Dzwonki

Ostatnia aktualizacja: 08.07.2015 15:00
Autor: Juan Rulfo. Tytuł: „Pedro Páramo”. Sedno: opowieść o człowieku, który pojął, że jego los, jak los każdy, jest pajęczyną głosów nie z tego świata, słuchanych na tym świecie. To znaczy - rozsypaną Boltanskiego fugą dzwonków nad pustynią w Chile. Albo pięcioma pożegnaniami Kantora.
Christian Boltanski. Twórca prezentowanej W Cricotece wystawy  W mgnieniu oka
Christian Boltanski. Twórca prezentowanej W Cricotece wystawy " W mgnieniu oka"Foto: PAP/EPA/ STEPHANIE PILICK

Sfilmował to Boltanski kiedyś, a od dni kilku można pustynną samotność dzwonków oglądać na ścianie jednej z dwóch ogromnych wystawowych komnat nowej Cricoteki w Krakowie. I można słyszeć tę rozsypaną, niekończącą się fugę. Przez minutę, godzinę, dzień cały. Tak, można. Dzień po dniu przychodzić, by słuchać dzwonków. Tak. Lecz z daleka, z bardzo daleka, gdyż na podłodze pomiędzy ścianą z gadającymi nad piaskiem dzwonkami a tobą, coś usiadł na ławce tuż przy wejściu – trupy do wąchania. Nieogarnione żadną matematyką zwłoki aż po horyzont, po kraniec chilijskiej pustyni. Kobierzec. Skoszona trawa i cięte kwiaty: gerbery, goździki, tulipany. Życie, co się nieubłaganie obraca w to, w co się od zawsze obraca wszystko. Jeden z największych organicznych dywanów świata, długi na metrów może dwadzieścia, dwadzieścia pięć, szeroki na osiem lub dziesięć. Żółcie, czerwienie i biele na zieleni. Kolory na kolorze. Lecz kolory - do czasu. I na kolorze tylko do czasu. Do czasu, bo - jest czas.

Ten stworzony przez Boltanskiego krajobraz płaski i wertykalny, nieuchronny, ułożony z trupów roślin, zblakłej rdzy pustyni i dzwoniącej fugi, ta, mówiąc obiektywnie, czyli błędnie i fatalnie dla ucha, instalacja, co zwie się „W mgnieniu oka”, zaś ludzkiego narzecza używając - ta znieruchomiała pantomima niedostrzegalnie zdychających traw i kwiatów, ten Eklezjastesa dywan z monotonnym dzwonieniem zaświatów nad sobą - ma bohatera. To czas właśnie. Bo gdy siądziesz na rzeczonej ławce, gdy wąchając niespieszne umieranie roślin i słuchając trupich dzwonków, z każdą minutą będziesz coraz mniejszy, wiedz, że na ścianie za twymi plecami wisi dziesięć zegarów elektrycznych, dziesięć czarnych pasków z czerwonymi cyframi. Liczydła bezszelestne.

Ostatnia cyfra wciąż rośnie. Od jedynki, do dziewiątki, do zera raczej. A później wszystko znów od początku. I siłą rzeczy wciąż rosną cyfry kolejne, patrząc od ostatniej w lewo. Tak cykają sekundy. Ale nie wykluczone, że dziesięć liczydeł pokazuje liczbę umarłych, aż do znudzenia zaludniających doły w dziesięciu dowolnie wybranych punktach tej, jak mawiał Samuel Beckett, „zafajdanej gałki”, zwanej patetycznie Ziemią. Być może tak. Być może nie. Jedno wszakże jest niewątpliwe. Hipnotyczna moc krajobrazu Boltanskiego.

Tadeusz Kantor nauczał, że sztuka nie może być kalką rzeczywistości, gdyż powinna być odpowiedzią na rzeczywistość. Gdy sobie przypomnieć odpowiedzi Kantora, jego pięć kolejnych pożegnań, od „Umarłej klasy” poczynając, na „Dziś są moje urodziny” kończąc, pożegnań, albo seansów słuchania zmarłych, które przecież stały się widmową, bo widmową, lecz jednak fundamentalną częścią naszej rzeczywistości – to się wie. Odpowiedź Boltanskiego, odpowiedź krajobrazu „W mgnieniu oka” jest doskonała jak „Memory/Loss” Roberta Wilsona. Tak doskonała, że wymaga wielkiej powieściowej fikcji. Ale ta, Boga chwalić, została już popełniona. Dotknąłem ją na początku. Autor: Juan Rulfo. Tytuł: „Pedro Páramo”. Sedno: opowieść o człowieku, który pojął, że jego los, jak los każdy, jest pajęczyną głosów nie z tego świata, słuchanych na tym świecie. To znaczy - rozsypaną Boltanskiego fugą dzwonków nad pustynią w Chile. Albo pięcioma pożegnaniami Kantora.

Paweł Głowacki
 

Zobacz więcej na temat: Tadeusz Kantor SZTUKA
Czytaj także

Wizyta starszego pana

Ostatnia aktualizacja: 17.06.2015 19:01
Dzisiejszy Narodowy Stary Teatr już się zdarzył – w Warszawie lat międzywojennych, głównie na letnich scenach. I wszystko, co jest o dzisiejszym Starym do powiedzenia – Słonimski napisał już wtedy. Nie warto niepokoić pióra, nie warto brudzić kartki kajetu.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Epilog długiej gry

Ostatnia aktualizacja: 24.06.2015 15:22
Tadeusz Kantor umiera w roku 1990. Stanisław Rychlicki – w 2000. Resztki „Maszyny Miłości i Śmierci” – człekokształtne widma z drewna i metalu – stoją w Muzeum Marionetek w Palermo. Nie ruszają się. Cisza. Kilka lat temu byłem w magazynach Teatru Groteska. Nie poruszyło się nic. Jak makiem zasiał.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Samuel Błazen

Ostatnia aktualizacja: 30.06.2015 15:15
Staną na środku: Błazen, Kent i Lear. Znieruchomieją na prostokącie kamieni, w wątłym, mrącym świetle. Wtedy Błazen powie kawałek innej opowieści Becketta – początek "Wtedy gdy". Te słowa gołe, każde z małej litery, te zdania bez przecinków i kropek, ten szelest.
rozwiń zwiń