Widok był niesamowity... grudzień o tej porze dnia spowijał już wszystko w ciemnościach, aż nagle radość z dotarcia do poszukiwanych złóż została okraszona samoistnymi fajerwerkami i płomieniami ognia. Zdarzenia te wzbudziły w całym narodzie nadzieję na bogactwo kraju... i tańszą benzynę. Mieliśmy stać się drugim Kuwejtem.
Nadzieja na tanie paliwo
Nadzieje takie są całkiem naturalnym myśleniem o bogactwie narodowym - wystarczy przyjrzeć się krajom bogatym w ropę naftową i gaz ziemny, tam kierowcy samochodów mają tanie paliwo, a gospodarki państw oceniane są za najbogatsze na świecie. Niestety jedynie wybuch i wielodniowe gaszenie pożaru były niezmiernie widowiskowe. Na miejsce przybywały grupy dziennikarzy, także tych z zagranicy, a telewizje na świecie informowały na bieżąco przebieg trudnej akcji gaśniczej.
Po 32 dniach walki z pożarem, dopiero po 10 stycznia 1981 roku można było ocenić zasobność złoża i prognozować wydobycie na przyszłość. Ta przyszłość skończyła się już w połowie 1983 roku, co było spowodowane małą wydajnością złoża.
Zastanawiając się nad cała historią należy mieć świadomość miejsca opisywanych zdarzeń. Karlino jest położone ok. 30 kilometrów na południe od Kołobrzegu, nieco ponad 5 kilometrów przed Białogardem. Krzywopłoty, wieś prawie przyległa do Karlina, jest od niego oddalona o 2 kilometry przy drodze w kierunku na Koszalin. Miejsce to jest najniżej położone w całej gminie - jakby taka niecka "wessaną przez podciśnienie złoża". Dlatego tutaj dokonywano próbnych odwiertów, które zdaje się nie były zbyt profesjonalne. Prawdopodobne było złe zamocowanie w podłożu głowicy przeciwerupcyjnej, tzw. prewentera, która to głowica miała zamknąć wylot otworu wiertniczego przeciwdziałając erupcji. Wszystko działo się na wiertni "Daszewo-1" przy odwiercie na głębokości 2800 metrów.
Ogromny wybuch i pożar
Erupcja była przeogromna, a wydobywające się ropa i gaz uległy zapaleniu. Ropa wytryskiwała pod ogromnym ciśnieniem 560 atmosfer i osiągała wysokość 30-40 metrów... a płomienie sięgały jeszcze wyższych partii nieba. Zjawiskowo widowiskowa łuna widoczna była z odległości prawie 20 kilometrów. Jak się później okazało była to największa erupcja złóż w Europie. To, co wyglądało, szczególnie po zmroku, pięknie i bajkowo, było bardzo groźnym pożarem o niespotykanej do tej pory w Polsce sile. Już sam okres 32 dni gaszenia wiele mówi, a fakt zaangażowania do gaszenia ponad 1000 osób i różnych rozwiązań zduszenia pożaru dodatkowo wskazują jego rozmiary i siłę.
Jednostki straży pożarnej z Karlina były na miejscu już w niecałe półgodziny... i jedyne co mogły zrobić to zabezpieczyć robotników, miejscową ludność i drogi jak najbliższego dojazdu do miejsca pożaru. Pierwsze oględziny nastrajały pesymistycznie - spłonęły baraki mieszkalne robotników, a czterech z nich z poparzeniami zostało przewiezionych do szpitala w Białogardzie. Wszystkie pobliskie duże miasta, te z zawodowymi jednostkami straży pożarnej, zaangażowały się i wysłały posiłki w liczbie 18 jednostek - z Kołobrzegu, Koszalina, Szczecinka i Świdwina. Miejscowa ludność została ewakuowana, a domostwa w możliwie największym stopniu zabezpieczone.
Gaszenie pożaru
W kolejnych dniach przybywały na miejsce specjalistyczne ekipy ratownicze. Przybywało też znawców tematu, którzy zastanawiali się nad sposobem zgaszenia tego ogromnego pożaru. Byli wśród nich specjaliści z wojsk Pomorskiego Okręgu Wojskowego, specjaliści straży pożarnej, drużyna ratownictwa górniczego z Krakowa, specjaliści naukowcy z Akademii Górniczo-Hutniczej... ba! przybyli nawet ratownicy z ZSRR i z Węgier.
Pomysłem głównym było "usunięcie" zniszczonego prewentera przy pomocy ostrzału artyleryjskiego - najpierw była to armata 85 mm, którą zastąpiono haubicą 155 mm i pociskami przeciwbetonowymi. Zaplanowany efekt osiągnięto.
Oprócz systemów wodnych, parowych i pianowych, których wydajność była niewystarczająca, wprowadzono agregaty gaśnicze AGWT w postaci silników turboodrzutowych z myśliwców MIG-17. Pomysły na tłumienie płomieni przeogromnym ciągiem powietrza z silników wraz ze wspomaganiem wodnym i pianowym okazały się sukcesem.
Niespełnione nadzieje
Dokładnie 10 stycznia 1981 roku ogłoszono ugaszenie pożaru i założenie ofiarowanego przez Rumunię nowego, nowoczesnego prewentera. Zakończenie całej akcji stwierdzono o godzinie 16:30. Co ciekawe, już 6 dni później, 16 stycznia 1981 roku rozpoczęto wydobycie ropy, a pierwszy pociąg 17 cystern, ruszający w drogę do rafinerii w Trzebini pokazywany był we wszystkich mediach.
Niestety, marzenia się nie spełniły - złoża okazały się znacznie mniejsze niż planowano - do Trzebini dotarło jedynie niewiele ponad siedemset osiemdziesiąt ton ropy. Zdarzeniem zajmowała się także prokuratura, a śledztwo zostało po pewnym czasie umorzone, bo jak argumentowano nikt nie zginął, a sam wypadek był niezwykle trudny do przewidzenia. Jedynie ustalono koszt całej akcji gaszenia pożaru i stwierdzono, że wyniósł on 300 milionów złotych, obciążającymi Skarb Państwa.
Tych 40 lat od tamtych zdarzeń pozwala nam na zastanowienie się przed ferowaniem optymistycznych prognoz dla nowych "erupcji" gospodarczych. Prawdziwym zyskiem jest ciężka, mądra praca i rozwój technologiczny, aby Polska była Polską, a nie nowym Kuwejtem, drugą Japonią czy kolejną Irlandią.
PP