- Ostatni wyjazd to była trasa do miejscowości położonej za Dnieprem, w stronę Ługańska. W transporcie była głównie żywność, przede wszystkim suche jedzenie, puszki oraz woda dla chłopaków, którzy walczą na froncie - powiedział Przemysław. Jak dodał, transport zorganizowała Fundacja Potrzebującym Płock, przy wsparciu Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Płocku, strażaków i osób prywatnych, którzy przekazali dary.
- Gdy dotarłem na miejsce, za Dniepr, dowiedziałem się, że jestem podobno pierwszą osobą, jak mówiono mi - z Europy, która zawiozła tam pomoc. Ludzie mówili, że nikt im tam nie pomaga. To przykre, bo w drodze, na wschodzie Ukrainy mijałem miejscowości, gdzie docierająca pomoc jest widoczna - dodał Przemysław. Zaznaczył, że rejon za Dnieprem, który odwiedził podczas swej ostatniej podróży, to region, gdzie "ludzie żyją praktycznie w strefie działań wojennych", oprócz zagrożenia, borykając się z wieloma trudnościami, np. z brakiem wody, ponieważ w czasie rosyjskiego ostrzału zniszczona została tam ostatnio przepompownia.
Inny świat
- To inny świat niż na wschodzie Ukrainy, gdzie oczywiście też spadają rakiety. Tam, gdzie dojechałem, po drodze widziałem już samochody wojskowe, w tym z rannymi dowożonymi z frontu, czołgi i przelatujące nisko samoloty. Ludność cywilna żyje tam w nieustannym zagrożeniu, a Rosjanie niszczą takie cele, żeby jeszcze bardziej utrudnić im życie - podkreślił Przemysław. Przyznał, że w drodze powrotnej do Polski zabrał Ninę, Ukrainkę, która po wybuchu wojny dotarła do Płocka wraz ze swym dzieckiem w grupie uchodźców - od tego czasu Niną i jej dzieckiem opiekuje się rodzina Przemysława.
- Tydzień wcześniej, gdy też jechałem na Ukrainę, zawiozłem Ninę do jej miejscowości, gdzie mieszkała przed wojną, ponieważ chciała odwiedzić rodzinę, zobaczyć, jak tam teraz jest. Na miejscu przekonała się, że nie ma tam warunków nawet do w miarę normalnego życia, zwłaszcza z dzieckiem. Jej powrót odradzała też rodzina - powiedział Przemysław. I dodał: "chcieliśmy zabrać do Polski ojca Niny, jednak odmówił, nie dlatego, że jest schorowany i obawiał się długiej podróży, ale dlatego - jak stanowczo stwierdził - że nie opuści swojej rodzinnej ziemi, nawet, gdyby miał umrzeć".
26 transportów
Przemysław od rosyjskiej agresji na Ukrainę był tam z pomocą humanitarną już 26 razy – np. na początku lipca, oprócz żywności i środków higieny, które zawiózł do Borodzianki dla ludności cywilnej, dostarczył też pomoc dla ukraińskiego wojska, w tym noktowizor.
Wcześniej, pod koniec czerwca, dzięki jego staraniom i Fundacji Potrzebującym Płock na Ukrainę, jako dar przekazano samochód dostawczy, którym zawieziono przy okazji żywność, środki higieny i leki - samochód został na miejscu przemalowany i obecnie służy ukraińskiemu wojsku. W ostatnim czasie zakupiono drugi podobny samochód, który również będzie służył na Ukrainie do celów transportu wojskowego - w tym przypadku środki na jego kupno zebrali Ukraińcy.
Przed wojną w firmie budowalnej Przemysława w Płocku pracowało ok. 20 Ukraińców - teraz większość z nich walczy na froncie, broniąc swego kraju. Ze względów bezpieczeństwa Przemysław prosi, by nie publikować jego nazwiska. Za dotychczasową pomoc dla ogarniętej wojną Ukrainy Przemysław otrzymał od metropolity kijowskiego i zwierzchnika autokefalicznego Kościoła Prawosławnego Ukrainy Epifaniusza krzyż Odznaki Miłosierdzia.
PAP/IAR/dad