Nowojorskie bary od dawna spełniały tę samą rolę, która w Europie należała do francuskich czy wiedeńskich kawiarni, będąc miejscem, gdzie bardzo łatwo można było spotkać tworzących w tym mieście artystów. – Dziś "barowy" charakter Nowego Jorku uległ pewnej zmianie – powiedziała Małgorzata Kałuża. – Jedynym tego typu miejscem, gdzie toczy się życie literackie i intelektualne, jest bar KGB w East Village – dodała.
Do Nowego Jorku twórcy ciągnęli zawsze. Janusz Głowacki, od ponad 30 lat mieszkający w tym mieście, mówił, że Amerykanie dają artystom z zagranicy dwa lata. – Jeśli w tym czasie coś się osiągnie, to znaczy, że jest się OK. Jeśli zaś się to nie uda, to znaczy, że ten człowiek się nie nadaje, a co za tym idzie - jest lekceważony – powiedział.
Pisarz opowiadał, jak trudno odnaleźć się w miejscu tak pełnym kontrastów. Już Paul Auster pisał: "Nowy Jork jest jedynym miastem na świecie, które należy do wszystkich. To nie jest Ameryka, tu jest wszystko. To miasto, którego 40 procent populacji urodziło się za granicą. To miasto, w którym mówi się w każdym języku, w którym wyznawana jest każda religia i w którym mieszka każda rasa. Nie ma na świecie miasta tak pełnego różnic jak Nowy Jork".
– Nowy Jork to nie jest jedno miasto – potwierdził Janusz Głowacki. – Sam Manhattan składa się z zupełnie odmiennych części. To jak nieprzystające do siebie klocki: Chinatown nie ma nic wspólnego z Wall Street, z którym graniczy, włoska kolonia Mała Italia nie ma nic wspólnego z Soho. Na jednym rogu można kupić kradziony rower i mało używany pistolet, a zaraz obok są sklepy Tiffany’ego i Blooming Dale – mówił.
W "Miastach pisarzy" rozmawialiśmy także z Magdaleną Maksimiuk, doktorantką w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych PAN, absolwentką amerykanistyki na UW.
Audycję przygotowała Katarzyna Hagmajer-Kwiatek.
mc/jp