Był nie tylko pułkownikiem armii carskiej, nie tylko podróżnikiem i fotografem – dokumentalistą swoich czasów i wypraw – lecz również geologiem, etnografem, archeologiem, przyrodnikiem i glacjologiem.
Jak pisała Martyna Wojciechowska: "Ludzie odważni docierają na krańce świata, a my wiemy, że coś leży za horyzontem. Ale to dzięki tym, którzy są dość wytrwali, żeby ten świat dokumentować, wiemy też, jaki ten świat jest, możemy zrozumieć go lepiej. Leon Barszczewski był jednym z najwybitniejszych eksploratorów Azji Środkowej, a dzięki jego fotograficznej pasji mamy dziś szansę podziwiać unikatowe w skali świata fotografie dawnej Samarkandy, Buchary, Pamiru. Miał niezwykły wkład w badania obcych kultur, ale też ocalił je od zapomnienia, uwiecznił, zanim stały się historią. Dzięki temu w jakimś sensie możemy też podróżować w czasie".
Zacznijmy jednak od początku – urodził się 20 lutego 1849 roku w Warszawie, w rodzinie o polskich i szlacheckich tradycjach. Po przedwczesnej śmierci rodziców przenosi się do Czerkas pod Kijowem, gdzie mieszka jego starsza siostra. Z racji miejsca zamieszkania trafił do szkoły kadetów w Kijowie, po ukończeniu której skierowano go do Junkierskiej Szkoły Piechoty w Odessie. Tam też wykazał się niesubordynacją stając w obronie pamięci powstańców styczniowych. Szkołę musiał opuścić i jako junkier trafił do pułku chersońskiego. Tam nauczył się wielu rzemiosł, które były tak przydatne w późniejszych wyprawach. Wśród nich było też fotografowanie, a że miał do tego niespotykany talent, możemy i w obecnych czasach podziwiać miejsca i ludzi zatrzymane przez niego w kadrze migawki.
To stamtąd wyruszył w miejsca, które właśnie zaanektowane przez Rosję stały się częścią jej terytorium. Początek tych wypraw datuje się na rok 1876 i w ciągu ponad 20 lat, bo aż do 1897, odwiedził i eksplorował tereny Wschodniego Turkiestanu, Emiratu Buchary, Chanatów Badachszanu i Darwazu. W trakcie nich dotarł także do Mazar-i Szarif w Afganistanie. Oprócz zadań wojskowych, wśród których było zajmowanie się topografią badanych terenów oraz opracowywanie map i odkrywanie szlaków komunikacyjnych z pogranicza Chin i Afganistanu, dokonywał także odkryć archeologicznych w starożytnej Samarkandzie. Kronikarze przytaczają też istotne informacje o licznych innych badaniach i odkryciach Barszczewskiego: "Prowadził badania botaniczne, zoologiczne, geologiczne, glacjologiczne, a także archeologiczne. Odkrył liczne złoża kamieni szlachetnych, złota, srebra i węgla kamiennego oraz innych kopalin. Głęboko interesowały go życie codzienne, kultura, obrzędy, legendy i muzyka ludów Wschodu, co utrwalił na fascynujących, unikalnych fotografiach".
Wraz z tymi odkryciami zajmował się też etnografią odwiedzanych terenów. Wszystko dokumentował fotografiami i konkretnymi, dokładnymi relacjami. W swojej pracy fotografika dokumentalisty kierował się wpojoną mu zasadą, że "trzeba umieć patrzeć i odtwarzać tylko rzeczy istotnie piękne lub na utrwalenie zasługujące". Wśród zbiorów tych fotografii znajdujemy piękne krajobrazy, nieznaną wcześniej w Europie architekturę oraz sceny z życia codziennego tubylców. Ważnym elementem była też jego kultura osobista – uprzejma i szlachetna postawa wobec mieszkańców tamtej części świata. W kontaktach z nimi wyraziście pokazywał swój szacunek do ich kultury i zwyczajów, czym zdobywał ich uznanie, przyjaźń i zaufanie. Jak sam zauważał: "...dłuższe obcowanie z półdzikimi mieszkańcami nauczyło mnie wielu rzeczy. Jak fałszywie i źle sądzimy tych biedaków. Najczęściej sami jesteśmy przyczyną nieporozumień, jakie wynikają pomiędzy nami i nimi. Niejednokrotnie sam, zdawało się, byłem w położeniu bez wyjścia wśród tych półdzikich ludów, gdzie byle drobiazg mógł pociągnąć za sobą utratę życia. A przecież zawsze dawałem sobie radę, co zawdzięczam temu, że stosunek mój do mieszkańców był zawsze serdeczny, że starałem się wniknąć w ich życie, zwyczaje i obrzędy, wierzenia i przesądy. Zjednałem sobie wśród nich wielu prawdziwych przyjaciół. Dziewiętnaście lat obracałem się między nimi i nie mogę znaleźć ani jednego przykładu ich rzekomej zwierzęcości, o czym tak chętnie piszą rozmaici podróżnicy".
Równie ciekawie opisuje swojego pradziadka Igor Strojecki, pod którego redakcją ukazała się w 2017 roku książka "Utracony świat. Podróże Leona Barszczewskiego po XIX-wiecznej Azji Środkowej". W słowie wprowadzającym tak pięknie pisze o swoim przodku: "Czytelniku, trzymasz w rękach książkę o naprawdę nieprzeciętnym człowieku. Jej bohaterem jest zafascynowany Azją fotograf i podróżnik, który na szklanych płytach negatywów utrwalił niepowtarzalne widoki krajobrazów i miast Azji Środkowej, zwłaszcza Samarkandy. To dzięki niemu możemy spojrzeć na twarze rdzennych mieszkańców dalekich zakątków Azji sprzed ponad stu lat. Leon Barszczewski uchwycił w kadrze obiektywu chwile grozy podczas górskich wypraw, utrwalił piękno i majestat lodowców oraz potęgę gór. Jednak najważniejsi byli dla niego ludzie — z jego fotografii spoglądają na nas bekowie i wieśniacy, biedacy i bogacze, tancerze i obłąkani, a nawet muzułmańskie kobiety odsłaniające twarze. Dla wielu z nich Barszczewski był pierwszym spotkanym Europejczykiem. Te jedyne w swoim rodzaju obrazy przenoszą nas w świat zagubiony i nieznany, nieomal baśniowy…".
PP