Tytułu wystawy prezentowanej w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie może zmylić. Nie chodzi o sztukę inspirowaną Czarnym Lądem, a o reakcję artystów na burzliwe lata 80-te. Młodzi ludzie szukali alternatywy dla dwóch dostępnych opcji: kariery w PZPR lub zaangażowania w związane z Kościołem środowiska opozycyjne. Powstawały anarchistyczne graffiti, spontanicznie organizowane w prywatnych mieszkaniach wernisaże, ludzi łączył festiwal w Jarocinie.
Za tytuł posłużył wystawie cytat z dokumentu o reggae'owej grupie Izrael, który nakręcił Jacques de Koning. Holender trafił do Polski w 1983 roku, towarzyszył muzykom z kamerą i starał się zrozumieć, co się w kraju dzieje.
W Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie prezentowane jest dokumentujące bunt z lat 80-tych malarstwo, szablony, ziny, instalacje, zdjęcia, a także filmy archiwalne. W sztuce wracano do prostych form, sięgano po kolaż, przetwarzano odpadki popkultury. Na przykład obraz "Ganja", autorstwa Marka Sobczyka, przedstawia generała Jaruzelskiego palącego marihuanę. Na wystawie można także zobaczyć fotograficzny zapis akcji Zbigniewa Libery. W zakładzie karnym w Hrubieszowie artyście udało się przekonać strażników do otwarcia na więziennym spacerniaku plaży.
Ważym elementem wystawy jest też pokazanie, że sztukę lat 80-tych inspirowała swobodna wymiana kultury (ludzie rejestrowali koncerty, dzielili się płytami, kopiowali dla siebie książki).
Na wystawie "Mógłbym żyć w Afryce" znalazły się prace m.in. Zbigniewa Libery, Mirosława Bałki i Józefa Robakowskiego.
Ekspozycja w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie czynna jest do 20 września.