Pierwszego zamachu Stanisław Jaros usiłował dokonać 15 lipca 1959 roku, na przebywającego w Sosnowcu Władysława Gomułkę, I sekretarza KC PZPR oraz Nikitę Chruszczowa, I sekretarza KC KPZR, który przyjechał z wizytą do Polski.
Kolejną próbę zamachu Jaros podjął 3 grudnia 1961 roku. Tym razem również nieudaną. W wyniku utajnionego procesu zamachowca skazano na karę śmierci i stracono na szubienicy.
Gomułka w Sosnowcu
Program wizyty Gomułki w Zagórzu w grudniu 1961 roku mieszkańcy miasta poznali przynajmniej dwa dni wcześniej, kiedy to informacje o niej opublikowano na łamach "Trybuny Robotniczej". Z okazji święta górników - Barbórki I sekretarz KC PZPR przyjechał na otwarcie miejscowej kopalni węgla "Porąbka".
Jak mówi Grzegorz Sołtysiak, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych odradzało przeprowadzenie uroczystości w Zagórzu, argumentując, że sprawca wcześniejszego zamachu nie został ujęty. Mało kto jednak wierzył, że ktoś odważy się powtórzyć zamach.
09:45 archiwum PRL_cz22.mp3 Archiwum PRL - nieudany zamach na Władysława Gomułkę w grudniu 1961 r. - wspomnienia gen. Franciszka Szlachcica. Audycja Grzegorza Sołtysiaka przygotowana wspólnie z redakcją niezależnego pisma historycznego "KARTA"
Zamachowiec z Zagórza
Za przygotowanie wizyty Gomułki w Zagórzu odpowiadał komendant wojewódzki Milicji Obywatelskiej w Katowicach, Franciszek Szlachcic. Już od początku listopada cały teren otoczono i patrolowano. Przygotowano trzy trasy i trzy kolumny, w tym dwie fałszywe.
3 grudnia 1961 niemal w tym samym miejscu, co przed dwoma laty, na jezdni, którą przejeżdżać miała kolumna oficjeli z Gomułką na czele, nastąpiła kolejna eksplozja.
"Około godziny 12.06 na ulicę Krakowską od strony kopalni wyjechała grupa samochodów, wśród których znalazły się trzy reprezentatywne limuzyny. Gdy auta zrównały się z posesją nr 47, nastąpił wybuch miny ukrytej w przydrożnym słupku. Ranne zostały dwie osoby: dziewczynka, która przebywała akurat w domu przy Krakowskiej 47 i przechodzący w pobliżu górnik, który powracał z uroczystości. Odłamki posiekały też czarną limuzynę, wziętą przez zamachowca za samochód, którym jechała delegacja partyjno-rządowa." - pisał dr Adam Dziuba z katowickiego oddziału IPN ("Zamachowiec z Zagórza").
Sprawcą eksplozji był mieszkaniec Zagórza, Stanisław Jaros. Wybuch ranił dwie osoby, zniszczył przejeżdżający samochód oraz uszkodził okna w pobliskich domach. W chwili detonacji ładunku Gomułka, wraz z członkami delegacji najwyższych władz państwowych, znajdował się jeszcze w kopalni.
Wezwani na miejsce funkcjonariusze MO odnaleźli fragment przewodu, który posłużył zamachowcowi do detonacji ładunku. Znajdowały się na nim ślady cięcia. - Wiedziałem, że jeśli znajdziemy obcążki, którymi przecięto ten drut, to złapiemy też sprawcę - wspominał generał Franciszek Szlachcic. Śledczy przyjęli, że osoba odpowiedzialna za wybuch znała się na łączności, elektryczności i miała dostęp do materiałów wybuchowych.
Śledztwo
Zaraz po zamachu Służby Bezpieczeństwa i Milicja Obywatelska rozpoczęły akcję "Antena", której celem było odnalezienie sprawcy zdarzenia. Z kręgu podejrzeń wykluczono kobiety, osoby starsze i nieletnie. Grupę podejrzanych zawężono do 50 osób.
W wyniku akcji poszukiwawczej zatrzymano trzydziestotrzyletniego mieszkańca Zagórza, Stanisława Jarosa. Przeszukano jego dom, w którym znaleziono elektronarzędzia i materiały wybuchowe. Po kilkudniowym, utajnionym śledztwie, mężczyzna przyznał się do obu zamachów oraz do kilkudziesięciu aktów sabotażu na terenie Górnego Śląska.
Wyrok
Sąd uznał, że Stanisław Jaros "powinien być na zawsze wyeliminowany ze społeczeństwa i nie ma już dla niego prawa do powrotu". Za próbę zabicia najwyższego przedstawiciela państwa został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano kilka tygodni później, 5 stycznia 1963.
Sprawa zamachu na Gomułkę nie jest powszechnie znana. Cenzura, a przede wszystkim aparat bezpieczeństwa, pilnowali, by informacje nie zostały rozpowszechnione. Media w PRL nie mogły o tym pisać, ani mówić, zabrakło nawet jakiejkolwiek wzmianki w prasie lokalnej; tego rodzaju faktów po prostu nie nagłaśniano. Szczęśliwie dla władzy wiadomości o zamachu nie przeciekły również do prasy zagranicznej.
Jak mówił dr Grzegorz Sołtysiak w audycji z cyklu "Archiwum PRL", sprawa Jarosa ma nadal wiele znaków zapytania. W latach sześćdziesiątych przyjęto najwygodniejszą wersję wypadków.
mk