Serwis specjalny: Krzysztof Penderecki w Polskim Radiu >>>
- Kiedyś w Paryżu poznałem świetnego aktora, Jeana Louis Barraulta. Był wtedy dyrektorem francuskiego Teatru Odeon i prowadził przesłuchania wstępne. Prosił, żeby kandydaci weszli na scenę z lewej strony, przeszli się środkiem, spojrzeli na niego i zeszli. Na podstawie tego byli wybierani lub nie - opowiadał w Dwójce Charles Dutoit. - Obecność niektórych osób po prostu wzbudza szacunek, innych nie. I to widać natychmiast. Dyrygent musi mieć ten dar "obecności". Wszystkiego innego można się nauczyć - wyjaśnił.
Czy kariera szwajcarskiego dyrygenta potwierdza tę tezę? Pod wieloma względami tak. Warto pamiętać, że nie pochodził z rodziny muzycznej, ani też zamożnej. - Nie mieliśmy pieniędzy, bym mógł często chodzić na koncerty. Musiałem znaleźć jakiś inny sposób, więc zostałem bileterem - wspomina dobiegający osiemdziesiątki artysta. Pasja melomana nie od początku przekładała się jednak na entuzjazm do muzycznej praktyki. - Instrument brzmiał fatalnie, dlatego nie pałałem miłością do ćwiczeń - mówił Charles Dutoit. - Wydawało mi się, że skrzeczy i cały czas byłem pod dźwiękiem! - wspominał.
Być może młody Szwajcar nie zostałby jednym z najwybitniejszych dyrygentów naszych czasów, gdyby nie... przypadek. Kilka lat później gość Dwójki grał w orkiestrze amatorskiej, której szef pewnego dnia się rozchorował i poprosił Charles'a, aby go zastąpił. - Poprowadziłem za niego próbę z orkiestrą i bardzo mi się to spodobało! Postanowiłem studiować dyrygenturę i tak się stało - opowiada ten ostatni po latach. - Poszedłem na studia do Genewy, a potem już sprawy potoczyły się bardzo szybko...
Po drodze wieloletni szef Montreal Symphony Orchestra oraz Orkiestry Filadelfijskiej, a obecnie główny dyrygent i dyrektor artystyczny londyńskiej Royal Philharmonic Orchestra, spotkał kilku najwybitniejszych mistrzów batuty. Herbert von Karajan zaprosił go do współpracy, choć nigdy go wcześniej nie słyszał. Ernest Ansermet podzielił się z nim wiedzą na temat muzyki Ravela, Debussy'ego, Hindemitha i Bartoka, pochodzącą bezpośrednio od kompozytorów. A Paweł Klecki został osobistym przyjacielem Dutoit.
Do jakich wniosków na temat roli dyrygenta doprowadziły te doświadczenia szwajcarskiego muzyka? - Nie wystarczy mówić muzykom to, co sami już wiedzą. Na przykład, że “nie są razem”. Przecież oni to słyszą - wyjaśnił Barbarze Schabowskiej. - To tak, jakby była Pani chora i poszła do lekarza. A on po zbadaniu stwierdziłby "jest pani chora”... Dyrygent musi wiedzieć, co trzeba zrobić z orkiestrą, by rozwiązać jej problemy - podkreślił. Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy.