David Lynch, reżyser m.in. "Blue Velvet", "Dzikości serca", "Zagubionej autostrady" czy "Miasteczka Twin Peaks", wydał właśnie płytę "The Big Dream". Promuje ją piosenka nagrana wspólnie z Lykke Li "I'm Waiting Here".
Zdaniem Karoliny Kosińskiej z "Kwartalnika Filmowego" nie jest to jednak kaprys. - W domu ma studio nagraniowe. Dochodził do etapu, że zaczął sam tworzyć muzykę. To kolejna ścieżka. One się przecinają i uzupełniają - powiedziała. Przypomniała też, że Lynch zajmuje się ostatnio małymi formami. Zrealizowała z Trentem Reznorem teledysk. Wypuścił też reklamę kawy. - Zyskała miano najdziwniejszej i najbardziej przerażającej w historii. To 4-minutowy zapis rozmowy Lyncha z głową lalki Barbie, którą ściska i dręczy. To rodzaj flirtu bez finału. Tak samo przerażający jak pierwsze filmy Lyncha – powiedziała Kosińska.
Właśnie dotykanie rzeczywistości lęku jest zdaniem Janusza Wróblewskiego istotą kina Davida Lyncha. - Nie pokazuje akcji w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, tylko akcję emocjonalną, polegającą na ucieczce od zagrożenia i traumy, która jest niedopowiedziana - powiedział. Znana jest natomiast droga ucieczki. Wyzwalania się ze strachu. Niekoniecznie ma to coś wspólnego z rzeczywistością dotykalną.
Wróblewski przyznaje, że do końca nie rozumie kina Lyncha. – Dociera do mnie na poziomie emocjonalności stanów lękowych. Natomiast żebym miał powiedzieć, o czym to jest albo jaka kryje się za tym fabuła? Nie umiem, nie wiem – powiedział Wróblewski.
Jego zdaniem, Lyncha zadowala tylko to, co jest pod fasadą racjonalności. Przykładem na to jest film "Blue Velvet". - Rzeczywistość laurkowa, którą nam sprzedają media, której dotykamy w postaci reklam. David Lynch mówi: puknijcie się w czoło, zobaczcie, co jest pod tym. Nie wierzcie ułudzie - powiedział Wróblewski. Zgodził się też z opinią, że Lynch to artysta kluczowy dla naszych czasów. - Nasze czasy są odczytywane poprzez logikę i racjonalność, że wszystko ma być uporządkowane. A kino Lyncha i sam Lynch krzyczy, że to nieprawda - powiedział Wróblewski.
Krzysztof Majchrzak zagrał w ostatniej fabule Lycha pt. "Island Empire". - Jako widz, czuję, że facet odwiedza moje człowiecze lęki w najczarniejszej porcji. W tym niewypowiedzianym. Czuję jego opiekę nad tym lękiem, empatię - powiedział Majchrzak. Jego zdaniem sam fakt, że ktoś dostrzegł jego lęk, automatycznie pomaga mu się z nim oswoić.
Przyznał, że już samo spotkanie z Lynchem było dla niego bardzo krzepiące. - Że artyści, którzy w większości są "frajerami i lansiarzami”, mają tak pięknego przedstawiciela, który potrafi się zająć człowiekiem na podstawowym poziomie. Porządnego wypicia piwa przy stole. Człowiek czuje się, że siedzi przy stole z bratem. To nie jest cecha artystyczna i reżyserska. To jest cecha Davida człowieka. Cieszę się, że zalicza mnie do swoich przyjaciół - powiedział Majchrzak. Jego zdaniem Lynch wysunął ekstremalne wnioski z Kafki. - Wystarczy przeczytać "Zamek”, żeby wiedzieć, że tam się coś czai. Coś, o czym autor wrednie nie wspomina. On rozwija kafkowski świat i przetwarza swoim językiem na teren filmu, czyli kultury masowej - powiedział Majchrzak.
Mówi się, że David Lynch stworzył kod porozumiewania się ze swoimi widzami. Rozpoznajemy sytuacje i obrazy z jego filmów. Tę jedną scenę, która zostaje w pamięci. Ale Lynch ma też i przeciwników. - Są ludzie, którzy twierdzą, że te filmy są pozbawione sensu, bo nie da się zrekonstruować fabuły - powiedziała Kosińska. Jej zdaniem nie jest pewne, że Lynchowi chodzi o to, żebyśmy zrozumieli jego filmy. - Na pewno chce, żebyśmy się nad tym zastanawiali. Podobnie jak bohaterowie staramy się dotrzeć do sensu. Jego filmy dotyczą rozpadu tożsamości. Szukają jej jego bohaterowie i my widzowie. To nie jest oswajanie lęku przez wskazanie wyjścia z niego, tylko tkwienie w nim cały czas - powiedziała. Jej zdaniem nieuchronność lęku jest beznadziejna.
Z krytykami filmowymi Karoliną Kosińską z "Kwartalnika Filmowego" Januszem Wróblewskim z "Polityki" oraz aktorem Krzysztofem Majchrzakiem rozmawiał Jacek Wakar.
tj