- Jeszcze kilka miesięcy przed wybuchem wojny już zostałem wciągnięty do tajnej dywersyjnej organizacji. W razie wybuchu wojny mieliśmy działać na tyłach armii niemieckiej - wspominał na antenie Polskiego Radia. Dostaliśmy w największej tajemnicy duże ilości krótkiej broni osobistej, duże ilości materiałów wybuchowych, najnowocześniejszą broń, jaką Polska posiadała w 1939 roku. "Melinowaliśmy" to w schowkach tatrzańskich.
05:26 Stanisław Frączysty 1.mp3 Wspomnienie Stanisława Frączystego na temat początków jego pracy w charakterze kuriera. (7.05.1985)
Wojna 1939 roku skończyła się za szybko, żeby licząca 20 osób grupa dywersyjna zdołała odegrać w niej jakąś rolę. Ale już wkrótce Frączysty otrzymał nowe zadanie. Wkrótce po klęsce wrześniowej rozpoczął się exodus Polaków, którzy przez Słowację i Węgry starali się dotrzeć do tworzącej się tam polskiej armii. Niemcy obstawili granicę, zaczęły się aresztowania uciekinierów.
- W dowództwie w Warszawie przypomniano sobie o naszej grupie i postanowiono nas zaprząc do pracy. Mieszkałem właściwie na granicy, znałem ją jak własną kieszeń, miałem też przyjaciół i krewnych na Słowacji. Już w listopadzie 1939 roku zacząłem szmuglować ludzi – mówił.
Kurier
Wkrótce jego działalność przestała ograniczać się do działania przy granicy. Frączysty został kurierem Związku Walki Zbrojnej na trasie Budapeszt-Chochołów. Przewoził dokumenty, broń, a także pieniądze.
- Zabraliśmy plecaki pieniędzy. Wówczas była akcja przerzutu pieniędzy polskich. Część zasobów Banku Polskiego była ewakuowana i zmagazynowana na Węgrzech. Ponieważ w okupowanej Polsce trzeba było pieniądze do danego dnia opieczętować, bo inaczej straciłyby wartość, władze emigracyjne i podziemne zdecydowały o przerzucie banknotów do Polski – wyjaśniał kurier.
Na tej trasie Frączysty przeprowadzał także ludzi. Wśród nich był m.in. Jan Mazurkiewicz "Radosław" – późniejszy dowódca Kedywu Armii Krajowej i dowódca zgrupowania w Powstaniu Warszawskim. Nawet on nie był najsłynniejszym człowiekiem przeprowadzanym przez Frączystego.
Z marszałkiem przez granicę
W 1941 roku Frączysty dostał zadanie przerzucenia przez granicę niezwykle ważnej persony. W październiku w Budapeszcie przedstawiono go tajemniczemu profesorowi.
"Zacząłem uważniej przyglądać się mojemu rozmówcy. Twarz wydawała mi się znajoma. Tylko te okulary, wąsy... Patrzę raz jeszcze... Powoli zaczynam sobie kojarzyć twarz profesora z postacią, którą znała cała Polska. Profesor jakby odgadując co myślę, unika mojego wzroku. (...) Podczas podróży dyskretnie obserwuję profesora. W dziennym świetle rysy twarzy tego człowieka są wyraźniejsze. Moje przypuszczenia przeradzają się w pewność. To marszałek Edward Rydz-Śmigły, do niedawna naczelny wódz" wspominał góral.
Zgodnie z zasadami konspiracji, kurier nie dał znać, że rozpoznał prawdziwą tożsamość "profesora". Dla zachowania ostrożności Frączysty dołączył do Śmigłego i Bazylego Rogowskiego, adiutanta marszałka, dopiero w pociągu, na budapesztańskim dworcu Keleti. Wysiedli w Różnawie (wówczas Węgry, dziś Słowacja), skąd dostali się samochodem na granicę węgiersko-słowacką, którą przekroczyli pieszo.
Ostatnia odyseja marszałka. Jak Rydz-Śmigły wracał do okupowanego kraju
"Udaliśmy się znaną mi ścieżką leśną, po której wybraliśmy się na szczyt góry. Była i inna, łatwiejsza droga, lecz na tej łatwiejszej częściej można było spotkać patrole węgierskie czy słowackie. Mieliśmy przejść ok. 6 km – same pagórki obrosłe nierzadko drzewami i krzakami kłującymi. Znając dokładnie teren, szybko posuwaliśmy się naprzód" pisał we wspomnieniu w latach 60.
31:45 Ucieczka Rydza III.mp3 Ostatnie lata marszałka Rydza-Śmigłego - audycja Tymona Terleckiego cz. 3 (RWE, 12.06.1966)
Dalej udał się autem do Twardoszyna. Granicę Słowacji z Generalnym Gubernatorstwem przekroczyli w nocy z 26 na 27 października.
"Przeszliśmy granicę w miejscu, gdzie znajduje się mój grunt, gdzie znam każdy zagon, każdy krzak, każdy niemal kamyk. Śmigły stanął na polskiej ziemi" pisał Frączysty.
Wpadka
Dwa miesiące później skończyła się kurierska służba Stanisława Frączystego.
- Do ostatniej podróży wybrałem się 13 lutego, w piątek. Warunki straszliwe. Na całych Węgrzech zamiecie i mrozy. Wszystkie drogi zawiane. Pociągi i samochody nie kursowały. Całą drogę do Polski przeszedłem na nartach. Wróciłem wymęczony, uszy i nogi odmrożone. Przeszedłem przez granicę i to był mój błąd, mogłem zostać po stronie słowackiej i wybadać sytuację. Wpadłem w pierścień niemieckiej obławy – wspominał w Polskim Radiu.
04:14 Stanisław Frączysty 3.mp3 Stanisław Frączysty wspomina okoliczności wpadnięcia w ręce Niemców. Ilustracja dokumentalna do słuchowiska "Trzecia granica". (PR, 28.10.1974)
Był 20 lutego 1942 roku. Okupanci początkowo wzięli Frączystego za przemytnika. Cudem udało mu się uciec i ukryć u znajomego. Ów znajomy w zastępstwie kuriera pojechał do Warszawy, by przekazać wiezione przez Frączystego dokumenty.
- Dwa dni później kilkanaście samochodów obładowanych Niemcami otoczyły Chochołów. Wszystkich ludzi wypędzali na plac. Aresztowano mi wtedy całą rodzinę, ojca, matkę, trzy siostry i wielu kuzynów - mówił Frączysty. - U tego chłopaka, który pojechał dla mnie do Warszawy, znaleziono tamtejszy bilet tramwajowy. Wzięli go na śledztwo i zaczęli bić. Chłopak się załamał i wskazał moją kryjówkę.
26 marca 1942 trafił do Auschwitz. Dwa lata później został przeniesiony do Buchenwaldu. Tam doczekał wyzwolenia obozu przez wojska amerykańskie. Kilka miesięcy później wrócił do Polski. W 1949 roku został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa, jako podejrzany o współpracę z obcym wywiadem.
Resztę życia spędził w rodzinnym Chochołowie. Przez wiele lat był sołtysem i prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej. 28 maja 2006 roku Stanisław Frączysty był jednym z 32 byłych więźniów Auschwitz, którzy spotkali się pod Ścianą Śmierci z papieżem Benedyktem XVI. Zmarł 7 lutego 2009 roku w Chochołowie w wieku 92 lat.
bm