"Wiele mówi o impotencji Unii Europejskiej w obliczu kryzysu ukraińskiego fakt, że to właśnie Polska stała się najskuteczniejszym wodzirejem bloku w konfrontacji z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Zaledwie kilka miesięcy temu Bruksela starała się demonizować Polskę jako państwo awanturnicze, oskarżając ją o naruszanie demokratycznej agendy UE. (...) Dziś, gdy Polska przejęła wiodącą rolę w potępieniu brutalnej inwazji Rosji na Ukrainę, próby upokorzenia Polaków przez UE wydają się co najmniej nieprzemyślane" - uważa Coughlin.
Wskazuje, że podczas gdy kluczowe państwa UE, jak Niemcy i Francja, z trudem radzą sobie z ogromem wyzwania, jakie niesprowokowany akt agresji Putina stanowi dla przyszłości europejskiego bezpieczeństwa, Polska nie tylko stała się filarem zachodnich wysiłków na rzecz udzielenia Ukrainie niezbędnego wsparcia wojskowego, ale także bez wahania przyjęła miliony ukraińskich uchodźców. Co więcej, przewodzi ona wezwaniom do znacznego zwiększenia wsparcia wojskowego dla Ukrainy, które do tej pory składało się głównie z broni defensywnej.
Pierwsi do pomocy
Publicysta przypomina, że Polska była jednym z pierwszych krajów, które zaoferowały Ukrainie dostawy samolotów bojowych, do czego nie doszło ze względu na niechęć administracji amerykańskiej do drażnienia Kremla, a teraz musi za to zapłacić odcięciem dostaw gazu przez Rosję.
"Dla Polaków jawne próby szantażu ze strony Rosji, mające na celu zmuszenie ich do rezygnacji z poparcia dla Ukrainy, są niczym odznaka honorowa. Z pewnością potwierdza to, że ich wkład, zarówno w postaci pomocy wojskowej, jak i humanitarnej, ma wymierny wpływ na udaremnienie rosyjskich celów wojennych" - pisze Coughlin, wskazując, że polskie poparcie może się wydawać tym bardziej zaskakujące ze względu na burzliwą historię obu krajów.
Warszawa kontrastem dla Paryża i Berlina
"To stoi w wyraźnym kontraście z mniej niż przekonującymi działaniami kluczowych graczy UE w Paryżu i Berlinie, którzy dalecy od naśladowania jasności celów Warszawy, nie zdołali sprostać wyzwaniu w postaci inwazji Putina. Bolesna odmowa kanclerza Niemiec Olafa Scholza poparcia dla dostaw ciężkiej broni na Ukrainę w obawie przed prowokowaniem Moskwy podważyła wysiłki Zachodu na rzecz wsparcia Kijowa. Nawet gdy kanclerz Scholz w końcu dał zielone światło na sprzedaż Ukrainie dział przeciwlotniczych Gepard, wkrótce okazało się, że umowa nie będzie obejmować pocisków potrzebnych do zestrzelenia wrogich rosyjskich samolotów" - podkreśla autor.
Wskazuje, że też prezydent Francji Emmanuel Macron jest oskarżany o ustępstwa w związku z jego częstymi kontaktami z Putinem, które jak on twierdzi, miały na celu zakończenie działań wojennych, ale według jego krytyków zapewniły Moskwie dyplomatyczną osłonę do kontynuowania morderczych ataków.
Brytyjczycy mogą się uczyć
"Rząd brytyjski również mógłby się czegoś nauczyć na temat zdolności przywódczych od nieustraszonych Polaków. Boris Johnson mógł dotychczas prowadzić dobrą wojnę, jeśli chodzi o nadawanie tak potrzebnego kierunku w ramach NATO, ale wysiłki Downing Street ograniczały się jak dotąd do oferowania sprzętu obronnego i wsparcia humanitarnego" - wskazuje Coughlin. Zauważa jednak, że i w Wielkiej Brytanii pojawiają się zachęcające sygnały, o czym świadczy środowe przemówienie minister spraw zagranicznych Liz Truss, która mówiła, że Zachód powinien przekazać Ukrainie samoloty bojowe i broń pancerną.
Przekonuje, że dobrym sposobem na początek byłoby wycofanie amerykańskiego sprzeciwu wobec zgłoszonego przez Polskę planu przekazania Ukrainie 70 używanych myśliwców MiG-29. Jak wskazuje, mogłyby one przechylić szalę wojny na korzyść Ukrainy i powstrzymać Putina przed kolejnymi aktami agresji wojskowej.
PAP/dad