W historii polskiego kina jest kilkanaście wyśmienitych komedii – takich, które znają dosłownie wszyscy; takich, które można oglądać kilka razy w roku i nigdy się nie znudzą. Z pewnością należą do nich wszystkie części trylogii opowiadającej o życiu "uroczych" kresowiaków Pawlaka i Kargula. Drugi w kolejności film - "Nie ma mocnych" - miał swoją premierę 28 maja 1974 roku. Film nakręcono 46 lat temu i z miejsca stał się hitem oglądalności, nawet większym niż pierwsza część "Sami swoi". Krytycy jednak, zachwycając się 8,5-milionową widownią kinową, nie biorą pod uwagę, że "Samych swoich" nakręcono w 1967 roku i liczba kin nie była wtedy tak duża jak w roku 1974.
00:50 Sylwester CHęciński o komedii_Joanna Sławińska_9_11_2014.mp3 Czym jest komedia dla Sylwestra Chęcińskiego? Fragment rozmowy reżysera z Joanną Sławińską. (PR, 2014)
"Dziennik.pl" podaje, że "28 maja 1974 r. na ekrany kin wszedł film "Nie ma mocnych" w reżyserii Sylwestra Chęcińskiego. Była to druga część losów zwaśnionych rodów Kargulów i Pawlaków. Początkowo reżyser wzbraniał się przed kontynuacją "Samych swoich", komediowego klasyka z 1967 r., gdyż jak wspominał w jednym z wywiadów źle przyjął drugą część "Ojca chrzestnego".
Na szczęście reżyser przekonał się do nakręcenia tego dzieła, wiedząc, że scenariuszem zajmie się Andrzej Mularczyk, spod którego ręki wyszedł też scenariusz do pierwszego filmu. Ta współpraca zapewniała bardzo dobre efekty i gwarantowała pełne zrozumienie między dwoma wybitnymi twórcami. Film w swojej genialności dawał widzom nadzieję na kolejną część trylogii.
Nie tylko widownia bardzo dobrze przyjęła tę produkcję – krytyka również trafnie punktowała jej zalety.
Polska Agencja Prasowa wskazuje kilka z nich: "Trafne wybory reżysera porwały nie tylko widzów, również współczesna prasa odniosła się do filmu bardzo pozytywnie". W magazynie "Film" Oskar Sobański oceniał: Komedię "Nie ma mocnych" ogląda się z przyjemnością i mile zachowuje w pamięci. Równie dobrze się ją... czyta! Bowiem najmocniejszą stroną filmu jest dialog (…) W "Nie ma mocnych" to wszystko, co tak strasznie złości w telewizyjnym dukaniu różnych dyrektorów i działaczy, tutaj – użyte oszczędnie i umiejętnie – brzmi jak najprzedniejszy dowcip".
Na dialogi uwagę zwrócił również Cezary Wiśniewski w magazynie "Kino": (…) ten sam przedni dialog, te same krewkie charaktery i kresowa ciepła egzotyka, a ponadto inteligentnie przejaskrawiona aktualność. Z kolei Jerzy Niecikowski na łamach "Filmu", krótko po premierze w felietonie zatytułowanym "Z czego się śmiejemy?" stawia wymowną tezę: Wszedł niedawno na ekrany film Mularczyka i Chęcińskiego, który rzeczywiście pobudza do śmiechu. Wypadek to na tyle wyjątkowy, że aż warto się nad nim poważnie zastanowić".
W głównych rolach oglądaliśmy genialnych aktorów Wacława Kowalskiego i Władysława Hańczę – to Pawlak i Kargul – antagoniści i protagoniści rodem z greckiej tragedii. Tacy, co to żyć bez siebie nie potrafią, dźwigając wieloletnią historię kresowych Polaków, żyjąc wedle tradycji i kultury polskiej tych malowniczych terenów, gotowi są rzucić sobie w ramiona z płaczem, choć to dojrzali chłopi... ale też potrafią pokłócić się na śmierć i życie z byle błahego powodu. Wtedy tylko ucieczka ratuje im życie, a niezwykle barwne i soczyste wyzwiska odbijają się echem bawiąc do łez publiczność.
W "Samych swoich" kłócili się i godzili co chwilę – tam potwierdzali swoją tożsamość na "ziemiach odzyskanych". W "Nie ma mocnych", w obronie własnej tożsamości, musieli ze sobą współpracować... oczywiście kłócą się nieustannie, ale też zgodnie ze sobą działają. Ta zgoda oczywiście w każdej chwili "wisi na włosku", jednak udaje się ją zachować, szczególnie w obliczu wspólnego wroga.
Wrogiem jest oczywiście otoczenie i nowa rzeczywistość – ta nowoczesna, zmechanizowana, swobodniejsza obyczajowo. Pawlak bardziej konserwatywny i Kargul bardziej nowoczesny dostrzegają jednak, że, niezależnie od animozji, głównym warunkiem przeżycia jest imperatyw współpracy – jedynie "będąc razem" są w stanie pokonać wszelkie przeciwności.
Film nie śmieje się z odrębności kulturowej kresowiaków – wydaje się, że to dzięki filmom Chęcińskiego Polacy pokochali tę kulturę, ten zaśpiew w mowie, te swoiste prywatne "zasady moralne"- bo "sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie" - twierdziła babcia Leonia Pawlak w "Samych swoich". W tej części Aniela Kargulowa mówi: "Oj, dobre to były czasy… W potrzebie i granat pod ręką był i karabin…". Tak, widownia z miejsca pokochała te bon moty i wprowadziła je do języka codziennego. Bardzo trafnie głównych bohaterów podsumował sołtys: "Oj, ludzie, ludzie, czy wam się warto kłócić, jak zaraz i tak się pogodzicie?"
Zachęcamy do poszukania w sieci tych nieśmiertelnych komedii – rozrywka przednia, odprężenie całkowite... bo, parafrazując Pawlaka, Pawlak i Kargul to czyi są?... nasi przecie, tacy polscy, rodzina... przekonajcie się jak wiele jest w nas z Pawlaka i Kargula właśnie. Nie ma mocnych na kultowe polskie komedie!
PP