Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Petar Petrovic 23.09.2011

A może tak jabłuszko, marcheweczkę?

Rodzice uczniów dolnośląskich szkół zastanawiają się, czy kampanie informacyjne, promujące u najmłodszych zdrowy tryb życia i zdrową żywność, mają w ogóle sens.
Dzieci i fast foodyDzieci i fast foodyfot. Olivia Droeshaut/Reporters/REPORTER

W tym roku, były one poświęcone promowaniu m.in. szklanki mleka, owoców w szkole albo tego, by "trzymać formę".

W szkolnych sklepikach i na stołówkach nie widać, by ktoś się nimi przejmował. W takiej sytuacji jest mała szansa na zmianę przyzwyczajeń żywieniowych najmłodszych.

Zapiekanki, hot-dogi i zupy w proszku – królują w szkolnym sklepiku w szkole podstawowej przy Kamińskiego we Wrocławiu. Jego sprzedawczyni przyznaje, że sprzedaje dzieciom dziesięć jabłek… w ciągu miesiąca.

W efekcie do Akademii Zdrowego Żywienia we Wrocławiu coraz częściej trafiają kilkuletnie dzieci cierpiące na otyłość.

Małgorzata Gajewczyk, dietek, informowała w "Sygnałach Dnia", że coraz więcej dzieci cierpi na choroby tj. insulinooporność, czy zespoły metaboliczne, wynikające ze złego odżywiania i braku ruchu.

W szkole podstawowej w Kielczowie słodyczy w sklepiku nie ma w ogóle. Sprzedaje się tam zamiast tego marchewki na sztuki i jabłka. Dziecko może sobie samo skomponować kanapkę. Nikt za słodyczami nie tęskni.

Eksperci podkreślają, że promowanie zdrowego odżywiania nie wymaga większych funduszy. Problemem w Polsce jest jednak to, że tylko co piąta placówka ma własną kuchnię.

Powiatowy sanepid we Wrocławiu alarmuje, że na wielu stołówkach nie podaje się surówek. W naszym kraju nie ma żadnych przepisów, które wyznaczałyby tam standardy. Co ciekawe, regulacje takie obowiązują chociażby w więzieniach.

(pp)

Martyna Basaj