Portale społecznościowe stały się pewnego rodzaju sceną, na której prezentowane są różne talenty. Pierwszą taką społecznościową sceną był portal MySpace.
Powstał w 2003, czyli rok przez Facebookiem i 2 lata przed YouTube. To właśnie od niego wszystko się zaczęło. Między innymi na kręgosłupie MySpace wyrósł serwis YouTube. Do tego stopnia, że MySpace zabronił użytkownikom wrzucania filmów z tej platformy, ponieważ działała tam własna aplikacja prezentującą wideo. Jednak internauci bardzo szybko wymusili tę możliwość. W ten sposób MySpace uruchomił internetową rewolucję i stał się jej ofiarą.
Lidia Rudzińska zauważa, że MySpace pojawił się w idealnym momencie i miejscu. W momencie, kiedy coraz więcej użytkowników miało lepszy dostęp do Internetu, szybsze łącza. Pozwoliło to zarówno na wgrywanie filmów oraz piosenek do Internetu, jak i na odbieranie tych materiałów. - Fenomenalny w MySpace był fakt, że platforma ta dała pole do popisu twórcom amatorskim, często undergroundowym - mówi gość "Dwójki".
MySpace było też dobrym miejscem dla tych, którzy nie chcieli słuchać mainstreamowej muzyki, czyli tego, co prezentowało wówczas MTV oraz inne popularne muzyczne programy. Portal pozwalał użytkownikom przemienić się w swego rodzaju poszukiwaczy skarbów. - Mogli tam znaleźć to, czego nikt inny wcześniej nie słuchał, nie znał. Jednocześnie swoim zainteresowaniem dzielili się z innymi, co pomogło wypromować niszowe nurty muzyczne - tłumaczy kulturoznawca.
Jednak to nie trwało długo. W momencie, kiedy pojawiły się pierwsze gwiazdy wypromowane przez użytkowników MySpace, wytwórnie zrozumiały, że można na tym zrobić biznes. I zaczęły tworzyć artystom sztuczne internetowe tożsamości. - Muzycy podszywali się pod amatorów, choć mieli nie tylko warsztat, ale także pieniądze na klipy lepszej jakości dźwiękowej i wizualnej - opowiada Rudzińska. Fałsz szybko wyczuli odbiorcy. - Użytkownicy MySpace stracili zaufanie do całego portalu, chociaż byli tam nadal amatorzy - tłumaczy gość Dwójki. Choć wielu wieszczyło, że jego dni są policzone, to na początku tego roku serwis muzyczny w odświeżonej formule wrócił do gry.
Zdaniem kulturoznawczyni jest jeszcze szansa na promowanie niszowej muzyki tym kanałem. Jednak musiałyby się zmienić sposoby docierania do twórcy. - Dziś taką rolę bardziej pełni YouTube niż MySpace. A to dlatego, że na YouTube panuje większa przypadkowość - wyjaśnia. Zauważa jednak, że MySpace różni się od YouTube założeniami. Na MySpace poszukiwacze, czy łowcy talentów wyszukują nowe trendy muzyczne. Na YouTube celem są same wyświetlenia.
Przykładem świetnie ilustrującym tę różnicę jest artysta funkcjonujący pod pseudonimem CeZik, którego filmy oglądają miliony internautów. - On nie szuka wytwórni, bo bezpośrednio dociera do odbiorców i czerpie z tego zyski - tłumaczy nasz gość.
(mb)
W audycji, w związku z premierą kinową filmu "World War Z", rozmawialiśmy także o kulturowym znaczeniu zombie. Co - oprócz spustoszenia wśród ludzi - wniosły one do kina, literatury, komiksu? O to zapytaliśmy Jakuba Demiańczuka - redaktora naczelnego "Kultury", dodatku do "Dziennika Gazety Prawnej".
W Słowniku popkultury wytłumaczyliśmy hasło"NoLife".
W audycji rozmawialiśmy też z Agnieszką Holland o Międzynarodym Festiwalu Filmowym w Karlowych Warach. Reżyserka była tam przewodniczącą jury.
Do wysłuchania audycji zaprasza Marta Strzelecka.
/www.facebook.com/poppoludniedwojki