Likwidacja obozu w Kozielsku rozpoczęła się 3 kwietnia 1940. Tego dnia zabrano do transportu pierwszą grupę ok. 300 jeńców. Podobny los spotkał Polaków przetrzymywanych w obozach w Starobielsku i Ostaszkowie. Był to początek masowych egzekucji polskich jeńców wojennych, przeprowadzonych przez NKWD.
Prof. Stanisław Swianiewicz – świadek zbrodni
Prof. Stanisław Swianiewicz został zabrany z obozu w Kozielsku 29 kwietnia 1940 roku. O tym, co przeżył opowiadał w audycji Tadeusza Katelbacha "Zbrodnia w Katyniu" w grudniu 1961 roku na antenie Rozgłośni Polskiej RWE.
- Los zdarzył, że jestem jedynym polskim oficerem, który odbył drogę z transportem z Kozielska do stacji kolejowej Gniazdowo, w pobliżu Katynia - powiedział. - W dniu 30 kwietnia 1940 roku, byłem w pobliżu tego miejsca kaźni, chociaż wówczas nie wiedziałem, co się tam działo.
Katyń - zobacz serwis historyczny
Naoczny świadek bestialstwa funkcjonariuszy NKWD wspominał:
- Mnie wezwano 29 kwietnia. Po odseparowaniu nas w oddzielnym budynku dano nam na drogę nieco chleba i śledzi oraz przekazano nowemu zespołowi konwojentów, którzy przeprowadzili bardzo dokładną rewizję, odbierając wszystkie ostre przedmioty, po czym przewożono nas ciężarówkami do przejazdu kolejowego w pobliżu stacji, gdzie na bocznicy czekało na nas sześć wagonów więziennych, do których nas załadowano po 14 ludzi do przedziału.
Wywożeni w niewiadomym celu
Pociąg w pewnym momencie się zatrzymał. Prof. Swianiewicz został odseparowany od reszty żołnierzy. Przez niewielki otwór w wagonie, do którego go wsadzono obserwował całą sytuację. W pewnym momencie zobaczył autobus z zamalowanymi oknami. Podjeżdżał pod wagon, zabierał polskich jeńców i odjeżdżał w nieznanym kierunku. Po pół godzinie wracał i operacja się powtarzała.
- Zastanawiałem się nad tym, na czym ta operacja polegała - opowiadał. - Było dla mnie jasne, że miejsce, do którego wożono moich kolegów znajdowało się gdzieś niedaleko, prawdopodobnie w odległości kilku kilometrów. Dlaczego w ten piękny, wiosenny dzień nie kazano im maszerować, jak zwykle to czyniono przy transportach do poprzednich miejscowości? Dlaczego te nadzwyczajne środki ostrożności, dlaczego bagnety na karabinach eskorty. Na to pytanie nie miałem odpowiedzi, lecz wówczas wśród blasków owego wiosennego dnia nie przyszło mi do głowy, że przecież to może być egzekucja – mówił Swianiewicz.
Ofiary ze Starobielska
Obóz starobielski był najmniej liczny. Łącznie zgromadzono tam ok. 4 tys. polskich jeńców. Było wśród nich kilkuset lotników, wielu pracowników wojskowych instytucji badawczych, a także spora grupa duchownych-kapelanów różnych wyznań. Wśród oficerów rezerwy znajdowało się kilkunastu profesorów i docentów wyższych uczelni, 400 lekarzy, po kilkuset prawników, inżynierów i nauczycieli, wielu literatów, dziennikarzy, działaczy stronnictw politycznych i organizacji społecznych.
W momencie likwidacji, w kwietniu 1940 roku, w starobielskim obozie przebywało ośmiu generałów, a wśród nich m.in.: Stanisław Haller, Leon Bilewicz, Kazimierz Orlik-Łukowski, Piotr Skuratowicz.
Mord na polskich jeńcach w ZSRR był precyzyjnie zaplanowany i skrupulatnie przeprowadzony. Pozbawił Polskę niemal połowy jej przedwojennego korpusu oficerskiego. Bezlitośnie zgładzono najbardziej patriotyczną i oddaną Polsce rzeszę ludzi. A następnie, gdy zbrodnia została odkryta, cynicznie - mimo oczywistych dowodów winy - przerzucono winę na innego agresora - Niemców.
Ocalony z Ostaszkowa
Losy Stefana Suchego, który jako młody policjant trafił pod koniec 1939 roku do obozu w Ostaszkowie, przedstawiła w audycji dokumentalnej, nadanej w grudniu 1990 roku, Barbara Grębecka. Dotarła do jego córki – Joanny Kozioł.
Stefan Suchy pochodził z Ropczyc. Cudem przeżył. Wraz z kolegą uciekł z transportu. Często przypominał dramatyczne zdarzenia sprzed lat, ale nigdy nie pozwolił się nagrać. Córka zrobiła to podstępem. W audycji słyszymy te nagrane z ukrycia wspomnienia.
- Ojciec zatrudnił się jako kucharz – mówiła Joanna Kozioł. - Przypuszczał, że to się dobrze nie skończy, był cały czas w strachu, szczególnie że były takie straszne przesłuchania. Co można było chcieć od policjanta, który przepracował w służbie zaledwie miesiąc. Ojciec miał dwadzieścia kilka lat wtedy. Losy tych policjantów były okropne i w ogóle tych wszystkich ludzi aresztowanych na wschodzie po wkroczeniu Sowietów do Polski w 1939 roku.
W godzinach rannych, w każdym z bloków funkcjonariusze NKWD wyczytywali nazwiska osób, które tego dnia miały opuścić obóz w Ostaszkowie. Na spakowanie się dawano więźniom pół godziny, po czym odjeżdżających grupowano w sali kinowej urządzonej w dawno nieczynnej cerkwi. Potem, innymi drzwiami wyprowadzano ich na plac przed cerkwią, na którym pozostałym jeńcom nie wolno było w tym czasie przebywać.
Stefan Suchy wyskoczył z transportu koło Dawidowa. Był z nim jeszcze jeden więzień.
- Wyskoczyłem i leżałem pod nasypem – mówił. - Najgorsze było to czekanie. Czekałem na strzał, czekałem na śmierć.
Posłuchaj wspomnień świadków zbrodni dokonanej na polskich jeńcach wojennych z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku.
bs