Jacek Karnowski: W naszym lubelskim studio dr Mieczysław Ryba, wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, a także członek Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej. Dzień dobry, panie doktorze.
Dr Mieczysław Ryba: Dzień dobry.
J.K.: Panie doktorze, pierwsze pytanie: Katyń Andrzeja Wajdy nominowany do Oscara. Czy to polska szansa na to, by ten mord na polskiej inteligencji został dostrzeżony w całym świecie, zwłaszcza na Zachodzie?
M.R.: No, ja mam taką nadzieję, bo pamiętajmy o tym, że była to pewna tajemnica poliszynela i to przede wszystkim właśnie w kręgach amerykańskich, które doskonale na płaszczyźnie politycznej miały wiedzę, co się w Katyniu stało. Pamiętajmy, że był to naprawdę wyjątkowy mord, ale, oczywiście, w sensie symbolicznym, bo tych ofiar różnorakich tych dwóch totalitaryzmów, również tego komunistycznego, było o wiele więcej. Pokazanie tego jest niezwykle ważne w tej społeczności, bo pamiętajmy, że ciągle obracamy się w kontekście amerykańskim, gdzie jednak są te sygnały i takie niepokojące treści historyczne o tej winie Polaków za drugą wojnę światową. Tymczasem tutaj jest pokazanie i próba przebicia się z tym, co w psychice polskiej tej historycznej jest niezwykle ważne.
J.K.: Bo nasz wizerunek kształtuje teraz raczej Strach Jana Tomasza Grossa, książka, która stawia nas w roli współsprawców zbrodni wojennych, a nie jednych z głównych ofiar tej hekatomby.
M.R.: No właśnie, więc Strach Grossa czy Sąsiedzi Grossa, a więc książki od strony merytorycznej bardzo wątpliwej jakości, jeśli bierzemy pod uwagę wartość taką historyczną i merytoryczną, ale jednak propagandowo niezwykle nośne, co w ogóle pamiętajmy o tym, jak doniosłe znaczenie dzisiaj ma tzw. polityka historyczna i to nie tylko projektowana tutaj przez Polskę, ale przez różne kraje w sensie właśnie kształtowania wizerunku, a dalej polityki współczesnej.
J.K.: Panie doktorze, jak pan ocenia to, co dzieje się wokół mediów publicznych? Ustawa medialna, nowelizacja ustawy autorstwa Platformy w Sejmie. No, duża burza polityczna wokół tego.
M.R.: No, pytanie jest... Oczywiście, to jest już z pewnego takiego kontekstu ułożenia pewnych spraw w przestrzeni mediów publicznych. No, tutaj zapowiedź jest tego typu, że media mają być odpolitycznione. Ja mam obawę, że nie, to znaczy że to może iść właśnie w kierunku pewnych przepychanek, to znaczy w zależności od tego, jaka grupa polityczna, jaka partia polityczna będzie miała pewną sterowność władzy w Polsce, będzie również starała się wpływać na pewien jak gdyby nurt opisywania polityki poprzez media publiczne, które na szczęście w Polsce mają bardzo duży odbiór i mają bardzo duże jak gdyby możliwości oddziaływania i kształtowania i poglądów, i świadomości. Wydaje się, że gdyby rzeczywiście doprowadzić do czegoś takiego, jak ponadpartyjne porozumienie i stworzenie czegoś w rodzaju prawdziwie publicznych mediów nie manipulowanych czy nie sterowanych przez partie polityczne, dopracowalibyśmy się czegoś, co w kulturze, a zarazem w polityce byłoby niezwykle cenne.
J.K.: Panie doktorze, pan jest wykładowcą Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, zwanej w takim potocznym obiegu „szkołą ojca Tadeusza Rydzyka”. Dwa dni temu wykładowcy tej szkoły napisali list otwarty zarzucający szykanowanie środowisk akademickich tej uczelni, eliminowanie możliwości rozwoju szkoły i kreowanie negatywnej opinii o szkole. Co konkretnie wykładowcy mają na myśli?
M.R.: No, oczywiście, te działania, które... To są działania skomasowane, medialne, a zarazem polityczne, które z jednej strony, oczywiście, pozbawiają pewnych należnych środków uczelnię, bo pamiętajmy o tym, że jeśli dany podmiot, a uczelnia jest jednym z prawnie funkcjonujących podmiotów w szkolnictwie wyższym polskim, uzyskał od państwa na mocy normalnej procedury pewne środki na rozwój i w tym kontekście się właśnie próbuje ustawić i rozwijać, i inwestować, na skutek pewnych przetasowań politycznych odbierane są jej te środki, a zarazem kreowana jest pewna wizja, że ta szkoła jest, powiedzmy, przestępczą w pewnym sensie, no bo powiedzmy sobie, takie domysły były snute, no to, oczywiście, odbiera to dobre imię z jednej strony, a z drugiej strony blokuje dostęp do tych środków przecież, które są z podatków również obywateli polskich, a więc tych też studentów czy rodziców studentów, którzy tam studiują. I co jest po prostu jawną niesprawiedliwością i w sferze takiej, powiedzmy, ogólnej, a więc kreowania pewnego wizerunku. Ja przypomnę, jak dzisiaj to jest istotne, szczególnie dla takich instytucji, jak instytucje edukacyjne, które muszą mieć pewne zaufanie społeczne. I tu, jeśli się, powiedzmy, prowokuje tego typu działania, no to jest to niezwykle szkodliwe. Więc w tym sensie wykładowcy, zresztą z różnych uniwersytetów wywodzący się, to nie są... większość z nich pracuje w macierzystych swoich uczelniach w większości miast akademickich w Polsce, wypowiedziała się bardzo jednoznacznie właśnie w obronie dobrego imienia i w obronie praw tej uczelni.
J.K.: W sprawie na przykład poszukiwań wód geotermalnych. Chodzi o dotację z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. Ministerstwo Środowiska twierdzi teraz, że mogło zostać złamane prawo, skierowało do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przy przygotowywaniu dokumentacji. A rzecznik Ministerstwa mówi, że są podejrzenia, iż przy zawieraniu umowy z Fundacją doszło do nieprawidłowości, są pewne nieścisłości dotyczące dat i opisu do aneksu. Istnieje też podejrzenie fałszowania dokumentów. Przytaczam to wszystko, żeby oddać argumentację drugiej strony, która mówi: „nie atakujemy tej jednej szkoły, tylko pilnujemy przestrzegania prawa”.
M.R.: Żeby podać kontekst inny, bo pamiętajmy o tym, że tu jest sprawa wód geotermalnych, ale jest też sprawa właśnie tych funduszy, które miały być na rozwój tych studiów inżynieryjnych w zakresie informatyki i żeby pokazać, że jednak tutaj ta argumentacja w tym zakresie jest jednak mocno nieuzasadniona, to przypomnę, że tej drugiej sprawie odebrano nie tylko dotacje Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, ale trzydziestu bodaj czterem szkołom wyższym innym, natomiast każdy, kto jest jakoś przytomny na umyśle i wie, jakie są konteksty działań i decyzji, doskonale sobie zdaje sprawę, łącznie wydaje się z władzami różnych uczelni, że odebranie innym szkołom wynikało z tego, że na płaszczyźnie formalnoprawnej wniosek złożony przez wyższą szkołę toruńską był po prostu bardzo dobry, zresztą to przyznali też urzędnicy kontrolujący...
J.K.: To chodzi o 15 milionów na Wydział Informatyki w szkole toruńskiej.
M.R.: Tak, dokładnie.
J.K.: Który znalazł się w pakiecie półmiliardowym projektów, którym przyznano pieniądze bez konkursów i Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego, żeby nie dać Toruniowi, unieważniło całą listę.
M.R.: Zabrała też innym. Więc sytuacja jest taka, że jednak widać, że... Po co to mówię? Mówię to po to, żeby pokazać ten kontekst działań w tym drugim zakresie. Co więcej, w tym drugim zakresie stwierdzono z bólem, ja to czytałem na płaszczyźnie medialnej, że niestety wszystko od strony szkoły jest dobrze, „niestety ten wniosek od strony formalnej był dobry, w związku z czym musimy przyznać”. I tutaj mamy tę sprawę doniesienia do prokuratury. Przypomnę, że prokuratura nie wszczęła, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo, na razie żadnego postępowania. Oczywiście, wniosek każdy może złożyć, ja i ktokolwiek inny, bo takie jest prawo obywatelskie, w związku z czym wydaje mi się, że są to znowuż kolejne, raczej medialne działania mające na celu z jednej strony odebrania tego dobrego imienia, z drugiej strony odebrania też właśnie tych należnych środków, bo środki to nie jest własność ani ministerstwa, ani ministra. To są środki publiczne, które w pewnych procedurach się uzyskuje i każdy, kto jest obywatelem i który jest podmiotem prawa w zakresie właśnie adekwatnym funkcjonuje, ma prawo złożyć wniosek. Złożenie wniosku nie powinno być ścigane, a raczej trzeba widzieć pewne dobro, które się dzieje. No, pamiętajmy o tym, że to nie są pieniądze na prywatne wydatki ojca i kogokolwiek, tylko to są pieniądze na rozwój szkoły, a szkoła służy rozwojowi polskiej nauki i edukacji, co jest niezwykle ważne, jeśli bierzemy pod uwagę cały rozwój kraju.
J.K.: To jeszcze dopytam, panie doktorze, na koniec, no bo tam w tle jest zarzut, że te wszystkie dotacje wynikały z przychylności z kolei, takiej nadzwyczajnej przychylności poprzedniej władzy. Bardzo proszę parę zdań dosłownie.
M.R.: No, ale to można w ten sposób zawsze mówić, bo ktoś inny powie... Pamiętajmy o tym, że nie tylko ten podmiot dostawał środki. Z tego, co wiem, raczej wszystkie podmioty, które złożyły wnioski dobre środki dostały. Więc w takim sensie można by powiedzieć, że teraz ci, którzy teraz złożą wnioski, będą korzystać z przychylności nowej władzy. Wyobraźmy sobie taką sytuację, że jest ta europejska szkoła, której nazwy dokładnie nie wspomnę, której rektorem jest pan Gowin, w Krakowie, imieniem Tischnera, i gdyby na przykład złożyła w tej chwili wniosek i dostałaby wedle procedury, a zmieniłaby się władza i by jej odebrano, to co by wtedy powiedziano? Czy to jest sprawiedliwe? Bo jest kontekst pewien, powiedzmy, jakichś powiązań. Kontekst kontekstem, prawo prawem, prawa należy się trzymać.
J.K.: Panie doktorze, bardzo dziękuję. Dr Mieczysław Ryba, członek Kolegium IPN, akademicki wykładowca, był gościem Sygnałów Dnia. Dziękuję bardzo.
[stenogram: J. Miedzińska]