Wybuch II wojny światowej zastał gen. Wiktora Thommée na stanowisku dowódcy Grupy Operacyjnej "Piotrków" w składzie Armii "Łódź" dowodzonej przez gen. Juliusza Rómmla.
- 4 września nieprzyjaciel zaczął szturmować nasze linie umocnione. 5 września walka rozgorzała i zaczęło pękać prawe skrzydło Armii "Łódź". O świcie 6 września, wobec bombardowania przednich linii, musiałem sam interweniować po wszystkich oddziałach. Dosłownie będąc w każdy dzień w tej albo innej wielkiej jednostce. To była największa potrzeba: dowodzenie bezpośrednio w terenie, w bezpośredniej łączności z oddziałami bojowymi - wspominał generał Wiktor Thommée w audycji "Wrzesień obrońców Modlina".
27:24 wrzesień obrońców modlina___600_tr_3-3_99607134c31ce92[00].mp3 Wspomnienia gen. Wiktora Thommée na temat wojny 1939 roku. Audycja "Wrzesień obrońców Modlina". (PR, 26.09.1956)
Człowiek, który uratował armię
6 września Wiktor Thommée przeżył jedno z najgorszych doświadczeń, jakie może dotknąć żołnierza - okazało się, że jego dowódca nie sprostał odpowiedzialności, która spadała mu na barki. Rómmel opuścił razem ze sztabem swoją armię, by przedostać się do Warszawy.
Juliusz Rómmel - przeżył swoją epokę
- Raptem szóstego o świcie przerwała się wszelka łączność z dowództwem Armii "Łódź". Wszelkie wysyłanie oficerów na motocyklach, na samochodach, nie przyniosło skutku. W końcu wrócił mjr Cezary Niewiadomski, blady jak śmierć, z informacją, że po sztabie nie ma śladu – mówił generał.
Dla Niewiadomskiego zachowanie Rómmla tak godziło w honor munduru, że załamany odebrał sobie życie. Wobec osierocenia jednostki, Thommée zdecydował się wziąć odpowiedzialność za sytuację i spontanicznie przejął dowodzenie całą Armią "Łódź".
- Nakazałem odwrót na 7 września, starając się wyprowadzić z ciężkiego worka łódzkiego całą armię na wschód, w lasy brzezińskie, w kierunku na Skierniewice, pamiętając manewr w I wojnie światowej gen. Karla Litzmanna, który tutaj połapał armię rosyjską – wyjaśniał gen. Thommée.
Manewr Karla Litzmanna uważany jest za pierwsze wykorzystanie taktyki blitzkriegu. Niemiecki generał dzięki szybkim samochodom pancernym wyszedł na tyły wojsk rosyjskich. Thommée dostrzegł podobieństwo tego ruchu z działaniami Wehrmachtu. Znajomość taktyki przeciwnika pozwoliła mu uniknąć znaczących strat podczas wycofywania się.
- Nie wiedziałem tylko jednego: dokąd mam iść. Wszelka łączność i z Warszawą, i z sąsiednimi armiami została zerwana. Wysłałem swojego szefa sztabu, ppłk Mieczysława Wilczewskiego, do Warszawy po instrukcje. Całkowicie spełnił swoje zadanie – wspominał dowódca.
W obronie Modlina
Wilczyński powrócił z rozkazami od Wacława Stachiewicza, szefa sztabu Wojska Polskiego, który potwierdził, że Thommée dowodzi Armią "Łódź" i nakazał przebicie się do stolicy.
Walerian Czuma - dowódca obrony Warszawy
- Nocami odchodziłem ku Warszawie, we dnie biłem się z nieprzyjacielem – mówił generał.
Siły Armii "Łódź" opóźniały dotarcie 8 Armii niemieckiej Johannesa Blaskowitza do Warszawy. Na skraju Puszczy Kampinoskiej do sił gen. Thommée dołączyła 8 Dywizja Piechoty z rozbitej Armii "Modlin". Tego samego dnia dowódca Armii "Łódź" otrzymał rozkaz obsadzenia Modlina – strategicznej twierdzy osłaniającej od północy stolicę.
Heroiczna obrona trwała od 13 do 29 września. Generał dodawał otuchy swoim żołnierzom osobistym przykładem.
- On szedł naprzód (w znaczeniu: na linię obrony), chociaż Niemcy strzelali. Pierwszy szedł na linię i drugi z linii schodził, kryjąc swojego łącznika. Mało widziałem oficerów, którzy tak odważnie szli na pierwszą linię - wspominał por. Ludwik Gerard, uczestnik obrony Modlina, w audycji Bogusława Czajkowskiego z cyklu "Ślady pamięci" poświęconej oblężonej twierdzy modlińskiej.
15:59 modlin.mp3 Wspomnienia uczestników obrony twierdzy modlińskiej - audycja Bogusława Czajkowskiego z cyklu "Ślady pamięci". (PR, 13.09.1971)
Smakował nawet szczur
W trzeciej dekadzie września, gdy większość kraju znajdowała się już w rękach nieprzyjaciela, a linie zaopatrzeniowe zostały przerwane, sytuacja obrońców stała się tragiczna.
- Zaczęło się wyczerpanie, głód. Cała ludność przyszła na pomoc wojsku. Dzieliła się ostatnim kawałkiem chleba. Stare Żydówki przynosiły jajka. Sami głodni, pomagali nam ze wszech sił – wspominał generał. - Brakło pożywienia do tego stopnia, że 25 września mój intendent, mjr Kalinka, przyniósł mi na obiad smażonego szczura. No nic, trzeba było to jeść. Wtedy nawet smakowało.
Modlin był jednym z bastionów najsilniejszego oporu przed najeźdźcą we wrześniu 1939 roku. Ostatnie dni obrona oparta była na walce wręcz, bo zabrakło amunicji. Napór nieprzyjaciela stawał się z dnia na dzień bardziej brutalny. Pomimo zawieszenia broni i wywieszenia białych flag, 28 września w Zakroczymiu oddziały niemieckie dokonały masowego mordu na 500 polskich jeńcach wojennych i 100 cywilach.
Zbrodnia w Zakroczymiu – niemiecki mord na polskich jeńcach
Dopiero przybycie wysłannika z Warszawy z wiadomością o tym, że cały kraj jest opanowany przez wroga i dalsza obrona nie ma sensu skłoniły generała do poddania twierdzy. Dowódca wynegocjował z Niemcami korzystne warunki: obrońcy mieli być traktowani jako jeńcy, ale po złożeniu broni odesłani do domów.
Żołnierz wielu wojen
Wiktor Thommée przyszedł na świat 30 grudnia 1881 roku w Święcianach na Wileńszczyźnie.
- Pradziadek generała był Francuzem. Legenda rodowa głosi, że Wiktor Thommée poszukując na cmentarzu w Wilnie swojego przodka szukał oficera napoleońskiego wysokiej rangi, a znalazł rękawicznika w armii napoleońskiej. Żona generała była Finką urodzoną w Petersburgu, ale miała ojca Anglika - wyjaśniał Krystian Przysiecki, wnuk generała, w audycji Marzanny de Latour z cyklu "Polacy z wyboru".
26:39 polacy z wyboru - thommee.mp3 Audycja Marzanny de Letour z cyklu "Polacy z wyboru" poświęcona postaci gen. Wiktora Thommée. (PR, 11.11.1999)
W 1904 roku ukończył szkołę oficerską w Petersburgu, po czym został wcielony do 124 pułku piechoty w Woroneżu. W szeregach armii rosyjskiej brał udział w wojnie rosyjsko-japońskiej.
- Na wojnie rosyjsko-japońskiej został ranny cztery razy. W końcu przechrzcili go tam "kulochwytem” – mówił wnuk generała.
W armii carskiej służył także podczas I wojny światowej. W 1917 roku, po wybuchu rewolucji w Rosji, został szefem sztabu 4 Dywizji Strzelców Polskich gen. Lucjana Żeligowskiego.
W czerwcu 1919 roku wstąpił do Wojska Polskiego. W czasie wojny polsko-bolszewickiej walczył kolejno jako: szef sztabu 10 Dywizji Piechoty, dowódca 28 pułku strzelców Kaniowskich, dowódca 19 Brygady Piechoty, dowódca 10 Dywizji Piechoty, dowódca 29 pułku piechoty oraz dowódca 28 pułku strzelców Kresowych.
W niepodległej Polsce otrzymywał przydziały na Pomorzu. Służył jako I oficer Inspektoratu Armii nr 3 w Toruniu. W latach 1924-1936 był dowódcą 15 Dywizji Piechoty w Bydgoszczy. Od 1934 do 1938 r. pełnił obowiązki dowódcy Okręgu Korpusu VII Toruń. Dopiero przed wojną dostał przydział jako dowódca Okręgu Korpusu w Łodzi.
Bez emerytury
Thommée uznał, że jego zadanie nie kończy się wraz z kapitulacją Modlina.
- W Warszawie rozpocząłem pracę wysyłania swoich oficerów ekipami za granicę. Tu nie było co robić. Dałem im słowo, że wyjadę z Warszawy ostatni – wspominał na antenie Polskiego Radia.
Nie zdążył: wbrew literze warunków kapitulacji, został aresztowany przez Niemców 7 listopada 1939. Resztę wojny generał spędził w oflagu. Podczas alianckiego bombardowania na obóz otrzymał ostatnią, dziewiątą już w życiu ranę. Niemiecką niewolę opuścił dopiero w 1945 roku. Dwa lata po wojnie spędził w Wielkiej Brytanii.
- Zdecydowałem się na powrót do kraju. Nie nadaję się na emigranta. Byłem i jestem zdania, że trzeba być tam, gdzie jest naród - mówił. - Wróciłem w styczniu 1947 roku i od razu zameldowałem się w Ministerstwie Obrony Narodowej. Spotkali mnie tam bez entuzjazmu. Na moje zgłoszenie do armii w jakimkolwiek charakterze odpowiedziano odmową. Nie przyznano mi prawa do emerytury. Pozostawałem na skromnej, trzystuzłotowej rencie inwalidzkiej.
Słowem Niepodległa: historia nigdy niezdobytej twierdzy Modlin
Żeby związać koniec z końcem, musiał imać się różnych zadań, był m.in. magazynierem na stadionie i dozorcą. Ostatnie lata spędził w Toruniu, Bydgoszczy i Gdyni.
- Po wojnie żyliśmy z paczek, które przychodziły od jego podkomendnych z całego świata – podkreślał Krystian Przysiecki.
Świadczenie z Wojska Polskiego otrzymał dopiero w 1956 roku. Wówczas też zwrócono mu mieszkanie w Warszawie na placu Inwalidów.
Zmarł w Warszawie 13 listopada 1962 roku. Pochowany został na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Alei Zasłużonych.
bm