30:09 Adria ok.mp3 O historii restauracji "Adria" w audycji Ewy Stockiej-Kalinowskiej z cyklu "Spotkania po zmroku" mówił historyk varsavianista Jarosław Zieliński. (PR, 12.11.2014)
"Adria" przed wybuchem II wojny światowej była restauracją, w której bywała śmietanka towarzyska Warszawy. To podobno właśnie do niej na koniu wjechał Bolesław Wieniawa-Długoszewski. W trakcie okupacji niemieckiej została zamieniona na lokal "Nur für Deutsche". Polskie elity zostały zastąpione przedstawicielami niemieckiego najeźdźcy.
Brawurowy zamach
Jan Kryst przyszedł do "Adrii" wieczorem i udał się do znajdującej się w piwnicy sali dancingowej. Oparty o jeden ze słupów na sali poczekał aż zgasną wszystkie światła, poza reflektorami, które oświetlały scenę.
Otworzył ogień do zajmujących lożę gestapowców, kiedy uwaga gości była skupiona na spektaklu. Niemieccy funkcjonariusze byli w szoku. Jan Kryst skorzystał z tego i próbował wycofać się z lokalu.
Sala rozjaśniła się, gdy Niemcy otrząsnęli się z zaskoczenia i zapalili światło. "Alan" ostrzeliwał wrogów i niemal zdołał dotrzeć do wyjściowych drzwi. Tuż przed nimi jeden z Niemców uderzył go krzesłem. Szybko dołączyli do niego pozostali goście "Adrii", którzy zaczęli okładać Jana Krysta butelkami, krzesłami i wszystkim, co znajdowało się pod ręką.
Jan Kryst w swoim samobójczym zamachu zdołał zastrzelić trzech funkcjonariuszy Gestapo. W kieszeni miał kartkę, na której znajdowało się wyjaśnienie powodów ataku. Armia Krajowa ostrzegała w nim, że jego przyczyną jest torturowanie więźniów oraz groziła przeprowadzeniem zamachów bombowych, jeżeli Niemcy nie zmienią metod prowadzenia śledztw.
Tego samego dnia nad ranem zginął jeden z oprawców Jana Bytnara "Rudego", gestapowiec Ewald Lange, na którego Armia Krajowa wydała wyrok śmierci.
Zamachowiec z wyrokiem śmierci
Żołnierz, który dokonał zamachu na "Adrię" nie był przypadkową osobą. Miał wówczas 21 lat, we wrześniu 1939 roku walczył w obronie Warszawy. Nie pogodził się z porażką i dołączył do konspiracji. W okupowanej Warszawie pracował jako ślusarz.
Jan Kryst "Alan" chorował na gruźlicę. Niedługo przed zamachem dowiedział się od lekarza, że wkrótce umrze. Postanowił, że zrobi to z bronią w ręku. Zgłosił się do swojego dowódcy, któremu wytłumaczył własną sytuację. Był gotowy na udział w każdej akcji bojowej, nawet samobójczej. Dowództwo Kedywu Armii Krajowej zdecydowało się przychylić do jego prośby.
– To była zupełnie wyjątkowa sytuacja, bo dowództwo Armii Krajowej absolutnie odżegnywało się od zamachów typu terrorystycznego. W odróżnieniu od komunistycznego podziemia nie napadano na ludzi bez wyroku sądu podziemnego. Tu jednak jakimś cudem dano szansę zrobienia czegoś dla Polski chłopakowi, który nie miał szans przeżyć – mówił historyk varsavianista Jarosław Zieliński w audycji Ewy Stockiej-Kalinowskiej z cyklu "Spotkania po zmroku".
sa