"Nie dość, że chcą redukować wojsko, to planują oddanie spraw obronnych w ręce urzędników z Brukseli. Tomasz Siemoniak właśnie stwierdził, że potrzebne jest wzmocnienie integracji europejskiej w obszarze obronnym, a UE ma za mało kompetencji w tych sprawach. W skrócie oznacza to tyle, że ośrodek decyzyjny w sprawach związanych z naszym bezpieczeństwem będzie poza Polską. To także podważenie kluczowej roli NATO" - napisał szef MON Mariusz Błaszczak.
Siemoniak: Polski nie stać na 300 tys. żołnierzy
Były minister obrony Tomasz Siemoniak, pytany, czy koalicyjny rząd, który może powstać, będzie dążył do utworzenia armii liczącej 300 tys. żołnierzy (co jest kontynuacją drogi, jaką obrał obecny MON), odparł, że "nie ma potencjału demograficznego na taką armię". - Wielokrotnie mówiłem publicznie, że optymalnym wariantem jest 150-tysięczna armia zawodowa, 30-40 tys. żołnierzy obrony terytorialnej, 20-30 tys. dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej i zbudowanie kilkusettysięcznej rezerwy. To da Polsce właściwe siły do obrony państwa - powiedział Siemoniak.
Na wypowiedź szybko zareagowali przedstawiciele partii rządzącej, MON oraz osoby związane z wojskiem.\
Skurkiewicz: armia za PO-PSL służyła od 7 do 15
Wojciech Skurkiewicz, wiceszef MON, na antenie Polskiego Radia 24 przypomniał, że za czasów koalicji PO-PSL polska armia liczyła ok. 96 tys. żołnierzy. - Na niewiele mogła sobie pozwolić, służyła w godz. 7.00-15.00, jak urzędnicy, od poniedziałku do piątku. Armia, która mogła zmieścić się w całości na Stadionie Narodowym, była ulokowana na zachodzie Polski - powiedział.
Polska armia liczy dziś blisko 187 tys. żołnierzy. - Stworzyliśmy służbę dobrowolną. Tylko w zeszłym roku przeszkoliliśmy prawie 16,5 tys. osób. W Wojskach Obrony Terytorialnej ma służyć do 50 tys. żołnierzy. Głos, że WOT ma liczyć do 30 tys., oznacza redukcje. Na to nie może być zgody. WOT są elementem obrony powszechnej - tłumaczył Skurkiewicz. - Nie wyobrażam sobie oszczędności na polskiej armii. Wojsko Polskie musi być silne - podsumował.
IAR/PR24/dad