Gnomnik z Jędrzejowa
Słynny gnomonik przyszedł na świat w Jędrzejowie, mieście województwa świętokrzyskiego, położonym 38 km na południowy zachód od Kielc i 78 km na północ od Krakowa. Jeśli zadajemy sobie pytanie, kim jest gnomonik, to warto wiedzieć, że takie miano nosi specjalista, "prawie" astronom, który posiada umiejętność obliczania i kreślenia zegarów słonecznych.
Umiejętności tworzenia takich zegarów Tadeusz Przypkowski posiadł od swojego ojca Feliksa Antoniego. Nie było to jednak jego główne zajęcie, nie była to jego jedyna wiedza i umiejętność. Wykształcony w zakresie historii sztuki, zamiłowany bibliofil i kolekcjoner, słynący również z wielu dosłownie artystycznych fotografii tworzonych zapomnianą już techniką przetłoku bromolejowego, gdzie odbitka fotograficzna staje się prawie dosłownie obrazem olejnym.
W młodości ukończył znane IV gimnazjum im. Sienkiewicza w Krakowie, a następnie historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie w 1929 roku uzyskał stopień doktora.
Rodzinne zwyczaje szacunku dla książek, dla licznych polskich zabytków, a także dla sztuki w ogóle, spowodowały zamiłowanie Tadeusza Przypkowskiego do skrupulatnej inwentaryzacji wszystkich napotkanych zabytków, do zbierania wszelkich dzieł wydawniczej sztuki. Ten swoisty głód wiedzy, ta chęć poszerzania wiedzy w poznawaniu świata stały u podstaw wielu europejskich peregrynacji - najpierw w początkach lat 30. po Francji, Niemczech, Włoszech, Belgii, Holandii, a później, po 1935 roku, po Hiszpanii, Portugalii, Anglii, Norwegii, Estonii czy też po Bałkanach i Północnej Afryce.
Prace naukowe i przygotowanie do habilitacji przerwał wybuch II wojny światowej. Przypkowski powrócił do rodzinnego Jędrzejowa, gdzie podjął pracę w miejscowym szpitalu. Wykonywał także ważne działania dla Armii Krajowej jako tłumacz, archiwista i specjalista w podrabianiu dokumentów.
Po wojnie poprowadził niesamowitą wystawę "Warszawa oskarża", pokazaną także w Paryżu i Londynie, ukazującą ogromne zniszczenia zabytków Warszawy. Zajmował się także inwentaryzacją zabytków Dolnego Śląska i Wrocławia w szczególności. Jednak już w 1948 roku powrócił na zawsze do Jędrzejowa, gdzie przy okazji pracy naukowej prowadził Państwowe Muzeum im. Przypkowskich. Oficjalnie utrzymywał się z pracy fotografika. Utracona możliwość habilitacji wróciła dzięki opublikowanej w 1963 roku pracy "Naukowe pojęcie deklinacji magnetycznej w Polsce XVII wieku" Dyrektorem rodzinnym Muzeum pozostawał do 1975 roku, niecałe dwa lata przed śmiercią w połowie grudnia 1977 roku.
Kolekcjoner zegarów
Nieśmiertelność tego wspaniałego historyka przejawia się głównie w postaci istniejących zegarów słonecznych. Katarzyna Kobylarczyk, w artykule "Zegar-MISTRZ", zamieszczonym w portalu "Małopolska to go", pisze o Przypkowskim tak: "Jego zegary słoneczne zdobią najważniejsze wieże i mury Polski i Europy. Powiedzieć o nim, że był osobą barwną, to jak pochwalić Einsteina, że był niezłym fizykiem. Nie bez kozery Tadeusza Przypkowskiego, jednego z najlepszych gnomoników stulecia, nazywano ostatnim polskim Sarmatą. "Dni nasze niczym cień na ziemi mijają bez zwłoki" – brzmi w tłumaczeniu cytat z Wulgaty, który Tadeusz Przypkowski umieścił na zegarze słonecznym, znajdującym się na wieży kościoła Mariackiego w Krakowie. "Lżejsza jest strata rzeczy niż strata czasu" – wypisał na innym "słoneczniku", który zrobił w wirydarzu opactwa cystersów w Jędrzejowie, miasteczku, z którego pochodził i gdzie wraz z ojcem założył jedną z trzech najwspanialszych w świecie kolekcji zegarów. Robił zegary słoneczne dla najpiękniejszych polskich i europejskich kościołów, zamków i placów, nie wyłączając Królewskiego Obserwatorium Astronomicznego w Greenwich".
W Greenwich zbudował 8 zegarów, a do obecnych czasów zachował się tylko jeden. W Europie znajdziemy jeszcze jego zegary w Nicei, Paryżu i Rzymie. W Polsce najsłynniejszy znajduje się na Kościele Mariackim w Krakowie. Był także piękny zegar na Zamku Królewskim w Warszawie, ale niestety nie przetrwał okresu II wojny. Podobny jemu jest zegar na ratuszu w Sandomierzu. Przed Pałacem Kultury w Warszawie można podziwiać jego dwa zegary, od południa wielokrotny otworkowy, a od północy analematyczny ze wskazówką rzucającą cień. Dodatkowo zegary Przypkowskiego mogą podziwiać Płońska, Szydłowa czy Imielina, a także warszawskiego Żoliborza na fasadzie Teatru Komedia.
"Niczym Zagłoba i Kmicic"
Kobylarczyk dorzuca także kilka faktów opisujących charakter Przypkowskiego: "Mówiono, że był podobny do Bezuchowa z Wojny i pokoju – wysoki, potężny i blady, z gęstym czarnym wąsem i włosami bez śladu siwizny. Miał koncept niczym Zagłoba i głowę mocną jak Kmicic (oburzył się kiedyś, gdy w gazecie oskarżono go, że zatacza się po Jędrzejowie po ćwiartce. Odpisał: "Nawiązując do reportażu w waszej gazecie, w którym to w jawny sposób naruszono dobre imię mojej rodziny, pragnę niniejszym zakomunikować, że jeszcze nigdy, żaden Przypkowski po ćwiartce się nie zataczał"). Przeklinał jak furman i potrafił dać w mordę. Miał przy tym jednak niezaprzeczalny czar, którzy doceniali liczni goście podejmowani w Jędrzejowie – od Władysława Broniewskiego po Johna Steinbecka, który przez Przypkowskiego spóźnił się cztery godziny na oficjalne powitanie w Krakowie…"
Nie zapomina także o słynnej anegdocie związanej ze śmiercią wielkiego historyka, fotografa i słonecznego zegarmistrza: "Tadeusz Przypkowski zmarł 17 grudnia 1977 roku. Jeśli wierzyć jego osobistemu wrogowi, Karolowi Estreicherowi, okoliczności zgonu były dziwne. Żona Przypkowskiego otrzymała ponoć list z Ameryki z kondolencjami z powodu śmierci męża. Tadeusz tak się tym przejął, że zmarł dwa dni później".
PP