- Wojna na Ukrainie nie jest tylko konfliktem militarnym, lecz także wojną informacyjną, a to obszar, w którym Rosja tradycyjnie jest dobra. Stąd tak ważne jest, żeby pokazywać prawdziwą wersję i sprawiać, by ludzie rozumieli nasze stanowisko. I stąd również te skoordynowane wysiłki Wielkiej Brytanii i USA, by podważać rosyjską narrację i wskazywać, dlaczego jest ona nieprawdziwa - mówi Rimmer, który jest obecnie wykładowcą w Departamencie Studiów nad Wojną w King's College London.
Jak wyjaśnia, to przekazywanie informacji jest też dostosowywaniem się do współczesnych czasów, gdzie jest bardzo wiele publicznie dostępnych źródeł, co jest ogromną różnicą w stosunku do przeszłości.
- Jeśli spojrzeć na kubański kryzys rakietowy, były wykonane z powietrza przez Amerykanów zdjęcia, które pokazywały rosyjskie rakiety na Kubie. Nikt inny nie miał dostępu do tego, ale to było bardzo przekonujące. Teraz ze względu na dostępność zdjęć z komercyjnych satelitów, dziennikarze, naukowcy czy zwykli obywatele sami mogą to zobaczyć i dojść do własnych wniosków. Ale to też powoduje, że jest stałe podawanie informacji przez agencje wywiadowcze, które próbują opowiedzieć historię i odpowiadać na rosyjską dezinformację - mówi.
Stanowcze sygnały
Rimmer zwraca uwagę, że rozwój wydarzeń uwiarygodnił służby wywiadowcze w oczach opinii publicznej. - Jeszcze zanim Rosja napadła na Ukrainę, brytyjskie i amerykańskie służby wywiadowcze były bardzo stanowcze w mówieniu, że Rosja faktycznie zamierza dokonać inwazji. Nie - że mogą dokonać inwazji czy że jest to pokaz siły. Pokazywały, że Rosjanie gromadzą wojska na granicy z Ukrainą, budują szpitale polowe przy granicy, co nie jest potrzebne do ćwiczeń. Gdy inwazja się zaczęła, ludzie zobaczyli, że to, co służby mówiły, że się wydarzy, faktycznie nastąpiło i to ustawiło je na silnej pozycji, jeśli chodzi o wiarygodność - wskazuje.
Ekspert wyjaśnia, że przekazywanie przez wywiady informacji ma na celu dwie rzeczy - po pierwsze pomaga informować opinię publiczną, dziennikarzy, think-tanki o tym, co się naprawdę dzieje i co może się wydarzyć, ale też demaskowanie planów Rosji, stawianie jej w trudnej sytuacji, zmuszanie jej do odstąpienia od tych planów.
Rosja traci kontrolę
- Jeszcze przed inwazją brytyjskie i amerykańskie służby przekazywały, że Rosja planuje operacje pod fałszywą flagą, by użyć tego jako pretekstu do wojny, albo później, że może użyć broni chemicznej, oskarżając o to Ukrainę. Ale ujawniając to wcześniej, służby powodują, że Rosja przestaje kontrolować narrację. Jeśli mówimy o czymś, zanim oni to zrobią, zmusza to ludzi do tego, by dwa razy pomyśleć nad rosyjską wersją - przekonuje.
- Rosjanie są, albo raczej byli do tej pory, bardzo dobrzy w rozpowszechnianiu swoich historii i podważaniu innych wersji. Ale jeśli spojrzeć na masakry, które są odkrywane w takich miejscach jak Bucza czy Irpień, jesteśmy w stanie pokazać ciała leżące na ulicach, zdjęcia satelitarne z okresu rosyjskiej okupacji, które dowodzą, że te ciała tam były, kiedy byli tam Rosjanie. Należy się spodziewać, że to samo będzie w innych miejscach, że w Mariupolu zobaczymy to samo. Odkryją ciała i będą twierdzić, że ci ludzie zostali zabici przez Ukraińców i że to Ukraińcy są odpowiedzialni za niszczenie miast - przewiduje Rimmer.
Wskazuje, że ten sposób działania Rosjan nie zmienił się od dziesięcioleci - najpierw mówią, że to fejk, a potem, że to zrobił ktoś inny. - To przypomina masakrę w Katyniu, gdzie Rosjanie zabili Polaków, a później twierdzili, że zrobili to Niemcy - przypomina.
PAP/dad