Działacza sądzono zaocznie, nie był obecnym w sądzie. Sąd uznał Wiaczesława Siwczyka za winnego udziału w zorganizowanej bez zezwolenia władz akcji 10 października, kiedy to kilka tysięcy osób przeszło ulicami Mińska w marszu na rzecz wolnych wyborów, oraz w mniejszej akcji protestu przeciwko fałszowaniu ich wyników dzień później.
Działaczowi nakazano zapłacenie 6,3 mln rubli białoruskich, czyli równowartość 1,3 tys. zł.
W listopadzie zeszłego roku Wiaczesław Siwczyk został ukazany wysoką grzywną (10,8 mln rubli, czyli 2,4 tys. zł) za udział w dwóch innych akcjach: 23 września na rzecz uczciwych wyborów prezydenckich i 4 października przeciwko planom rozmieszczenia na Białorusi rosyjskiej bazy lotniczej.
Argumentów obrony nie uwzględniono
Jak podaje portal Karta 97 (Charter97.org) adwokat Wiaczesława Siwczyka tłumaczył, że akcja 10 października była przeprowadzona w ramach kampanii "przedwyborczej" i dlatego nie wymagała ona zezwolenia. Natomiast w przypadku 11 października, jak argumentował prawnik, "wina" opozycjonisty nie została dowiedziona. Funkcjonariusze OMON mówili o 10 pażdziernika - że działacz "stał przed plakatem z napisem "Bojkot wyborów" i wykrzykiwał hasło "Żywie Biełaruś".
W efekcie, jak widzieliśmy wyżej, Wiaczeslaw Siwczyk został skazany przez sąd w obu przypadkach i otrzymał olbrzymią karę.
Wcześniej za akcję 10 października, "o wolne wybory", skazano na sąd znanych białoruskich opozycjonistów, były kandydatów opozycji na prezydenta - poetę i pisarza Uładzimira Niaklajewa i Mikołę Statkiewicza
Łukaszenka od ponad 20 lat rządzi Białorusią
Wybory na Białorusi odbyły się 10 października. Według oficjalnych danych urzędujący szef Aleksander Łukaszenka zdobył w nich 83,47 proc. głosów. Opozycja i niezależne środowiska podkreślają, że wybory były sfałszowane.
Szef misji obserwatorów OBWE na Białorusi Kent Harstedt podkreślił, że głosowanie było dalekie od demokratycznych standardów
PAP/Charter97.org/agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś, serwis portalu PolskieRadio.pl