W archiwum Polskiego Radia zachowały się szczególne nagrania o Władysławie Broniewskim – poecie i żołnierzu, którego 127. rocznica urodzin mija 17 grudnia 2024 roku.
Głos zabrały: Janina Broniewska z domu Kunig, jego pierwsza żona; Maria Broniewska-Pijanowska (córka Marii Zarębińskiej, jego drugiej żony); Ewa Zawistowska (wnuczka poety), a także Janina Broniewska, jego starsza siostra.
Wspomnienia te dotyczyły z jednej strony kilku ważnych punktów biografii Władysława Broniewskiego, z drugiej zaś – ukazywały go od nieco innej, rodzinnej i prywatnej, strony.
Jabłoń małego Władysława
Opowieści o poecie sięgają jego czasów najdawniejszych.
– Mieliśmy naprawdę szczęśliwe dzieciństwo – podkreślała Janina Broniewska, starsza siostra. W jej wspomnieniach zachował się wspaniały, pełen bujnej roślinności, ogród przy płockim domu dziadka.
– Wchodziło się do ogrodu przez oszkloną werandę. Pamiętam dąb i obok duży stół, i krzak bzu, i altanę z pięknym widokiem na Wisłę. To było nasze, dzieci, ulubione miejsce.
Jak opowiadała, każdy z trojga rodzeństwa miał w tym arkadyjskim ogrodzie "swoje drzewo". – Do mnie należała grusza, siostra miała śliwę, a brat: jabłuszko.
02:00 siostra.mp3 Wspomnienia Janiny Broniewskiej, siostry poety (PR, 1974)
Areszt i "młodzieńcza romantyka"
Kolejne wspomnienia przenoszą słuchaczy w późniejsze lata. W 1926 roku Władysław Broniewski poślubił Janinę Kunig, z którą miał córkę Joannę, słynną (bo upamiętnioną w dramatycznych wierszach) "Ankę". Małżeństwo to rozpadło się przed wybuchem II wojny.
– Przechodziłam z nim dobre koleje losu i złe. Zresztą nie wiem, jak się do nich ustosunkować: co było złe, a co było zabawne – przyznawała przed radiowym mikrofonem Janina Broniewska, żona poety. – Bo nawet te wszystkie przygody z grypsami, z noszeniem paczek, z uwięzieniem. To też była taka młodzieńcza romantyka.
"Przygody", o których opowiadała pierwsza żona Władysława Broniewskiego, dotyczyły aresztowania we wrześniu 1931 roku zaangażowanego wówczas ideowo, komunizującego poety. Oddział policji "zajmującej się tropieniem wrogów państwa" (jak pisał biograf Mariusz Urbanek) umieścił trzech redaktorów "Miesięcznika Literackiego" – Jana Hempla, Aleksandra Wata i właśnie Władysława Broniewskiego – w jednej z cel Centralnego Więzienia przy ulicy Daniłowiczowskiej w Warszawie. Bezpośrednią przyczyną było, według biografa, m.in. umieszczenie w "Miesięczniku" protestu przeciwko torturowaniu więźniów politycznych.
Po kilku tygodniach jednak, z powodu braku dowodów i najprawdopodobniej dzięki wstawiennictwu Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, aresztowani wyszli na wolność.
00:25 1 żona.mp3 Wspomnienia Janiny Broniewskiej, pierwszej żony poety (PR, 1972)
"Czy chciałabyś, żebym był twoim tatusiem?"
- Kiedy miałam sześć lat, moja mam powiedziała mi, że pójdziemy na spacer do Łazienek i że spotkam tam pewnego pana. Pan okazał się sympatyczny i uśmiechnięty. Przedstawił się: "Jestem Władysław Broniewski". "Jestem Marysia", odpowiedziałam. Podał mi rękę i zapytał: "Czy chciałabyś, żebym był twoim tatusiem?". Spojrzałam na niego i odpowiedziałam: "Tak" – wspominała przez radiowym mikrofonem Maria Broniewska-Pijanowska swoje pierwsze spotkanie z poetą.
Władysław Broniewski związał się w 1938 roku z jej matką, Marią Zarębińską. Od tego czasu żyli w nieformalnym związku.
We wrześniu 1939 roku rozdzielili się, ale w grudniu pisarzowi udało się sprowadzić ukochaną (którą w wierszach będzie nazywać "żoną") i jej córkę do Lwowa.
- Kiedy wybuchła wojna, Broniewski założył mundur, wsiadł na rower i pojechał szukać swojego pułku. Pierwsze wiadomości od niego przyszły chyba w październiku: że jest we Lwowie i że bardzi chce, żebyśmy do niego przyjechały – opowiadała Maria Broniewska-Pijanowska.
Podróż, mimo wojennej zawieruchy, zakończyła się szczęśliwie, a uradowany poeta wynajął nawet "karetę", którą woził żonę i córkę do lwowskich restauracji.
W zajętym przez radzieckie siły Lwowie daleko jednak było do sielskiej atmosfery.
"Zgnieść w zarodku gadzinę nacjonalistyczną"
- Napisał dla mnie wiersz, który miałam wygłosić na Gwiazdkę bodajże w Związku Literackim podczas choinki dla dzieci. Wiersz miał tytuł "Lotniczka", a było w nim: "przelecę lądy, przelecę morza, chcę być znowu nad Żoliborzem, chcę tam zobaczyć domek nasz mały, gruzy już z niego tylko zostały, chcę zobaczyć miasto rodzinne, zawsze to samo, chociaż tak inne" – wspominała Maria Broniewska-Pijanowska.
Okazało się, że według radzieckich towarzyszy "ta zwrotka jest niedobra" (przypominała wszak o zburzonej przez, wówczas jeszcze sojuszniczych Niemców, Warszawie).
- Broniewski był bardzo zdenerwowany. Powiedział mi, że zależałoby mu na tym, bym nie wygłosiła tego wiersza. Wyszłam na scenę i – to była niczym moja pierwsza polityczna manifestacja - stanęłam i nic nie powiedziałam.
W opowieściach Marii Broniewskiej-Pijanowskiej nie mogło oczywiście zabraknąć dramatycznego momentu aresztowania Władysława Broniewskiego przez NKWD w 1940 roku.
- Mama wróciła z teatru, była aktorką, i poinformowała mnie, że mają zaproszenie na spotkanie. Ja nagle dostałam autentycznej histerii. Wybuchłam płaczem, mówiłam, by nie wychodzili. Ojciec huknął na mnie, bym się uspokoiła.
- Rano, około siódmej czy ósmej, mama wróciła, już bez ojca. Bardzo zdenerwowana. Opowiadała, że przyjechała ponoć jakaś delegacja ukraińskich pisarzy, że musieli usiąść przy jakimś dużym stole z innymi. W pewnym momencie podszedł do mamy Daszewski (przyjaciel Broniewskich, sympatyzujący z sowiecką władzą - przyp. red.) i powiedział: "Marysiu, natychmiast wyprowadź Władka". Ale zaraz potem ktoś komuś dał w twarz, zgasło światło, stół poleciał w górę, weszło NKWD i "za chuligaństwo" wszystkich zaaresztowali.
12:11 córka przybrana.mp3 Wspomnienia Marii Broniewskiej-Pijanowskiej, przybranej córki poety (PR, 1995)
Sprowokowana awantura była dla NKWD pretekstem. Już następnego dnia ukazała się w lwowskim "Czerwonym Sztandarze" informacja o tym, że "pijani polscy literaci zdemolowali klub". Na trzeci dzień w tym samym piśmie pojawił się spreparowany przez NKWD artykuł, w którym "demaskowano" aresztowanych Polaków. "Zadaniem partii i szerokich mas pracujących jest zgnieść w zarodku gadzinę nacjonalistyczną, zdemaskować przyczajonych agentów wroga, ujawnić wobec nich największą bolszewicką czujność, jakiej nas uczył towarzysz Stalin", pisano.
Władysław Broniewski po kilku miesiącach przetrzymywania we Lwowie został przewieziony do moskiewskiego więzienia NKWD na Łubiance, a ponad rok później – w głąb ZSRR.
Poeta został uwolniony w 1941 roku na mocy amnestii związanej z układem Sikorski-Majski. Wstąpił do Armii Andersa i w jej szeregach przedostał się na Bliski Wschód.
Tymczasem w 1943 roku Niemcy aresztowali w Warszawie Marię Zarębińską (która angażowała się m.in. w pomoc Żydom z warszawskiego getta).
"Gdy się dowiedział, straszliwe się załamał"
- Wujka skatowało gestapo, mamę zabrali do Auschwitz. Potem Broniewski, a był już w Armii Andersa, otrzymał wiadomość, że jego żona zmarła w obozie – opowiadała w Polskim Radiu Maria Zarębińska-Pijanowska. – Napisał wtedy "Drzewo rozpaczające", całą serię pięknych wierszy.
"Do widzenia, droga żono", wołał wtedy z jednym z liryków.
Tymczasem wieści o śmierci Marii Zarębińskiej nie okazały się prawdziwe. "W lipcu dowiedziałem się, że Marysia została uratowana po dwóch latach Oświęcimia i innych łagrów", zwierzał się Władysław Broniewski w liście do Juliana Tuwima. Był wówczas jeszcze w Palestynie, właśnie planował wyjazd do Londynu.
Postanowił wrócić do Polski.
- Mama wyszła po niego na lotnisko. Kupił jej kapelusz – wspominała Maria Zarębińska-Pijanowska . – Mieszkałyśmy wtedy w Łodzi. Siedziałyśmy z Anką bardzo spięte, patrzyłyśmy się na niego, wydał nam się taki obcy i inny. Przywiózł nam piękne granatowe golfy. Ale po kolacji przeczytał nam po raz pierwszy w życiu swoje dwa wiersze: "Romantyczność" i "Mazurek Chopina". Ta jego interpretacja i te wiersze zostały mi na całe życie.
Wspólne szczęście nie trwało jednak długo. Marię, wyniszczoną pobytem w obozie, dotykały nowe choroby, coraz poważniejsze i śmiertelne.
- Załatwił jej pobyt w szwajcarskim szpitalu, przebywała tam prawie półtora roku. Odwiedzałyśmy ją – opowiadała Maria Zarębińska-Pijanowska.
- 5 lipca 1947 roku mama umarła. Broniewski wtedy straszliwe się załamał. Dwa razy przeżył jej śmierć: wtedy w Palestynie i teraz. I bardzo zaczął pić, bardzo. Miotał się, nie wiedział, co miał ze sobą zrobić. Pojechał raz do Zakopanego i tam poznał swoją przyszła żonę, panią Wandę.
Władysław Broniewski z córkami: Anką (na dole) i Marią (na górze). Lata 50. XX w. Fot. Darek Golik/Forum
"Niedopowiedziana tęsknota za Anką"
W archiwum Polskiego Radia znajdują się również nagrania z udziałem Ewy Zawistowskiej, wnuczki poety, a córki Joanny Broniewskiej-Kozickiej - "Anki”, zmarłej tragicznie w 1954 roku.
- Pierwsze narty dostałam od dziadka, pojechaliśmy w góry samochodem. Pamiętam, a to już było po śmierci Anki, jak po dwóch stronach ośnieżonego pagórka, wśród brzóz, dreptaliśmy każdy sobie. I w gruncie rzeczy milczeliśmy – mówiła Ewa Zawistowska. – Była cisza, która wynikła z zawartej dużo wcześniej, prawdopodobnie między Władkiem a babką, umowy, że mnie, Ewie, nie wolno powiedzieć o śmierci Anki. I była między nami ta niedopowiedziana potworna tęsknota za Anką.
Jak zaczęło się to dramatyczne niedopowiedzenie?
- Kiedyś babka zawołała mnie do swojego pokoju. Otworzyła szufladę, wyjęła zdjęcie Anki, takiej bardzo ciepłej i uśmiechniętej, oprawione w ramkę. Powiedziała: "Ewusiu, mama wyjechała daleko. Prędko nie wróci. Powieś sobie to zdjęcie nad łóżkiem".
We wspomnieniach Ewy Zawistowskiej zwraca uwagę jeszcze jedno – co ma również związek z "Anką" jako bohaterką kilkunastu wierszy napisanych przez Broniewskiego po śmierci ukochanej córki.
03:47 wnuczka.mp3 Wspomnienia Ewy Zawistowskiej, wnuczki poety (PR, 1995)
- Dlaczego na swoja matkę mówię "Anka"? Mówię tak, myśląc o jej zdjęciu w ramkach za szkłem, o jej micie. Ciekawe, że w świadomości wielu ludzi funkcjonuje ona jako dziewczynka, ponieważ wiersze pisane o niej były porównywanie do "Trenów" Kochanowskiego. Wielu więc sądzi, że Anka to też było takie dziewczątko – podkreślała wnuczka poety. – Tymczasem w chwili śmierci Anka miała 24 lata, męża, 6-letnią córkę, kawał życia zawodowego za sobą i różnych dorosłych przeżyć.
***
Czytaj także:
**
Wspominając w Polskim Radiu swoje pierwsze spotkanie z Władysławem Broniewskim, Maria Zarębińska-Pijanowska przywoływała również między innymi taką, intymną i rodzinną scenę.
- Kiedy szliśmy razem w Łazienkach, cały czas skakałam na jednej nodze. Powiedział mi, że jestem wróbel na nitce. A ja do niego: "A ty jesteś stary niedźwiedź".
- Następnego dnia rano narysowałam coś. Stary niedźwiedź spał w łóżku, mała dziewczynka stała obok z trzepaczką, a podpis głosił: "Start niedźwiedź mocno śpi". Poszłam z mamą do Broniewskiego i podarowałam mu ten rysunek.
jp
Źródło: Mariusz Urbanek, "Broniewski. Miłość, wódka, polityka", Warszawa 2011.