające się kryzysy nakłada się zmęczenie rządami Gomułki. Porównajmy ich długość z okresem po 1989 r. Nikt w III RP nie był przy władzy przez czternaście lat bez przerwy. Weźmy również pod uwagę to, że realna władza prezydenta czy premiera jest nieporównywalna z potęgą Władysława Gomułki, I sekretarza KC PZPR. Podam przykład z własnej biografii: gdybym był o rok młodszy, poszedłbym do szkoły na początku rządów Gomułki, pod jego rządami zdałbym też maturę i poszedłbym na studia. Dla młodego człowieka była to niemal wieczność. Takich dzieci powojennego wyżu demograficznego było bardzo dużo.
Trzecim elementem tego procesu były sprawy gospodarcze. Do połowy lat sześćdziesiątych gospodarka "jakoś się kręciła". Później wzrost gospodarczy wynosił ok. 1 proc. rocznie. To w zasadzie stagnacja lub, biorąc pod uwagę wskaźnik inflacji, stałe pogarszanie się warunków życia obywateli PRL. Pamiętajmy, że był to poziom życia niewyobrażalny dla przytłaczającej większości Polaków żyjących współcześnie. Gomułka na spotkaniach z robotnikami powtarzał, że przed wojną miał dwie koszule, a dziś każdy robotnik ma w szafie co najmniej cztery. Starsi robotnicy ze zrozumieniem kiwali głowami. Do młodych nie docierał z tym przekazem. Niemal wszystko, co w PRL było uznawane za luksus, jest dziś postrzegane jako "dolny stan średni". Dziś nie uznajemy za bogatego kogoś, kto ma trzypokojowe mieszkanie w Warszawie. A tak było w PRL czasów Gomułki.
Gomułka u progu tych wydarzeń miał jednego asa w rękawie. Był to podpisany 7 grudnia 1970 r. układ o normalizacji stosunków z RFN. Jego zapisy potwierdzały przebieg polskiej granicy zachodniej. Do tego momentu wcale nie było to oczywiste. Dla Gomułki było to spełnienie jednego z najważniejszych marzeń politycznych.
W tym samym czasie dobiegały końca przygotowania do podwyżki cen, która była ogromnym zaskoczeniem dla społeczeństwa. Pamiętam moment, w którym dowiedziałem się o jej wprowadzeniu. W sobotę 12 grudnia byłem w szkole. Uczęszczałem do klasy maturalnej w liceum im. Marii Konopnickiej. Po drugiej stronie ulicy był sklepik, do którego na przerwach wychodziliśmy po bułkę i kefir. Zwykle była tam kolejka dwóch lub trzech osób. Tym razem nie dało się wejść do środka. Dopiero po powrocie do domu dowiedziałem się od mamy o podwyżce cen, która miała zostać ogłoszona wieczorem. Cała Polska rzuciła się do sklepów. Kupowano wszystko, co było dostępne, aby tylko pozbyć się gotówki tracącej na wartości. Większość ludzi miała w pamięci wymianę waluty z 1950 r., gdy władze dokonały grabieży oszczędności. To wspomnienie dodatkowo wpływało na nastroje.
Był jeszcze jeden czynnik osłabiający pozycję Gomułki i jego otoczenia. PRL przez cały okres istnienia była w propagandzie określana jako państwo robotników i chłopów. "Klasa robotnicza" to wyrażenie pojawiające się wówczas niemal przy każdej okazji i niemal w każdym przemówieniu. Prawda była dokładnie odwrotna. Rządzący nazywali robotników "robolami". Ta pogarda przyczyniła się do buntu, który rozpoczął się 14 grudnia w Gdańsku.
Dowiedz się więcej z serwisu specjalnego o robotniczym powstaniu w grudniu 1970 roku:
Z kryzysu politycznego roku 1970 zwycięsko wyszedł I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach. Dlaczego już w 1969 r. Gomułka mówił, że "Moskwa stawia na Gierka"?
Znamy dziesiątki lub setki dowcipów dotyczących Gomułki. Większość z nich opiera się na przeświadczeniu, że nie był zbyt inteligentny. Przeciwne opinie wygłaszali niemal wyłącznie nieszczerzy pochlebcy. Wymyślone w 1968 r. przez Stefana Kisielewskiego określenie "dyktatura ciemniaków" dobrze oddawało przeświadczenie wielu Polaków na temat kwalifikacji intelektualnych Gomułki. Bez wątpienia miał on jednak kilka cech, które czyniły go człowiekiem niezwykłym. Na pewno był trudny we współpracy, w wielu sprawach ograniczony. Jednak przez kilkadziesiąt lat badań nad historią PRL nie udało mi się "złapać" Gomułki na oczywistym kłamstwie. Na temat kłamstw Bieruta, Gierka czy Jaruzelskiego można napisać książkę. Specyficzny był też jego stosunek wobec doradców i intelektualistów. Nie cenił pracy umysłowej. Jeśli intelektualiści nie mieli w swojej biografii pracy fizycznej, to nie mieli prawa się odzywać. Jego umiejętnością niedocenianą przez historyków było rozeznanie i pewien rodzaj intuicji. Swoje braki w wykształceniu nadrabiał ogromną pracowitością. Zajmując się jego postacią, często byłem zszokowany tym, że tak gruntownie znał jakiś problem.
Jeśli ktoś wielokrotnie mówił przy nim np. o Moczarze, to zaczynał się zastanawiać, kim jest ten człowiek i o co mu naprawdę chodzi. Tak było również w przypadku Gierka. Wielu podkreślało, że to "bardzo dobry towarzysz". Nie mówiąc już, że sam Gierek starał się żyć dobrze z Gomułką. Później Gierek kłamał, że zawsze ostrzegał, iż "Wiesław" doprowadzi Polskę do tragedii. Kłamał także w przypadku posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR, na którym zapadła decyzja o podwyżkach cen. Mówił, że jego przebieg znał tylko z relacji innych towarzyszy. Protokoły pokazują, że był na nim obecny i zabierał głos. Gierek kłamał już po opublikowaniu tych protokołów.
Gomułka widział w nim z jednej strony robotnika, górnika, kogoś, kto zaczynał od pracy fizycznej. Z drugiej strony, samemu będąc pracoholikiem, zauważał, że Gierek nie lubił się przemęczać i wolał, żeby ktoś pracował za niego. Tymczasem Gomułka pragnął dopilnować każdego drobiazgu, porównywał liczby. Gierek lubił spokój. Porównajmy też, w jaki sposób byli przyjmowani przywódcy ZSRS za rządów Gomułki i Gierka. Gomułka potrafił zanudzać Breżniewa kwestami technicznymi dotyczącymi Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej, a czasem wręcz pozwalał sobie na pouczanie sowieckiego dyktatora. Tymczasem Gierek rozścielał przed Breżniewem „czerwony dywan” i nie stawiał jakichkolwiek trudnych pytań.
W czerwcu 1970 r. w swoim dzienniku Stefan Kisielewski pisał, że jednym z możliwych scenariuszy odsunięcia Gomułki od władzy jest prowokacja, która doprowadzi do rozlewu krwi. Na ile dostępne materiały archiwalne oraz relacje przedstawicieli władzy, szczególnie resortów siłowych, potwierdzają, że wydarzenia Grudnia '70 mogły być zaplanowaną operacją odsunięcia Gomułki od władzy?
To kluczowe pytanie dotyczące tych wydarzeń. Najpierw należy się zastanowić, co rozumiemy przez słowo "prowokacja". Czy zakładamy, że wśród robotników Stoczni Gdańskiej była agentura, która 14 grudnia wyprowadziła ich na ulice i skłoniła do podpalenia Komitetu Wojewódzkiego PZPR? W takim rozumieniu – jak wszystko na to wskazuje – nie mieliśmy do czynienia z prowokacją. Czym innym jednak jest stałe prowokowanie, w taki sposób, aby druga strona zareagowała. Takie obrażanie i pogardzanie, jakie władza stosowała wobec robotników, mogło spowodować wybuch. Nie ma jednak żadnych przesłanek do stwierdzenia, że władze celowo prowokowały bunt, dążąc do rozlewu krwi.
Po 14 grudnia, gdy na ulicach miast Wybrzeża trwały walki, wiele działań członków władz partii można jednak chyba określić jako spisek wobec Gomułki. Oczywiście żaden z członków Biura Politycznego nie określił tych zamiarów w ten sposób i uznawali takie twierdzenia za nieprawdziwe i tendencyjne. Jednocześnie w swoich wspomnieniach i relacjach opowiadali historię, która układała się w logiczny ciąg. Według ich słów część działaczy szczebla centralnego na poziomie najwyższym i średnim rozpoczęła poufne rozmowy, w ściśle dobranym gronie. Ich tematem były sposoby przerwania łańcucha tej tragedii. Mieczysław Moczar wspominał, że pierwsze z serii tych spotkań odbyło się tuż po drugiej naradzie z udziałem Gomułki we wtorek 15 grudnia ok. godz. 15 w gabinecie Moczara w gmachu Komitetu Centralnego.
Moczar zastrzegał, że nie mówiono o zmianach personalnych, ale o przerwaniu rozlewu krwi. Już następnego dnia jednak mówiono, że jednym z warunków uspokojenia nastrojów w Polsce jest odejście Władysława Gomułki. W środę 16 grudnia w wydarzenia włączył się Kreml. W Moskwie przebywał wicepremier Piotr Jaroszewicz, który brał udział w obradach Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. Premier ZSRS Aleksiej Kosygin spotkał się z Jaroszewiczem w siedzibie RWPG. Spotkanie sowieckiego premiera z peerelowskim wicepremierem było ewenementem w nierównoprawnych stosunkach obu państw. Znacznie częściej dochodziło do rozmów w odwrotnej konfiguracji. Jaroszewicz opisał te rozmowy w wywiadzie z Bohdanem Rolińskim. Dziennikarz twierdził, że Jaroszewicz później, w trakcie autoryzacji, opuścił w nich ważny szczegół. Otóż Kosygin miał go poinformować, że w tym samym czasie podobne rozmowy (najprawdopodobniej za pomocą "bezpiecznego telefonu") toczą się między Gierkiem a Breżniewem. Zadaniem Jaroszewicza po powrocie do Warszawy 17 grudnia miało być przekazanie Gierkowi informacji, że Moskwa w pełni popiera przejęcie przez niego władzy.
18 grudnia z Wybrzeża do Warszawy drogą lotniczą został ściągnięty wiceminister spraw wewnętrznych Franciszek Szlachcic. W gabinecie gen. Wojciecha Jaruzelskiego odbyła się krótka narada, w trakcie której postanowiono, że Szlachcic i kierownik Wydziału Administracyjnego KC Stanisław Kania udadzą się do Katowic, aby poinformować Gierka o poparciu Moskwy dla jego kandydatury i przekonać go do przyjęcia funkcji I sekretarza KC PZPR. Ok. godz. 21 wyruszyli w drogę. Relacje są sprzeczne, ale prawdopodobnie po północy dotarli do willi Gierka. Po latach cała trójka dokładnie opisywała tamtą rozmowę. Ich relacje różnią się w drugorzędnych detalach. Faktem jest, że kilkanaście godzin później odbyło się w gmachu KC posiedzenie Biura Politycznego prowadzone przez Józefa Cyrankiewicza. Gomułka został przewieziony do rządowej kliniki. W czasie obrad zapadła decyzja, że następnego dnia, w niedzielę o godz. 16, odbędzie się plenarne posiedzenie Komitetu Centralnego. Jedynym punktem programu obrad miał być wybór nowego I sekretarza KC. 20 grudnia obrady zakończyły się tak, aby nowy I sekretarz mógł przemówić po "Dzienniku Telewizyjnym". W ten sposób zamknęła się najbardziej krwawa i dramatyczna faza kryzysu polityczno-społecznego lat 1970–1971.
Mogłoby się wydawać, że Gomułka w tych strasznych dniach wielokrotnie rozmawiał z Breżniewem. Tymczasem rozmawiali tylko raz: kiedy sowiecki dyktator zadzwonił do Warszawy. Z czego wynikało to zachowanie Gomułki?
Sowieci byli bardzo zaniepokojeni kryzysem w PRL. Biuro Polityczne KC PZPR nie zebrało się w czasie krwawych wydarzeń grudnia ani razu. W tym czasie sowiecki odpowiednik tego gremium obradował na temat wydarzeń w Polsce trzykrotnie. Sowieci mimo wszystko liczyli, że Gomułka sam zatelefonuje na Kreml. Sowiecki ambasador Awierkij Aristow sugerował mu to już 15 grudnia. Gomułka zlekceważył te rady. Pamiętajmy, że potrafił uczynić afront nawet Breżniewowi.
17 grudnia do Gomułki zatelefonował przywódca ZSRS. Znamy trzy relacje dotyczące tej rozmowy. Gomułka wypada w nich strasznie. Na jego tle Breżniew, nawet jeśli są to relacje uładzone, jawi się jako liberał i humanista, a nie twardy komunistyczny dyktator supermocarstwa. Gomułka mówi, że "z kontrrewolucją się nie rozmawia", przypomina Breżniewowi o powstaniu w Kronsztadzie i jego stłumieniu przez Lenina. Breżniew tłumaczy mu, że przecież strzela do robotników, i pyta, z kim w takim razie chce budować w Polsce socjalizm, skoro zabija przedstawicieli klasy robotniczej. Gomułka odpowiada, że to nie są robotnicy, lecz chuligani i bandyci.
17 grudnia widać, że Gomułka jest ciężko chory. Rozmawiając z kierownikiem Kancelarii Sekretariatu KC PZPR Stanisławem Trepczyńskim, zadałem mu trzydzieści lat temu pytanie, czy choroba Gomułki miała "rzeczywisty", czy "dyplomatyczny" charakter. Kategorycznie stwierdził, że w żadnym razie nie była to choroba dyplomatyczna. W tych dniach Gomułka "sypał się oczach", dosłownie z godziny na godzinę wyglądał coraz gorzej, był blady, rozkojarzony. 17 i 18 grudnia praktycznie już nie wstawał z fotela. To wszystko było efektem postępującej choroby, przemęczenia i skrajnego napięcia nerwowego. Rezultatem choroby były też słowa wypowiadane w czasie rozmowy z Breżniewem. W książce określiłem je jako straszne w ustach "bohatera polskiego Października". Można powiedzieć, że jego stan uzewnętrznił jego najgorsze cechy charakteru.
W którym momencie Gomułka zdał sobie sprawę, że to już koniec jego rządów?
Chyba do końca kryzysu nie zdawał sobie z tego sprawy. Na pewno nie wiedział o tym, kiedy 19 grudnia jechał do szpitala. Zgłaszał nierealistyczne pomysły zawieszenia go w obowiązkach I sekretarza KC PZPR na trzy miesiące i przejęcia na ten okres władzy przez Edwarda Gierka. Nikt nie był zainteresowany jego pomysłem, a szczególnie Gierek i inni sekretarze, którzy, mówiąc ich słowami: "doprowadzili do rozwiązania trudnego problemu politycznego".