Jest kilka postaci w historii Trzeciej Rzeszy, które - być może - miały szansę pójść zupełnie inną drogą, aniżeli ta, która uczyniła ich zbrodniarzami. Znajdujemy wśród nich dwa nazwiska najważniejsze dla brunatnego reżimu.
Los jednego z nich zdeterminował w roku 1921 wydawca Rudolf Ullstein, nie kwalifikując do druku opowiadania „Michael”. Akceptacja niewielkiego w sumie tekstu, coś około trzydziestu tysięcy słów, mogłaby odmienić losy świata. Niestety, wydawca ów utwór - opowieść z życia poety, kochanka, żołnierza, robotnika i rewolucjonisty - uznał za ewidentny wybryk grafomana. Tak więc tekst złożony przez Josepha Goebbelsa nie został przyjęty do druku.
Proza społecznie zaangażowana
Bohater utworu wzorowany był na Richardzie Flisgesie, przyjacielu – a w młodości nawet jego swoistym guru - przyszłego ministra propagandy. Przyjacielowi, po powrocie z frontów I wojny, nie udało się dostać na uniwersytet. Doświadczenia wojenne, rany tam odniesione oraz gorycz dnia pokoju niewątpliwie były podkładem dla zainteresowania się ideami komunizmu. Warto w tym momencie zanotować, iż Flisges od dawna był miłośnikiem twórczości, myśli Fiodora Dostojewskiego. Do tych cech przyjaciela Goebels dorzucił swoje narodowe fascynacje, w efekcie otrzymując postać wypowiadającą następujące słowa:
„Co ja właściwie studiuję? Wszystko i nic. Jestem leniwy i jak sądzę, za głupi do fachowej wiedzy. Chcę być mężczyzną! Otrzymać zdecydowany kształt. Osobowość! Drogę do nowego Niemca”.
Adolf Hitler.
źr. wikipedia
Z kolei bohaterem powieściowego Michaela jest… Chrystus, odczytywany, oczywiście, w bardzo specyficzny sposób: „Prowadzę rozmowy z Chrystusem. (...) Jest on twardy i nieubłagany. Wypędza biczem żydowskich handlarzy ze świątyni. (...) Obłuda jest charakterystyczną cechą upadającej mieszczańskiej epoki. Warstwa rządząca jest zmęczona i nie ma już więcej odwagi do nowego. Intelekt zatruł nasz naród”.
Błąd Ullstein’a powtórzył inny, znany niemiecki wydawca, Mosse. Utwór Goebbelsa uznał za zbyt egzaltowany i - z literackiego punktu widzenia - nieudany.
Ostatnie poprawki
Dopiero w 1925 roku „Michael” doczekał się publikacji w wydawnictwie Eherverlag. Ale wtedy Goebbels zdecydował się już związać zawodowo nie z literaturą, a z nazistami (od 1922 roku jako dziennikarz i publicysta działał w ruchu narodowosocjalistycznym, w 1924 wstąpił do NSDAP). Autor opatrzył dzieło dedykacją dla nieżyjącego już od sześciu lat Flisgesa. Dodał też kilka akapitów wyraźnie podyktowanych przez program swojej partii: „Żyd napełnia mnie wprost fizycznym wstrętem. Na jego widok zbiera mi się na mdłości. Żyd w swej istocie jest naszym przeciwieństwem. (...) Ropiejącym wrzodem na ciele naszego chorego ludu... Chrystus nie mógł być Żydem. Tego nie potrzebuję udowadniać naukowo. Po prostu tak jest”.
Joseph Goebbels.
źr. wikipedia
Kolejnym, dodanym fragmentem do wersji z 1921 roku, był iście mesjanistyczny wątek, w sposób oczywisty natchniony osobistym kontaktem z Führerem. Dzięki temu bohater utworu może relacjonować: „Wieczorem siedzę w wielkiej sali wśród tysięcy ludzi i widzę znowu tego, który mnie zbudził”. Może kontynuować: „Ten na górze patrzy na mnie przez chwilę. Niebieskie gwiazdy oczu trafiają mnie jak płomienie. To rozkaz (...) To ślub na całe życie. A moje oczy toną w dwóch wielkich niebieskich gwiazdach”.
Goebbels, pomimo silnego zaangażowania w działania polityczne, nie zaprzestaje pisać. Jego następnym po „Michaelu” dokonaniem literackim był dramat poetycki „Heinrich Kämpfert”. Niepublikowany doczekał się jednak wystawienia na deskach kilku amatorskich teatrów.
Literatem chciał być także sam Wódz
Literatura pociągała również samego Adolfa Hitlera. Timothy Ryback, odkrywca prywatnego księgozbioru przywódcy NSDAP, dotarł do rękopisu „Mein Kampf”. Można w nim prześledzić trud twórczy, trud tym większy, iż piszący „Moją walkę”, choć ma 35 lat, nie zna jeszcze zbyt dobrze gramatyki i ortografii swojego języka. Ryback przypomina, że ambicje literackie Wodza na tym jednym tytule się nie kończyły:
Sztuka autorstwa Hitlera.
źr. wikipedia
„Hitler marzył o stworzeniu prawdziwego bestsellera. Miały nim być wspomnienia z I wojny światowej, zaczął nawet sporządzać notatki”.
Olbrzymi wpływ na literackie zainteresowania przywódcy III Rzeszy miał nazistowski pisarz Dietrich Echart. To on polecił Hitlerowi „Peer Gynta” Ibsena przyczyniając się tym samym do olbrzymiej popularności dramatu w Niemczech.
Adolf Hitler, zanim zainteresował się literaturą – na długo przed rozpoczęciem swej drogi politycznej - uważał się za malarza. Uważał się za niego już od dzieciństwa, nie było to więc jakimś chwilowym kaprysem. Dlaczego tak pociągała go sztuka? Führer od małego nienawidził przymusu, zapewne z tego też powodu miał problemy ze skończeniem szkoły (uważany był za inteligentnego, ale jednocześnie wielce leniwego ucznia). Artyści imponowali mu głównie tym, że uprawiali tzw. wolne zawody. Pozbawieni codziennych, przyziemnych obowiązków mogli oddawać się muzie. Dlatego, mimo, że nie uzyskał matury, postanowił zgłębiać sztuki plastyczne w wiedeńskiej Akademii. Jesienią 1907 roku, w uzasadnieniu odrzucenia jego kandydatury, stwierdzono: „za mało głów” (w teczce było niewiele portretów, przeważały krajobrazy). Uznano go też za człowieka z manią wielkości, pozbawionego talentu.
Adolf Hitler i Joseph Goebbels.
źr. wikipedia
Ta ostatnia opinia może nie być zbyt miarodajna, jeśli się powie, iż wśród odrzuconych wówczas kandydatur znalazł się późniejszy kierownik katedry, a następnie rektor… tejże wiedeńskiej uczelni. Hitler nie godząc się z werdyktem komisji, poprosił o rozmowę z rektorem, którym okazał się Zygmunt Akmann, Żyd. Ten ostatni fakt jakoś pocieszył Hitlera, a – niejako przy okazji - nienawiść do Semitów zyskiwała nowy argument. Akmann zresztą doradził mu rozpoczęcie studiów na wydziale architektonicznym. To była trafna ocena, Hitlerowi od zawsze marzyła się zmiana wizerunku niemieckich metropolii. Niestety dla historii świata, na architekturze wymagana była matura.
Niedoszły malarz, architekt przez następne lata utrzymywał się ze sprzedaży widoczków i pocztówek własnego autorstwa. Ale pracował również w reklamie. Pierwszym jego dziełem marketingowym była reklama butów. Zrezygnował z tej formy działalności po odrzuceniu przez zleceniodawcę pomysłu na plakat pudru do stóp.
Hitler nigdy nie zyskał sławy jako malarz ani budowniczy niemieckich miast, ale pewne jest, iż Polacy, mieli pełne podstawy by śpiewać w czasie wojny:
„Siekiera, motyka, piłka, alasz, przegra wojnę głupi malarz”.
Zgroza, do czego są zdolni niedoceniani artyści!
Piotr Jezierski