Bernard miał coś nieprawdopodobnego w głosie. To był taki konglomerat przepięknej, aksamitnej barwy, jednocześnie takiego spiżowego dźwięku i potęgi brzmienia. To był głos stulecia.
Wiesław Ochman dla Polskiego Radia, 2020 rok
10:37 [ PR2]PR2 (mp3) 2 listopad 2020 12_50_31.mp3 Bernard Ładysz opowiada o Wilnie i o domu rodzinnym (PR)
11:50 2020_11_03 12_48_21_PR2_Zapiski_ze_wspolczesnosci.mp3 Wspomnienia Bernarda Ładysza o wywózce, obozie i pierwszym dniu wojny (PR)
Z Wilna w świat
Bernard Ładysz urodził się 24 lipca 1922 roku w Wilnie. Serdeczna pamięć o mieście swojego dzieciństwa i młodości, niemalże mickiewiczowska nostalgia za tymi miejscami, pozostały w nim do końca życia.
- Nie ma piękniejszego miasta na świecie. To są rzeczy nie do zapomnienia. Teraz wciąż widzę to wszystko. Kończyła się Wyżyna Oszmiańska, potem była Góra Trzech Krzyży, zamek, katedra. I gdzie by się nie odwrócić, wszędzie lasy, puszcze. Coś pięknego – wspominał Bernard Ładysz w Polskim Radiu.
Jak przyznawał, pomimo całego bagażu życiowych doświadczeń ciągle powracał myślami do miejsc, dźwięków i zapachów, wśród których przyszło mu dorastać. - Zwiedziłem prawie cały świat, bardzo dużo historii przeżyłem śmiesznych czy dowcipnych. Ale tęsknota jest jedną z najtragiczniejszych, wewnętrznych spraw ludzkich – mówił.
Domowe lekcje muzyki
Muzyka towarzyszyła Bernardowi Ładyszowi od początku.
- Tata i mama śpiewali w chórze kościelnym, dzięki temu i dzieci były również w chórze. I to od chóru kościelnego mam do czynienia ze śpiewem – opowiadał artysta. – Tata był też w chórze krawców, stolarzy, chłopów. To było takie szczere śpiewanie. I ja uwielbiam w śpiewaniu szczerość. Nie udaję, nie kombinuję, nie miauczę, nie krzyczę – podkreślał.
Cała rodzina przyszłego operowego mistrza była umuzykalniona. – W domu były mandolina, bałałajka, gitara, trąbka i skrzypce. Na mandolinie podgrywałem, na gitarze też. A najstarszy z moich braci skończył konserwatorium jako skrzypek – wspominał przed radiowym mikrofonem Bernard Ładysz.
Słabość do śpiewów chóralnych pozostała artyście już na zawsze. - Kocham oratoria. W operze czasami mnie denerwują wykonania, a oratoria uwielbiam, bo chór stwarza ten szczególny klimat. Jest takie "Requiem" Verdiego. Jakie ono wrażenie na mnie robi! – opowiadał.
Woda z kartoflami
Gdy wybuchła II wojna światowa, Bernard Ładysz miał siedemnaście lat. Należał już wówczas do Armii Krajowej, był w brygadzie Oszmiańskiej.
Jako sierżant AK Ziemi Wileńskiej został aresztowany, wraz z innymi żołnierzami, przez NKWD. - Zgromadzono nas w zamku w Miednikach (w okręgu wileńskim – przyp. red.). Namawiano nas, byśmy się zdecydowali wejść do Ludowego Wojska Polskiego. Naturalnie nikt nie chciał. Załadowali nas zatem do wagonów i wywieźli do Rosji – wspominał Bernard Ładysz.
Stacją końcową okazała się Kaługa nad Oką w Związku Sowieckim. Tu przyszły artysta operowy spędził dwa lata, pracując w skrajnie trudnych warunkach przy wycince lasu ("piłowało się drzewo, dziesięć metrów dziennie trzeba było"), a potem – w kuchni.
- Dziś tak sobie myślę: "jak człowiek potrafił w tamtym czasie to zrobić?". Był kocioł wody, 350 litrów, i trzy wiadra kartofli. I trzeba było rozdać każdemu tak tę wodę z kartoflami, by były choć te dwie niepełne łyżki kartofli. Jak ja potrafiłem to rozdawać, nie wiem.
12:00 2020_11_04 12_47_47_PR2_Zapiski_ze_wspolczesnosci.mp3 Bernard Ładysz o powojennej Warszawie i współpracy z Marią Callas (PR)
12:19 2020_11_05 12_47_48_PR2_Zapiski_ze_wspolczesnosci.mp3 Wspomnienia Bernarda Ładysza o artystycznych podróżach i operowych doświadczeniach (PR)
Jaka była Maria Callas?
Po powrocie z zesłania, w 1946 roku, Bernard Ładysz rozpoczął studia w Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie. - Nie skończyłem tej szkoły, bo mam charakter zadziory – przyznawał, nieco tajemniczo, artysta. - Niesforność polegała na tym, że nie lubię kłamstwa.
Niezwykły - objawiony jeszcze w Wilnie, a teraz rozwijany - talent wokalny Bernarda Ładysza sprawił, że artysta został szybko zauważony i doceniony. W 2. poł. lat 50. XX w. był solistą Centralnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego, potem związał się z Operą Warszawską.
W swoich radiowych wspomnieniach Bernard Ładysz chętnie przywoływał początki swoich śpiewaczych triumfów (konkurs we włoskiej Vercelli we wrześniu 1956, którego wygrana otworzyła mu drzwi do międzynarodowej kariery), opowiadał o politycznych naciskach, jakimi był poddawany ("strasznie mnie chciano zapisać do partii, ale się wykręciłem"), o trudnościach, jakie przysparzała mu władza komunistyczna (przede wszystkim: problemy z uzyskaniem paszportu).
Bernard Ładysz. Fot. NAC
Wśród opowieści o wielkich artystach, z którymi Bernard Ładysz współpracował, nie zabrakło tej poświęconej Marii Callas, primadonnie stulecia.
- Ani ona wcale nie była zarozumiała, jak mówili. Ani wredna. Ani zła. Miała po prostu taką osobowość, że jak chciała coś nagrać, przychodziła i nagrywała. My musieliśmy się rozsunąć. Była to wielka postać z olbrzymim sercem – opowiadał Bernard Ładysz. Jak zauważył z uśmiechem, "tyle Maria Callas miała pieniędzy, a sałatę zieloną jadła". Ta skromna dieta primadonny wynikała jednak, zdradził śpiewak, z faktu, że gwiazda La Scali i Metropolitan Opera właśnie się odchudzała.
***
Czytaj także:
***
- Śpiewałem z całą czołówką basów światowych: Cezarym Siepinem, Nikołajem Giaurowem, Borysem Christowem. I muszę przyznać, że Bernard Ładysz był jednak bezkonkurencyjny. Głos podarował mu Pan Bóg - wspominał zmarłego w 2020 roku operowego mistrza Wiesław Ochman. - Mój przyjaciel nie posiadał formalnego wykształcenia muzycznego, miał za to zasięg trzech oktaw. Świat się jednak o tym nie dowiedział, bowiem Benio nie miał parcia na karierę.
jp