Historia

Sprawa "Zośki”

Ostatnia aktualizacja: 07.01.2013 06:00
W czasie przesłuchań dawnych żołnierzy Armii Krajowej uderzano nimi o ścianę i deptano im palce. Ich chwalebna przeszłość, stała się powodem prześladowań ze strony komunistycznego reżimu.
Audio
  • Z kart historii AK i Polski Podziemnej - fragment książki Aleksandra Kamińskiego pt. "Zośka i Parasol" dotyczący konspiracyjnych przygód żołnierzy z batalionów harcerskich. (RWE, 14.03.1968)
Żołnierze batalionu Zośka po przejściu kanałami do Śródmieścia, na ulicę Warecką. Foto: Jerzy Tomaszewskiwikipediadomena publiczna
Żołnierze batalionu "Zośka" po przejściu kanałami do Śródmieścia, na ulicę Warecką. Foto: Jerzy Tomaszewski/wikipedia/domena publiczna

37 żołnierzy batalionu "Zośka” zostało po II wojnie światowej aresztowanych, osądzonych i wtrąconych do więzienia.

Wzrastali razem z II Rzeczpospolitą. Kiedy wybuchła wojna wkraczali właśnie w dorosłe życie. Niektórzy zdążyli zdać maturę inni już studiowali, każdy z planami na przyszłość, które brutalnie przerwała niemiecka okupacja. Żołnierze batalionu "Zośka”, bo o nich mowa, funkcjonują w zbiorowej pamięci jako bohaterowie II wojny światowej. Ich brawurowe akcje dywersyjne i zaangażowanie w walkę z okupantem budzą powszechny szacunek. Rudy, Alek, czy Zośka, utrwaleni przez Aleksandra Kamińskiego w "Kamieniach na szaniec”, są symbolem całego pokolenia wykształconego i wychowanego w II Rzeczpospolitej.

Podczas Powstania Warszawskiego przez batalion "Zośka” przewinęło się 520 ludzi, z których 360 oddało życie za ojczyznę. Ci, co przeżyli w większości próbowali przeciwstawić się sowieckiej okupacji. Kiedy stwierdzili, że nie mają szansy na odrzucenie komunistycznej zarazy, postanowili wrócić do normalnego życia. Mieli do tego prawo jak mało kto. Chcieli kończyć studia, zakładać rodziny, po prostu normalnie żyć. Niestety nie wszyscy mieli na to szanse.

Sprawa "Zośki”

Ich chwalebna przeszłość, stała się powodem prześladowań ze strony komunistycznego reżimu. Łącznie 37 żołnierzy batalionu "Zośka” zostało po wojnie aresztowanych, osądzonych i wtrąconych do więzienia. Dla Jana Rodowicza "Anody” aresztowanie zakończyło się tragicznie. Według oficjalnej wersji przekazanej przez UB, 7 stycznia 1949 roku "Anoda” popełnił samobójstwo skacząc przez okno. Poszlaki wskazują jednak, że mógł zostać zakatowany przez ubeków i wyrzucony na bruk. Jan Rodowicz przeżył całą okupację, kilkadziesiąt akcji sabotażowych, słynną akcję pod Arsenałem i Powstanie Warszawskie, w którym był kilka razy ranny, nie przeżył spotkania z komunistycznymi oprawcami…

Największa fala aresztowań byłych członków batalionu "Zośka” miała miejsce w latach 1948 – 1950, kiedy to w ramach tak zwanej sprawy "Zośki” aresztowano 32 osoby. Początek fali aresztowań, dało zatrzymanie Jana Rodowicza, które miało miejsce 24 grudnia 1948 roku. Sprawa "Zośki” była częścią większej akcji Urzędu Bezpieczeństwa. Być może - jak sądzi Agnieszka Pietrzak - w książce poświęconej represjom wobec byłych żołnierzy batalionu "Zośka”, chodziło o zdyskredytowanie płk. Jana Mazurkiewicza i dowodzonego przez niego Zgrupowania "Radosław”. Faktem jest, że aresztowania objęły również członków batalionu "Parasol” i "Miotła”. Do rozpracowania tego środowiska wyznaczono blisko 30 funkcjonariuszy UB, pozyskano też 12 tajnych współpracowników. Często próby werbunku kończyły się fiaskiem. Tak było w przypadku Stanisława Sieradzkiego, który o takiej próbie poinformował tuż po zwolnieniu swoją koleżankę. Kilka dni później został ponownie aresztowany. Na wolność wyszedł po 7 latach w 1956 roku.

Zarzuty

W większości przypadków zarzuty ze strony śledczych były podobne. Żołnierzom batalionu "Zośka” zarzucano między innymi: udział w tajnych organizacjach próbujących siłą obalić władzę ludową, spotkania towarzyskie i wspólne wyjazdy w gronie dawnych przyjaciół, które miały być przykrywką do działalności antypaństwowej, posiadanie i ukrywanie broni, czy też montowanie nadajników radiowych. Przesłuchania – stwierdza historyk Agnieszka Pietrzak – nie zmierzały do ustalenia prawdy, lecz miały potwierdzać założone przez śledczych tezy.

Wymuszone zeznania

Przesłuchania trwały niekiedy kilka razy na dobę. Śledczy stosowali całą gamę metod, aby wymusić na aresztowanych zeznania. Twierdzili, że i tak wszystko wiedzą i nie ma sensu odmawiać zeznań, próbowali podsuwać do podpisu fałszywe protokoły i wreszcie stosowali wymyślne tortury fizyczne i psychiczne.

Podczas pierwszych przesłuchań aresztowani musieli głównie opowiadać o sobie i pisać życiorysy. Z czasem następowały "prawdziwe” przesłuchania. Zaczynało się regularne bicie metalowym prętem lub sprężyną, kopanie i wyrywanie włosów. Dawnych żołnierzy Armii Krajowej uderzano o ścianę, deptano im palce. Kazano robić przysiady lub żabki (tzw. "fizkultura”) Inną metodą była "stójka”, która polegała na tym, że więźniowie musieli stać przez całą noc w samej bieliźnie przy otwartym oknie. Śledczy stosowali również tak zwany "pal Andersa”, co polegało na zmuszaniu do siedzenia na nodze od stołka. Kiedy bicie nie przynosiło pożądanych przez oprawców skutków ( przesłuchiwany nie chciał się przyznać do fałszywych zarzutów) aresztant trafiał na całą noc do karceru. Było to niewielkie pomieszczenie ( ok. 90 x 120 cm) mokre ciemne i bez okien. W takich warunkach nie można był stać, ani się położyć.

Śledczy nie stronili też od tortur psychicznych. Do najczęstszych należało grożenie rodzinie i bliskim. Anna Jakubowska wspominała, że chor. Tadeusz Tomporski - jeden z najbardziej brutalnych oprawców – straszył ją, że UB aresztuje jej matkę, a synka odda do domu dziecka. Andrzejowi Wolskiemu sugerowano, że krzycząca za ścianą kobieta to jego żona. Częstą praktyką było wulgarne wyzywanie przesłuchiwanych.

W celi

Byli żołnierze batalionu "Zośka’ przetrzymywani byli w bardzo prymitywnych warunkach, cele były przepełnione, a jedzenie paskudne. Jedyną szansą były paczki od rodziny, które pod byle pretekstem były odbierane. Przez cały okres śledztwa aresztowani byli ściśle izolowani od świata zewnętrznego. Nie mogli kontaktować się z rodziną, byli pozbawieni spacerów i wiadomości zza więziennych krat. Dodatkowym upokorzeniem było to, że często akowcy byli przetrzymywani razem ze zbrodniarzami hitlerowskimi. Juliusz Deczkowski przebywał w jednej celi z Paulem Otto Geiblem dowódcą SS i policji na dystrykt warszawski. Posiłki do cel – jako więźniowie funkcyjni – również dostarczali Niemcy, a więziennym lekarzem był Niemiec, który nie znał języka polskiego.

Procesy

Pierwsze procesy byłych żołnierzy batalionu "Zośka” odbyły się w sierpniu 1949 roku. Główny zarzut stawiany akowcom dotyczył przynależności do nielegalnej organizacji dążącej do obalenia siłą ustroju. Oskarżeni, jeśli nie było ich stać otrzymywali obrońcę z urzędu. Na kpinę zakrawa fakt, że z adwokatem oskarżony widział się na krótko przed procesem. Bardzo często rozprawy odbywały się w celach więziennych. Były to tak zwane "kiblówki”, ponieważ oskarżony siedział na muszli klozetowej przykrytej deską. Prawdziwa parodia wymiaru sprawiedliwości. Wyroki jakie zapadały w sprawie "Zośki” wynosiły od kilku lat do dożywocia. Ostatni więźniowie na wolność wyszli w 1956 roku. Jeszcze w latach 70. bezpieka interesowała się żołnierzami batalionu "Zośka”.

pd/mk

Na podstawie książki Agnieszki Pietrzak "Żołnierze Batalionu Armii Krajowej "Zośka” represjonowani w latach 1944 – 1956”. Warszawa 2008 wyd. Instytut Pamięci Narodowej.

Czytaj także

Bezcenne relacje Zośkowców

Ostatnia aktualizacja: 18.07.2010 12:00
Ponad 200 relacji żołnierzy Batalionu "Zośka" trafiły do zbiorów Archiwum Akt Nowych w Warszawie.
rozwiń zwiń